Oława. Organista w spódnicy
Pochodzi z muzykalnej rodziny, w której gra na organach to tradycja. Jej dziadek od strony taty aktywnie działał przy kościele. Co roku w Wielki Piątek wykonywał solowe partie śpiewanej Męki Pańskiej. Tata od dziecka uczył się grać na pianinie, a później skończył studium organistowskie, zawodowo realizował się jednak w całkiem innym fachu. Z jej rodziny grają na organach w kościołach w Nowym Otoku i Godzikowicach również dwie siostry bliźniaczki - Małgorzata i Ewelina. Na tym nie kończy się lista organistów. Jej krewni grają także w Ziębicach, Ząbkowicach Śląskich, Łebie i w Smolcu.
Agnieszka uwielbiała śpiewać od dziecka, w tym również piosenki kościelne. Jednym z jej popisowych utworów była pieśń "Pan Jezus już się zbliża".
Po szkole na msze
Jej pierwsze występy to śpiew przy akompaniamencie taty i brawa od dziadków. Miała siedem lat, gdy zaczęła się uczyć gry na fortepianie w Państwowej Szkole Muzycznej I st. im Jadwigi Szajny-Lewandowskiej. Kiedy poznała nuty, tata nauczył ją pieśni kościelnych. Kiedy była w piątej klasie, za namową mamy, podczas kolędy przywitała księdza graniem i śpiewaniem. Jej katecheta Stanisław Bijak nie mógł się nadziwić talentowi dziewczynki i temu wykonaniu. Potem został proboszczem nowo budowanego kościoła na osiedlu Sobieskiego, w którym był potrzebny organista. W luźnej rozmowie z rodzicami dziewczynki zaproponował, żeby spróbowała swoich sił. Potem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Agnieszka jeszcze częściej ćwiczyła i 14 kwietnia 1988, mając dwanaście lat, zagrała na pierwszej mszy, jeszcze w kaplicy. To pochłonęło ją do końca. - Bardzo chętnie biegałam na msze, aby praktykować granie. Czasami bywało ciężko, opadałam z sił po sześciu mszach niedzielnych, do tego przecież jeszcze dochodziła nauka, ale sprawiało mi to ogromną radość.
Wiele osób nie mogło się nadziwić, skąd u tak małej dziewczynki taka siła i zapał do pracy oraz wielki talent.
Bez tremy w murach bez dachu
Od strony muzyczno-technicznej była dobrze przygotowana, z występu na występ coraz lepiej. Od strony liturgicznej pomagał jej i cennych wskazówek udzielał ksiądz Stanisław Bijak. Na początku, kiedy była jeszcze kaplica, organy stały blisko ołtarza, więc podpowiedzi łatwo do niej docierały. Mimo że taka młoda, nie miała tremy przed publicznymi występami. - Wiadomo, że na mszach świętych, szczególnie w niedziele około południa było bardzo dużo osób. Siedziałam naprzeciw nich. Nie wiem skąd się brała ta pewność siebie, ale nie czułam strachu, śpiewając tyle lat w kościele.
Grała na organach elektronicznych, które można było szybko i sprawnie przenieść oraz podłączyć, np. na zewnątrz, gdzie przy dobrej pogodzie odprawiano nabożeństwa. Organistka pamięta, jak grała w murach budowanego kościoła, ale jeszcze nie było dachu. Modliła się, żeby nagle nie zaczął padać deszcz. Kończąc szkołę podstawową, miała już trzyletnie doświadczenie jako organistka.
Nie miała łatwego zadania. Grając w kościele, równolegle uczyła się w Liceum Muzycznym im. Karola Szymanowskiego we Wrocławiu, w klasie organów u profesora Klemensa Kamińskiego. Jest on organistą w katedrze wrocławskiej. Równocześnie rozpoczęła naukę w 5-letnim Studium Organistowskim we Wrocławiu, gdzie wcześniej uczył się jej tata. Potem skończyła studia na Uniwersytecie Opolskim, na kierunku "Język biznesu".
Z balu na mszę
Granie sprawiało jej radość, ale tyle obowiązków jednocześnie w tak młodym wieku, nie było łatwe do pogodzenia. Pomagało jej poczucie, że robi coś bardzo ważnego i wielkiego. Podchodziła do tego emocjonalnie i osobiście. Niczego nie żałuje. Miała życie towarzyskie, choć nie wracała z imprez nad ranem, bo przecież o godzinie 7 w niedzielę czekała ją już pierwsza msza święta. Nie bawiło jej szalone życie. Twierdzi, że zawsze była nad wyraz poważna i obowiązkowa, jak na swój wiek. Kiedy wracała z sylwestra, miała pół godziny na zmycie makijażu i przebranie się: - Inni dopiero się kładli, a ja szłam do kościoła na cały dzień. Pojawiały się jednak myśli, żeby przestać grać i zająć się nowymi obowiązkami. Mówiła tak, kiedy zaczęła studia, potem jak wyszła za mąż i założyła rodzinę. Jednak nigdy do tego nie doszło, bo kościół jest dla niej jak drugi dom. Bardzo się przywiązała do tego miejsca. W godzeniu wielu zajęć pomaga jej mąż, za co jest mu bardzo wdzięczna: - To Sebastian opiekuje się córką Adeliną, kiedy gram w niedzielę i nie ma mnie prawie przez większość dnia. Dla wielu to jedyny dzień w tygodniu, kiedy wspólnie razem można spędzić czas.
Teraz Agnieszka Dąbrowa gra na organach piszczałkowych najwyższej klasy. Czasami wspomina dawne chwile, kiedy po raz pierwszy jako dwunastolatka usiadła przy elektronicznym instrumencie, nie spodziewając się wtedy, że po 23 latach zasiądzie przy profesjonalnych organach i przeniesie się tylko spod ołtarza na chór.
- 12 - tyle lat miała Agnieszka Dąbrowa kiedy zaczęła grać na organach
- 23 lata - tak długo Aga jest organistką w kościele pw. Miłosierdzia Bożego
- Kiedy wracała z sylwestra, miała pół godziny na zmycie makijażu i przebranie się. - Inni dopiero się kładli, a ja szłam do kościoła na cały dzień...
Malwina Gadawa
Napisz komentarz
Komentarze