Powiat Rozmowa
- Jaki ma pani pomysł na "Oława Fashion SaturDay"?
- Naszym celem jest aktywizacja mieszkańców, jak najszersza, mogą się do nas zgłaszać dziewczyny, panie, panowie, dzieci... Typowe pokazy mody już się ograły, natomiast element aktywizacji społecznej jest czymś nowym. Dodatkowo stwarzamy szansę dziewczętom, które niekoniecznie mają wzrost czy wymiary modelki. Szukamy osobowości, ona jest dla nas najważniejsza, a nie wymiary, wzrost czy wiek.
- Robiła już pani podobne imprezy?
- Specjalizuję się w pracy z nietypowymi uczestnikami. Od kilku lat organizuję pokazy z "naturszczykami" czy grupą osób niepełnosprawnych. Pracowałam ze wspaniałymi seniorkami, przebierałam je, robiłyśmy różne dziwne eventy. To było niesamowite doświadczenie. Moda dotyczy każdego, niezależnie od tego, czy ma 80 lat lub jest na wózku. Podchodzę do tego wszystkiego nieco z przymrużeniem oka. Pobawmy się, pokażmy, co mamy najładniejszego i nauczmy się akceptacji własnego ciała.
- Czy przez dwa tygodnie można przygotować amatorkę do pokazu mody?
- Można przez dwa dni. Jeżeli ma do tego chęć i zapał. Jeżeli towarzyszy jej mocne przekonanie, że chce wystąpić.
- Jakie warunki powinny spełniać dziewczyny, żeby w tak krótkim czasie jak najwięcej się nauczyć?
- Podczas castingu będziemy zwracać uwagę na osoby skromne. Z nimi pracuje się najlepiej. Mają dystans do siebie i dzięki temu są otwarte, szybko się uczą i chłoną nowości.
- Jakie korzyści można mieć z udziału w projekcie?
- Bezpłatnie uczymy, jak poruszać się po wybiegu. Starłam już niejedną parę szpilek, więc wiem, na czym to polega. Oferujemy profesjonalne porady u stylisty. Nie chcemy zmieniać koloru włosów uczestniczek, nie chodzi nam o totalną metamorfozę. Zależy nam, żeby dziewczyny zyskały nową świadomość siebie. Nie chcemy, żeby wyszły na pokaz przefarbowane, a potem wrócą do domu, zmyją makijaż i powiedzą następnego ranka: "Wyglądam tak, jak wyglądałam". Jestem także przekonana, że znajdę tu kilka dziewczyn, które zaproszę do dalszej współpracy przy moich eventach we Wrocławiu. Grzegorz Mostowicz-Gerszt z "Cafe Michelle" przekaże dane dziewcząt, oczywiście za zgodą zainteresowanych, do dwóch największych banków statystów we Wrocławiu.
- Jest pani kulturoznawcą, modelką, projektantką i terapeutką. Na czym się pani obecnie koncentruje?
- Zaczynałam jako modelka. Standardowo, dorabiałam sobie na studiach. Nie podobało mi się do końca takie zwyczajne noszenie ciuchów. W pewnym momencie przeszłam na drugą stronę, zaczęłam organizować pokazy. No i był ten boom na pokazy mięsne, ubierałam modelki w bieliznę z mięsa. Postanowiłam, że pójdę w tym kierunku. Nie ma rzeczy, których nie wykorzystywałam: materiały budowlane, żywe rośliny, papier, części samochodowe, spinacze, folia. Gdy to się wyczerpało, stało się przewidywalne, zaczęłam organizować pokazy mody z nietypowymi uczestnikami. Pochłonęło mnie to zupełnie.
- Czy taka działalność nie ma cech pracy społecznej?
- Na pewno. Choćby w akcji przeciw przemocy w rodzinie "Maj Lady może pranie?", do której zaprosiliśmy bezdomne kobiety z Domu Brata Alberta. Nie chcę mówić o misji, bo sama bardzo dużo z tego korzystam. Po doświadczeniach pracy z niepełnosprawnymi stałam się niesamowicie cierpliwa. Nauczyli mnie pokory, zauważania każdego okruszka, każdego promienia słońca. Nie chcę popadać w jakąś ckliwość, ale to jest niesamowite: oni się pochylają nad każdym ptaszkiem, nad każdym kwiatkiem. W międzyczasie urodziłam dwójkę dzieci, one też przystopowały atak szaleństwa, który był na początku. U osób starszych obserwowałam niesamowitą radość życia, oczywiście dawały mnóstwo przepisów i babcinych porad. Mogłabym napisać "Poradnik mojej babci".
- Czy całkowicie koncentruje się pani na eventach, czy projektuje też rzeczy użytkowe?
- Zawsze to jest rzecz jednorazowa, której potem nie można włożyć. One żyją własnym życiem, w ramach swego rodzaju happeningów. Potem te stroje zostają w moim domu, nie są sprzedawane, ani oddawane. Publicznie prezentowane są raz, może dwa.
- Po tym, co pani powiedziała, nie trzeba chyba nikogo zachęcać do zgłoszenia się na casting, ale bezpośredni przekaz do naszych czytelników nie zaszkodzi.
- Zapraszam wszystkie chętne panie i panów, dzieci zapraszać nie trzeba, bo one przychodzą same i przyciągają rodziców. Myślę, że to jest szansa na zrobienie czegoś dla siebie. W przypadku nastolatek może to zaowocować czymś więcej - możemy pomóc w pierwszych kontaktach w agencjach modelek. Zawsze jest lżej, jak się idzie z polecenia, a moje nazwisko jest znane w agencjach. A jeżeli chodzi o mężatki i panie na emeryturze, to zapraszam je do świetnej zabawy. Wizażystki pomogą tym paniom odjąć kilka lat, a to jest bardzo ważne dla każdej kobiety.
Fot. arch. Agi
Napisz komentarz
Komentarze