Stalking?
Kończy list: - I niech pan, panie Ż., uważa, bo ten ch... z nieba, Bóg, jak się pomyli, to uśmierci pana, tak jak uśmiercił Edka z Minkowic.
Honorata (lat ok.60) bierze swoje zdjęcie, zakleja nim fotkę policjantki z ulotki - teraz wygląda, jakby to ona była dzielnicową. Zbiera plik papierów i pakuje do koperty. Zwykle dużo znaczków klei bezpośrednio na kartki, po czym i tak sama zanosi wszystko na komisariat. Dziś tam, gdzie ma być znaczek, wpisuje: - "Bez znaczka, zezwolenie z dnia 5 lutego 2009, przez funkcjonariusza M." i wrzuca do skrzynki. List dochodzi, a funkcjonariusz czyta: - Zapytałam, ile razy ją seksował dziennie. Odpowiedział, że obowiązkowo 2 razy rano i wieczorem oraz 2 razy w dzień, czy ok. 1 raz dziennie. To proszę sobie obliczyć 3 razy dziennie przez 720 dni to są... Pan obliczy sobie, panie Ż.
Nie wiemy, czy policjant nadążał za tokiem rozumowania Honoraty. Nie wiemy nawet, czy obliczał. W każdym razie na pewno czytał. - Musimy, choć czasem taki list ma kilkanaście stron - tłumaczy komendant komisariatu w Jelczu-Laskowicach Wojciech Jakubowski. Pisma przychodzą z adresem policji, więc za każdym razem trzeba im nadać urzędowy bieg. A listów Honorata wysyła miesięcznie kilka.
- Nie można lekceważyć żadnych sygnałów - precyzuje starszy aspirant Piotr Sosulski, kierownik rewiru dzielnicowych na komisariacie w J-L. - Taka osoba też może być świadkiem jakiegoś zdarzenia, musimy wszcząć postępowania sprawdzające.
Więc czytają. O braku porządku w gminie i o "autentycznej prawdzie". O tym, kto jest prostytutką i że władza nie dba o sprzątanie. O wypalaniu traw i o sąsiadach, którzy nie wynoszą śmieci. Że chodnik krzywy, że brudno, że nic się nie dzieje i że trzeba ratować sarenki. W listach są pewne fakty, ale policjanci już wiedzą z doświadczenia, że raczej się nie sprawdzą. Ale sprawdzać trzeba.
Zdecydowanie mniej problemów jest z literaturą piękną. Choćby z takim przesłaniem Krystyny (ok.50 lat, pod stałym comiesięcznym dozorem dzielnicowego) pod tytułem "Nasza Ziemia Umiera":
- My, mądrzy tego świata, dajemy sobie rozgrzeszenie. Organizacje rządowe naszej planety, zbierzmy się i zastanówmy, co można. Jak wybrnąć z zagrożenia, a może nie można?
Nie tylko problemy ogólnoświatowe zaprzątają umysły autorów. Jeden z mieszkańców napisał wiersz, zaczynający się od słów:
Moje życie to udręka, moje życie to wyzwanie?
I ofiarował dzieciom "na dożywianie": Za pośrednictwem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej prośbę kieruję również do pana Michała Sz., żeby użył swoich wszystkich możliwości o wystawienie tej twórczości w Gazecie Powiatowej, jak również w Gazecie Wyborczej, i również proszę, aby nagrano na płycie i umieszczono, a kto ma podłożyć głos, to zwracam się do naszej rodziny (obywatelek). To szczytny cel, to nasze skarby. Wszystkie dzieci są nasze.
Autorki tak się przywiązują do "swoich" funkcjonariuszy, że kiedyś musiał powstać utwór "Pragnę zostać Niewolnikiem Serca Twego" (wersja z opalanymi brzegami kartek):
Kochany, śpij dziś słodko,
bo dla Ciebie i dla mnie dziś
Na dworze pada deszcz,
Który dziś ukołysze nas do snu.
Przed paroma minutami,
przejechał radiowóz, serce biło mi mocno.
Wiem, że to nie Ty, kotku, w nim jechałeś,
bo Ty na pewno śpisz po nocnej zmianie.
Tego żonie raczej pokazać nie można, a i koledzy będą się tylko śmiać. Specyficzny stosunek do funkcjonariuszy łączy autorkę z Bożeną (ok. 30 lat, pod stałą opieką psychiatryczną), która policjantom zadedykowała utwór "W niebieskim mundurze":
Stoją na straży prawa
Szukają zaginionej osoby
Meldują o skutkach wypadków na drodze
Ścigają przestępców i ludzi wyjętych spod prawa
Chronią życia i zdrowia ludzi
Chcesz z nimi porozmawiać
Dzwoń pod numer 997
Więc dzwonią
Niestety, rozmowy telefonicznej nie można odłożyć na potem, jak listu. Ponieważ dzwonią pod numery alarmowe 997 lub 112, nie można też ich zlekceważyć. A rekordzistka potrafiła dzwonić do dyżurnego w oławskiej komendzie 176 razy w ciągu jednej doby! To Krystyna - bezapelacyjnie pierwsza w rankingu tych, którzy zawracają głowę naszym policjantom.
- Jak dzwoni pierwszy raz i przez 20 minut mówi to samo, bo policjant nie rozpoznał, że to ona, ktoś inny w tym czasie może się do nas nie dodzwonić, więc to jest poważny problem - mówi aspirant Sosulski.
I to problem ogólnopolski. Niemal każda komenda ma swoją Krystynę czy Honoratę, które piszą i wydzwaniają, zajmując funkcjonariuszom czas. W Oławie dyżurny bez problemu potrafi wskazać kilka takich osób.
Problem jest poważniejszy w małych jednostkach. O ile w Wrocławiu, dzwoniąc pod bezpłatne numery 997 lub 112, mamy do dyspozycji co najmniej kilkanaście linii, to w Oławie zaledwie dwie, a komisariat w Jelczu-Laskowicach dysponuje tylko jedną linią. Jeśli dzwoni Krystyna i rozmawia parę minut, nikt więcej się nie połączy.
- Na pierwszy rzut oka wydaje się, że te telefony to śmieszna sprawa, bo wiadomo, że do różnych instytucji wydzwaniają osoby z problemami psychicznymi i zawracają głowę - mówi komendant powiatowy policji Jacek Gałuszka. - Chcą tylko, by ktoś z nim porozmawiał, ale 997 czy 112 to nie te telefony. Jeśli zechcemy z nimi rozmawiać, w tym czasie nie dodzwoni się do nas ktoś, kto naprawdę potrzebuje pomocy w sytuacji zagrażającej zdrowiu bądź życiu.
Zdaniem komendanta na razie sytuacja jest nierozwiązywalna. Nikogo nie można pozbawiać prawa do bezpłatnego telefonu na policję czy do straży pożarnej. Dopóki ktoś nie stanowi zagrożenia dla innych, nie można go też zmusić do podjęcia leczenia psychiatrycznego. Nasz system pomocy nie przewiduje opisywanej sytuacji.
- Może to miejsce dla działania wolontariuszy? - podpowiada komendant Gałuszka. - Gdyby codziennie przychodzili do takich osób, rozmawiali z nimi, może wtedy nie blokowałyby telefonów alarmowych.
Droga służbowa na razie zawodzi. Parę miesięcy temu gminny ośrodek pomocy, m.in. na wniosek policji, wnioskował do sądu, aby skierować Krystynę na przymusowe leczenie psychiatryczne. Na razie nie ma odpowiedzi, ale z dotychczasowych doświadczeń w podobnych sytuacjach wiadomo, że trudno o nakaz. - Sąd nie widział potrzeby - mówi kierowniczka Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jelczu-Laskowicach Iwona Ekhard. Dlaczego? Bo osoba nie jest ubezwłasnowolniona, bo ma rodzinę, bo nie zagraża innym itp.
Skoro droga służbowa zawodzi, a telefonów alarmowych nie można zlekceważyć, policjanci próbują zniechęcać. Ale nie aspirant Sosulski: - Najpierw staram się łagodnie wytłumaczyć, żeby przestała, że to wszystko już wiemy, i odkładam słuchawkę. Ale znów zadzwoni. Bo ktoś jej musi wysłuchać. Dopiero wtedy na chwilę jest spokój. Ja chyba przyciągam takie osoby, bo zwykle staram się wysłuchać. Im to wystarczy.
Dlatego lubią aspiranta Sosulskiego, a on mężnie bierze na klatę wszelką poezję.
- Nie jest agresywna - opowiada o Krystynie. - Sąsiedzi też nie narzekają na nią, jest uczynna, w rozmowach z nami czasem nawet bardzo romantyczna.
Ma rodzinę. Policjanci informowali syna, że ta pani w nietypowy sposób od dwóch lat umila im życie, blokując numer alarmowy, ale nic nie mogą zrobić. Jej były mąż przyjechał nawet do komisariatu, ale tłumaczył, że jest bezsilny.
Aspirant Sosulski przyznaje, że czasem i on nie wytrzymuje: - Najgorzej, gdy dzwoni i zapodaje wierszem. A potrafi recytować bez przerwy z 10 minut!
Szybko jednak dodaje, że Krysia nie jest zła czy złośliwa. Dla niego to taka "maskotka" komisariatu, której jednak czasem też trzeba postawić tamę. Jak? Najważniejsze to rozpoznać numer, co wcale nie jest takie łatwe, bo w swoim najlepszym czasie Krystyna potrafiła dzwonić i ze stacjonarnego, i z komórki, i z budki. Gdy jednak dyżurni wiedzą, że dzwoni po raz kolejny, podnoszą słuchawkę i rzucają krótko cokolwiek, choćby: - Tu parafia rzymskokatolicka!
Wtedy, zaskoczona, milknie na jakiś czas.
Aspirant Sosulski jest bardziej delikatny, więc to najkrótsza rozmowa trwa nieco dłużej.
- Czy pani coś dolega?
- Nie.
- Czy jest zagrożenie życia?
- Nie.
- To do widzenia.
Ale odłożenie słuchawki przerywa dialog tylko na moment. Bo jak tu nie lubić funkcjonariuszy, a zwłaszcza aspiranta Sosulskiego, który - jak to dzielnicowy, a on jest ich szefem - stara się każdego wysłuchiwać z największą pokorą.
- Kochany Pani Piotrze - pisze Dorota. - Serdecznie pana pozdrawiam z Osiedla Piastowskiego w Jelczu-Laskowicach. Ostatnio jestem trochę zajęta różnymi sprawami, ale dla pana zawsze znajdę czas - proszę mi tylko powiedzieć gdzie i o której godzinie. Porozmawiamy trochę o życiu, o tym, o tamtym. Chyba, że Pan nie chce.
Może sobie nie chcieć
I tak przyjdą. Bo nie tylko piszą, dzwonią, ale czasem też przychodzą. Bywało, że pani Krystyna przychodziła 2-3 razy dziennie. Stawała pod dyżurką i mówiła wierszem albo opowiadała o stosunkach męsko-damskich, czyli jak to się robi.
- Była męcząca - przyznaje pani w sekretariacie komisariatu.
Potem coraz częściej pytała tylko: - A kiedy Sosulski ma zmianę?
Czasem herbatę jej zrobił, pomarańczę dał, kanapką się podzielił. Zapamiętała. Kiedyś dwa cukierki przyniosła mu na służbę.
- To nawet miłe, sympatyczne - mówi aspirant Sosulski. - Ona potrzebuje akceptacji. Gorzej, gdy wpada o drugiej w nocy i od progu: Piotrek, co słychać? Bo ona już mi mówi na "ty". Albo: - Słuchaj, Piotrek, mam taki problem. I przeszkadza w pracy, siedzi długo, wtedy coś muszę zrobić...
Zwłaszcza gdy ubiera się wyzywająco. A bywało, że przychodziła w miniówie, podwójnych rajstopach, z łańcuszkiem na głowie i z chustą na wzór muzułmański, włosy kolorowe.
Wtedy wyciąga coś z szuflady, np. zupę w proszku: - Pani Krysiu, dla pani, i niech pani już idzie...
To działa, ale nie na wszystkich. Kiedyś Bożena przychodziła z gitarą pod komendę i śpiewała aspirantowi, gdy kończył dyżur. Innym razem w ludowym stroju częstowała wszystkich ciastem. Przynoszą laurki, opowiadania, kwiaty, bombonierki. Trzeba odmawiać, wypraszać. W takiej sytuacji najczęściej wołany jest Krzysztof Żelem, pełniący obowiązki zastępcy komendanta komisariatu w Jelczu-Laskowicach:
- Co pani ma do policji?
- Nic, ja was lubię...
Jerzy Kamiński
Rys. Zbigniew Podurgiel
Napisz komentarz
Komentarze