Oława Rozmowa z parlamentarzystą
- Czy już przygotowuje się pan do jesiennych wyborów parlamentarnych?
- Jeszcze nie, listy nie zostały zamknięte, nie wiadomo do końca, kto jest na której pozycji. Koncentruję się na pracy w Sejmie i wspieraniu samorządu lokalnego.
- Już pan wie o swoim miejscu na liście?
- Miejsca się zmieniają. Najpierw było czternaste, potem trzynaste, teraz znowu inne.
- Która pani zajmie miejsce na liście Platformy Obywatelskiej, zamiast Marii Domaradzkiej? Pana asystentka, radna Anna Leszczyńska?
- Nie, nie. Pani Ania może w przyszłości wystartować, ale na razie jeszcze nie. Oczywiście, to zależy tylko od niej. Będzie startowała inna pani z powiatu oławskiego, ale dopóki listy nie są zatwierdzone przez przewodniczącego Donalda Tuska, nie mogę powiedzieć, kto to będzie. Stanie się to nie wcześniej niż pod koniec lipca.
- Dlaczego cztery lata temu lokalna Platforma wystawiła właśnie pana jako kandydata na posła? Nie był pan wtedy zbyt aktywnym politykiem i był znany raczej jako biznesmen.
- Wtedy miałem już za sobą funkcję wiceprzewodniczącego oławskiej Rady Miejskiej. W rozpoczętej wówczas kadencji samorządu zostałem wybrany na przewodniczącego. O moim starcie do Sejmu postanowił zarząd PO.
- A nie liczyły się przypadkiem względy finansowe, skoro było wiadomo, że to właśnie Roman Kaczor ma pieniądze na kampanię wyborczą?
- Wcześniej startowałem już do parlamentu, dostałem dość wyraźne poparcie, i to w całym okręgu wyborczym. Później byłem kandydatem Platformy na burmistrza Oławy. W powiecie byłem już osobą rozpoznawalną i to też zaważyło na decyzji partii. Na prowadzenie kampanii każdy dostaje ryczałt, z którego trzeba się rozliczyć przed Państwową Komisją Wyborczą. Nie można wydać tyle pieniędzy, ile się chce.
- Ten ryczałt wystarcza?
- Zależy jak region go podzieli. W poprzedniej kadencji kandydaci, którzy już byli posłami, dostali większą kwotę. Ci, którzy startowali pierwszy raz - mniejszą. Na pewno to nie są wystarczające środki, ale problemu nie będzie. W tegorocznej kampanii nie można reklamować się na bilboardach i w telewizji. Będzie taniej.
- Pan, jako kandydat ze stażem, dostanie więcej pieniędzy?
- Liczę na to.
- Ile może kosztować pana kampania?
- Trudno powiedzieć, bo część pracy jest zawsze wykonywana bezpłatnie przez członków Platformy. Druk materiałów wyborczych to 3 - 4 tys. zł. Dochodzą jeszcze reklamy w gazetach. To nie jest bardzo dużo, ale nie jest też mało.
- O pana bogactwie krążyły opowieści, nawet uznano pana za jednego z najbogatszych posłów w parlamencie...
- Nie starałem się, aby mieć z żoną rozdzielność majątkową, a wielu parlamentarzystów tak robiło. Majątku dorobiłem się własnymi rękoma, własną pracą, i nie widzę potrzeby ukrywania tego. Kto ma coś do ukrycia, robi różne rzeczy. Stwarzanie pozorów, że nie ma się niczego, jest niepoważne. Uważam, że ludzie, którzy coś osiągnęli, mogą pomóc innym. Poseł powinien wspierać samorządy, także osoby w ciężkiej sytuacji życiowej.
- Głośno było ostatnio o pańskich inicjatywach, mających na celu pomoc dzieciom, takich jak bal charytatywny. Skąd pomysł na jego zorganizowanie?
- Wiele miesięcy temu rozmawiałem z panią prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom "Tęcza" oraz z rodzicami rehabilitowanych tam dzieci. Przekonałem się, jakie są potrzeby. Człowiek, dopóki sam nie zobaczy, jak to wszystko wygląda - nie ma o tym pojęcia. Poinformowałem panią prezes, że będę się starał o pieniądze w fundacji KGHM Miedź. Udało nam się i "Tęcza" otrzymała 40 tys. zł. To był pierwszy krok. Do mojego biura przychodzi wiele ludzi, proszących o wsparcie. Stąd pomysł balu. Baliśmy się, czy będą chętni, ale zainteresowanie było bardzo duże. Bal się udał, dopisali darczyńcy. Mieliśmy piękne prezenty od władz państwowych, firm i banków. Przyszli ludzie z hojnym portfelem i dobrym sercem, którzy wsparli nas, biorąc udział w licytacji. Będę to kontynuował, jeżeli zostanę posłem. Jeżeli nie - będę namawiał kolegów samorządowców. Wiele osób deklarowało chęć kolejnej charytatywnej zabawy.
- Mieliśmy już posła z Oławy, którego dziennikarze nazwali "sejmową niemową", bo nie zabierał głosu w Sejmie. Pan ostatnio mówił z trybuny o obwodnicy Oławy. W jakich innych sprawach lokalnych zabierał pan głos?
- Na początku kadencji zajmowałem się przejmowaniem mienia poradzieckiego. Kolejna sprawa, to przejazd przez Oławę samochodów ciężarowych, które niszczą drogi i infrastrukturę. Chroni się Wrocław, a ościenne miasta są niszczone przez ciężki transport. Tylko milion złotych przeznaczono na naprawę tych dróg, a rzeczywiste koszty wynoszą ok. 19 mln zł. Wystąpień było sporo, m.in. w sprawie osób korzystających z opieki społecznej, ochrony dróg w powiecie oławskim (gdy organizowano blokadę w Godzikowicach), zamkniętego mostu na Odrze. Poruszałem głównie sprawy naszego miasta i powiatu.
- Było też takie wystąpienie, o którym mówiono, że występował pan w swojej własnej sprawie - dotyczące paliw...
- Polska Izba Paliw Płynnych z Warszawy zwróciła się do mnie, abym złożył interpelację w sprawie akcyzy na paliwa grzewcze. W tym roku wystąpiłem w tej sprawie jeszcze raz, bo zwrócili się do mnie przedsiębiorcy, którzy są obciążani przez Urząd Celny za niedopełnienie obowiązku składania szczegółowych sprawozdań o nabywcach paliwa. Były to zbyt duże i nieproporcjonalne kary, często doprowadzające przedsiębiorców do bankructwa. Zwróciliśmy się po raz kolejny do ministra finansów. Zarzut, że działałem w swojej sprawie jest śmieszny, bo - po pierwsze nie prowadzę już działalności gospodarczej, tylko moja żona, po drugie - nigdy nie handlowaliśmy paliwem opałowym.
- Czym teraz zajmują się Komisja Rolnictwa oraz Komisja Spraw Wewnętrznych i Administracji, w których pan pracuje?
- Między innymi przygotowaniami do Euro 2012. Ostatnio byłem posłem-sprawozdawcą i przewodniczącym podkomisji w sprawie ustawy o lobbingu. Nie jest to do końca uregulowane, a ustawa przegłosowana przez Sejm nadal wymaga poprawek. W innych krajach Unii Europejskiej posłowie mogą lobbować, na przykład na rzecz rodzimych firm. My nie możemy lobbować swoich firm, w których pracują Polacy. Mamy ograniczone możliwości i należy to zmienić.
- Poseł ma wspierać jedną, konkretną firmę? Wie pan, że to może być nieuczciwe...
- To nie tak. Jeżeli jest zamówienie z Francji na śmigłowce, które - na przykład - produkują również Włosi, to parlamentarzyści francuscy mogą lobbować za swoimi firmami, które też się tym zajmują. My, Polacy nie możemy tego robić.
- Bo jest niebezpieczeństwo, że niektórzy posłowie zechcą czerpać prywatne korzyści z lobbingu. Ktoś dostanie zbyt mało, ktoś weźmie zbyt dużo...
- W nas, Polakach, ciągle tkwi przekonanie, że każdy, kto coś robi, musi na tym zarobić. To błędne rozumowanie, mentalność wykształcona w systemie komunistycznym.
- Jeżeli chodzi o posłów, nie bez znaczenia jest interes polityczny. Poseł lobbuje za miejscową firmą, bo chce pomóc wspólnocie lokalnej, a co za tym idzie - liczy na głosy swoich wyborców.
- Dwa czy trzy lata temu prezes firmy z naszego powiatu "Jelcz Komponenty" zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc. W firmie pracowało wtedy 300 osób i nie miała zamówień. Jeżeli upadłaby, to pracownicy poszliby na bruk. Interweniowałem w Ministerstwie Obrony Narodowej i firma była jedną z pierwszych, która dostała zamówienia z tego ministerstwa. Czy to jest coś złego? Poseł powinien dbać o interesy firm, które znajdują się w jego okręgu, wspierać działania samorządu lokalnego i osoby prywatne, które proszą o pomoc. Staram się to robić. Wspierałem potężny projekt ZWiK Oława na 30 mln zł - organizowałem wyjazdy do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, wspierałem ten projekt w ministerstwach. Udało się. Wspierałem "schetynówki", których jest kilka w naszym powiecie, budowę boisk wielofunkcyjnych i "orlików" (jest ich 5 w powiecie). Jeździłem do Urzędu Marszałkowskiego, gdy burmistrz Franciszek Październik złożył projekt na budowę drogi - łącznika z osiedlem Sobieskiego. Cały czas wspieram Komendę Powiatową Policji w Oławie. Niedawno byliśmy z komendantem u ministra Rapackiego, są pieniądze na rozbudowę komendy. Wspieram parafie, zdobywając pieniądze z Ministerstwa Kultury.
- Wspieranie trudno zmierzyć.
- Jeżeli jest złożony projekt, o który zabiega poseł, to ma on większe szanse na realizację. Prawo pozwala lobbować w sprawach lokalnych. Przed posłem otworzy się więcej drzwi niż przed wójtem czy burmistrzem. Moja współpraca z burmistrzem Październikiem w poprzedniej kadencji była bardzo udana. Uważam, że były to najlepsze cztery lata w historii naszego oławskiego samorządu.
- Burmistrz Październik powie, tak jak podczas kampanii wyborczej, że po raz kolejny przypisuje pan sobie wszystkie zasługi...
- Kampania wyborcza ma swoje prawa. Współpraca z burmistrzem była bardzo dobra. Byłem otwarty i pomagałem.
- Co pan zamierza zrobić w sprawie obwodnicy Oławy?
- Burmistrz nie wybuduje obwodnicy sam. Nie ma takiej możliwości. Moja propozycja jest jedna i konkretna. Burmistrz Oławy z władzami Jelcza-Laskowic i powiatu powinni przygotować projekt techniczny i wykupić grunty. Ja jestem posłem po to, aby wspierać tę inicjatywę i pomóc w uzyskaniu pieniędzy, potrzebnych na realizację zadania. Szacuję je na 130 mln zł, które można pozyskać z Urzędu Marszałkowskiego i z budżetu centralnego. Jeżeli projekt będzie gotowy w pierwszej kadencji nowego Sejmu, a ja będę posłem, to myślę, że w następnych czterech czy pięciu latach będziemy mieć obwodnicę Oławy. Deklaruję pomoc, bo to bardzo istotna rzecz dla Oławy.
- Jest tyle spraw do załatwienia, że pana biuro jest czynne codziennie. To rzadkość wśród biur poselskich.
- Od początku wiedziałem, że moje biuro nie będzie atrapą, ale miejscem, w którym się coś robi, pomaga i wspiera. Osób potrzebujących jest naprawdę dużo. Wielu udało się pomóc. Biura poselskie muszą być czynne co najmniej tak jak jak urzędy, a nie dyżurować raz w tygodniu przez godzinę. W moim biurze pomoc jest udzielana na różnych płaszczyznach.
- Co było dla pana najtrudniejsze na początku, gdy pan został posłem? Warszawa, inny świat...
- Należę do ludzi odważnych, dlatego w życiu dawałem sobie radę. Wiedziałem, że to będzie intensywna praca i od razu ją podjąłem. Uczyłem się wszystkiego w pierwszym roku kadencji, potem było coraz lepiej.
- Miał pan różne wątpliwości, gdy pytaliśmy o pańskie wykształcenie. Nie chciał pan nam odpowiedzieć. Wreszcie po długotrwałych przepychankach odpisał pan, że ma średnie...
- Zaczęło się od tego, że nie ukazało się moje ogłoszenie wyborcze, stąd zrodził się konflikt z gazetą. Dziś uważam, że to było niepotrzebne.
- Nie chciał pan ukrywać niczego przed wyborcami, tylko obraził się na gazetę?
- Tak wyszło. To już zamknięta sprawa.
- Jeżeli nie zostanie pan posłem, to...
- ...nie zrezygnuję z polityki, będę nadal w niej działał, ale na poziomie lokalnym.
Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze