Oława. Potrzebna pomoc
Maria ma 25 lat. To długowłosa brunetka ze spokojnym spojrzeniem. Jest mężatką i ma trójkę kilkuletnich dzieci. Za cztery miesiące na świat przyjdzie kolejne. Na wymarzone mieszkanie czekała pięć lat, w urzędzie miejskim bywała średnio raz na dwa tygodnie. Pytała, prosiła, czekała. - Wydeptałam ścieżkę i wreszcie się udało - wspomina. - Tylko odkąd się wprowadziliśmy, prześladuje nas pech.
Wypadek
W maju przekroczyli próg domu, bardzo się cieszyli, chociaż od razu wiadomo było, że trzeba zrobić remont. Dwa dni po przeprowadzce doszło do tragedii. Półtoraroczny Damian mocno poparzył rączkę. Maria przygotowywała kąpiel, podgrzała wodę i nalała wrzątek do wanienki, chłopiec nagle włożył rękę do środka. - Mąż szybko schłodził go zimną wodą, ale poparzenie było bardzo poważne - mówi. - Trzeba było zrobić przeszczep.
Potrzebny fragment naskórka lekarze pobrali z nogi malucha. Maria była przerażona. Nie mogła znieść cierpienia syna. Leżała z nim w szpitalu i cały czas płakała. Damiana czeka jeszcze jeden zabieg, ale teraz jest już lepiej, pomogły specjalne maści. - Muszę obserwować rączkę. Jeśli sinieje, trzeba ją rozmasować, żeby nie doszło do niedokrwienia.
Wypadek chłopca to tylko jeden z wielu problemów młodych rodziców. Maria nie pracuje, zajmuje się dwiema dziewczynkami i synkiem. Musi bardzo na siebie uważać, bo kolejna ciąża jest zagrożona. Nie wolno jej nosić na rękach Damiana, ani się przemęczać. Każdego miesiąca brakuje pieniędzy na zwykłe potrzeby. Pracuje tylko mąż. Zarabia 1.600 złotych, do tego dochodzi zasiłek z opieki społecznej - po 68 złotych na synka i czteroletnią córkę oraz 91 złotych na sześciolatkę. Same opłaty pochłaniają 1.200 złotych miesięcznie. - Nie chcemy mieć długów, jak mąż przynosi wypłatę, w pierwszej kolejności płacimy rachunki - mówi Maria. - Taką mamy zasadę. Kilkaset złotych zostaje na utrzymanie całej rodziny. Brakuje na podstawowe rzeczy. Ciężko jest wytłumaczyć w sklepie maluchom, że nie mogę kupić pewnych produktów. Starsza córka powoli zaczyna to rozumieć, młodsze dzieci nie...
Bez węgla i ciepłej wody
Maria najbardziej boi się zimy. Pół tony węgla, które otrzymała od MOPS-u, już się wypaliło. Nie ma też ciepłej wody, żeby wykąpać pociechy, grzeje ją na kuchence, a wanienkę stawia przy piecu w dużym pokoju. - Pytałam, ile kosztuje boiler - z montażem wychodzi ponad tysiąc złotych - mówi. - Nie ma najmniejszych szans, żebyśmy mogli go kupić.
Ciepła woda to marzenie z wyższej półki. Matka martwi się o ubranka dla dzieci, pieluchy, jedzenie i środki czystości. Dla oczekiwanego dziecka nie ma ciuszków ani łóżeczka. - Nie planowaliśmy kolejnej ciąży, dlatego rzeczy, które miałam po tamtych dzieciach, oddałam. Teraz potrzebne jest wszystko dla noworodka, ale również dla rodzeństwa.
Problemem są też dwa psy, które Maria zebrała ze sobą z mieszkania rodziców. Jeden z nich bywa agresywny. Już dwa razy ją ugryzł. Kobieta boi się, że może być gorzej, nie chce narażać maluchów. Próbowała oddać psa do schroniska, ale nie było miejsca. - Dzwoniłam kilka razy, nie udało się. Pytałam też weterynarza, poradził, jak postępować z takim psem. Mimo to wciąż chciałabym go oddać, bo przecież wkrótce w domu będzie noworodek.
Kiedy rozmawiałam z Marią, czekała na powrót męża z pracy. Tego dnia miała być wypłata. Wspominała, że nie może nawet pozmywać naczyń, bo skończył się płyn. Mimo problemów finansowych jest pogodna i ma marzenia. W przyszłości chciałaby zrobić kurs informatyczny, bo zawsze interesowały ją komputery. Wierzy, że jak dzieci podrosną, znajdzie pracę. Chce również, żeby maluchy rozwijały się tak, jak ich rówieśnicy. Wie, że dziś komputer jest w prawie każdym domu. - Jeżeli ktoś ma niepotrzebnego laptopa, nam bardzo się przyda.
Alicja i jej marzenia
Alicja to 39-letnia matka siedmiorga dzieci. Jest bardzo skromna i wygląda niepozornie, ale ma mnóstwo energii. Tłumaczy, że przy takiej ilości pociech musiała się nauczyć dobrej organizacji. Troje dzieci choruje. 11-letni syn ma autyzm i wymaga stałej opieki, a bliźniaczki maja problem z układem wchłaniania. - Nie mogą jeść produktów mlecznych - mówi Alicja. - Trzeba bardzo uważać, dziewczynki jedzą głównie rzeczy gotowane i mięso, a słodycze w bardzo ograniczonej ilości.
Matka raz w tygodniu musi jeździć z bliźniaczkami do Wrocławia na kontrole. Przemek, który ma autyzm, bierze leki i też na bieżąco odwiedza specjalistów. Alicja jest samotna, z ojcem dzieci żyła w konkubinacie. - On nigdy nie interesował się maluchami - mówi. - Jesteśmy z jednego miasta, ale to tak, jakby żył na końcu świata. Nie odwiedza nas, ani nie pomaga.
Mężczyzna nie pracował, w końcu trafił do więzienia za niepłacenie alimentów. Alicja mówi, że nie miał problemów z alkoholem, tylko ze sobą, bo nie próbował nawet zainteresować się rodziną. Z wszystkimi obowiązkami została sama. Żyje ze świadczenia na chorego syna i zasiłku pielęgnacyjnego na pozostałe dzieci. - Nie mogę pójść do pracy, bo cały czas trzeba zajmować się Przemkiem - stwierdza. - Mamy tylko pieniądze z MOPS-u.
Pożar i wilgoć
Na utrzymanie ośmioosobowej rodziny jest 2.700 złotych. Ponad tysiąc złotych kosztują rachunki, teraz doszły opłaty za węgiel. - Bardzo dużo płacimy za prąd, bo cały czas trzeba robić pranie - mówi Alicja. - Miesięcznie wychodzi około 400 złotych.
Rodzina mieszka w bardzo starym budynku, jest tam sporo wilgoci. Dwa lata temu zrobili mały remont. - Kiedy się wprowadzałam, toaleta była na zewnątrz - mówi Alicja. - Konieczne było zmniejszenie kuchni i zrobienie małej łazienki.
1 listopada tego roku u sąsiada na górze wybuchł pożar. Podczas gaszenia woda spływała do mieszkania Alicji. Zamokły ściany i materace, wiele rzeczy nadawało się do wyrzucenia. Kilka miesięcy przed tym zdarzeniem rodzina otrzymała od burmistrza pomieszczenie z przeznaczeniem na dodatkowy pokój dla dzieci. Ono też zostało zalane. - Długo starałam się, żeby je dostać, zależało mi, bo sąsiaduje bezpośrednio z moim mieszkaniem - mówi. - Chciałam zapewnić trochę przestrzeni dzieciom, ale sąsiadka trzymała tam rowery i inne rzeczy. Kiedy zmarła, zapadła decyzja, że możemy zagospodarować to miejsce. Teraz jest jednak problem, bo nie stać nas na taki remont. Po zalaniu jest w gorszym stanie.
Największy prezent
Żeby połączyć rowerownię z mieszkaniem, trzeba wyburzyć ścianę i zrobić kapitalny remont. W tej chwili nie nadaje się do użytkowania na pokój, bo podłoga zgniła, a ściany niszczeją od wilgoci. - Jestem samotna, nie mogę liczyć na męską rękę - mówi. - Fachowiec to ogromny koszt. W tej chwili remont pokoju jest naszym największym marzeniem.
Ośmioosobowa rodzina ma również kłopoty z opałem, wciąż brakuje pieniędzy na węgiel. Taka sama sytuacja jest z ubraniami dla dzieci. - Maluchy bardzo szybko rosną i cały czas trzeba kupować nowe rzeczy - mówi matka.
Najstarsza córka, Natalia, ma 20 lat. Studiuje biologię w Opolu. Ma stypendium socjalne, ale to wystarcza tylko na codzienne dojazdy. Dziewczyna była przy całej rozmowie. Po wysłuchaniu tego, jak Alicja opowiada o potrzebach rodziny, dodała: - Największy prezent należy się naszej mamie. Pani sobie nie wyobraża, jak ona to wszystko ogarnia. Ma tyle obowiązków, a wszystko potrafi zorganizować.
***
Opisane rodziny mieszkają w innych częściach miasta, nie znają się i różnią w wielu sprawach. Łączą je takie same potrzeby. W życiu każdej wydarzyło się coś, co nie pozwala na spokojny sen, bez zmartwień o to, co przyniesie kolejny dzień. Robią wszystko, żeby dzieci nie odczuły, że w domu czegoś brakuje. Nie zawsze się to udaje. Jeżeli możesz sprawić, że te święta zapamiętają na długo, nie czekaj, po prostu pomóż.
***
Potrzebne są: ubranka dla noworodka i dzieci w wieku od 2 do 11 lat, wózek, pampersy, łóżeczko, środki czystości, jedzenie z długim terminem przydatności, koce i zabawki.
Dary można przynosić do redakcji przy ulicy Chrobrego 19, od poniedziałku do piątku między godz. 9.00 a 15.00. Jeżeli ktoś chciałby przekazać węgiel, pomóc przy remoncie pomieszczenia, kupić boiler elektryczny, bądź wspomóc rodziny finansowo - prosimy najpierw o kontakt telefoniczny: 608- 029-197.
Tekst i fot.: Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze