- Lekarz stwierdził, że biegunka to nie choroba - mówi Aneta Danyliszyn z Oławy. - Zapytałam o jakiś zastrzyk lub kroplówkę, która to powstrzyma. Doktor zapytał ironicznie czy kiedykolwiek słyszałam o zastrzyku na biegunkę...? Wreszcie zbadał syna, osłuchał go i kilka razy dotknął brzucha. Zalecił kolejną dawkę nifuroksazydu i nurofen - lek przeciwbólowy. Powiedział, że po godzinie ból brzucha ustąpi i Oscar zaśnie.
*** *** *** *** ****
20 stycznia, godzina 15.00 Oskar dostał biegunki, zaniepokojona matka zadzwoniła do przychodni, żeby zarejestrować syna do lekarza. Nie było tam jednak miejsca, więc poczekałą jeszcze chwilkę. - Myślałam, że Oskar, źle się poczuł, bo ząbkuje - wspomina Aneta. Denyliszyn. - Wychowałam dwójkę dzieci i każde miało takie problemy, więc w pierwszej chwili byłam pewna, że biegunka ustąpi.
Sytuacja się nie zmieniała, dziecko czuło się coraz gorzej. Aneta podała synkowi smectę (lek na biegunkę), według zaleceń jakie usłyszała, dzwoniąc do przychodni. To nie pomogło. O godzinie 19.00 zabrała Oskara na pogotowie. Dziecko od dwóch dni przyjmowało też antybiotyki, bo miało kłopoty z oskrzelami. Dokładnie opisała dyżurującej lekarce przebieg choroby i okreśłiła leki, które do tej pory podawała. - Doktor zbadała oskrzela, osłuchała synka i powiedziała, że już są czyste, ale antybiotyk trzeba jeszcze podawać, bo nie wolno przerywać leczenia po dwóch dniach - mówi Aneta. - Na biegunkę przepisała nifuroksazyd, zaleciła też podawanie dużej ilości płynów. Uspokoiłam się, byłam pewna, że to pomoże.
Pobiegła do apteki, natychmiast podała nifuroksazyd i czekała na efekty. Minęło kilka godzin, a stan Oskara wciąż się pogarszał. Zasnął tylko na godzinę i obudził się cały mokry. Z relacji Anety wynika, że dziecko miało zapadnięty brzuch i sine oczy, wydalało samą wodę. Była północ, matka już widziała, że nie może zwlekać ani chwili, znów zabrała syna na pogotowie. Nie wzywała karetki, była pewna, że taksówką dojedzie szybciej. Kiedy dotarła do szpitala, jeszcze kilkanaście minut dzwoniła na dyżurkę, zanim otworzono jej drzwi. Aneta twierdzi, że lekarz, który wtedy dyżurował, był zaspany. - Prawdopodobnie obudziłam go, dlatego nie był zbyt zadowolony z wizyty - mówi. - Tłumaczyłam, że byłam tu już raz o 19.00, dziecko jest chore i biegunka nie przechodzi. Lekarz stwierdził, że biegunka to nie choroba. Zapytałam o jakiś zastrzyk lub kroplówkę, która to powstrzyma. Doktor zapytał, czy kiedykolwiek słyszałam o zastrzyku na biegunkę? Wreszcie zbadał syna, osłuchał go i kilka razy dotknął brzucha. Zalecił kolejną dawkę nifuroksazydu i nurofen - lek przeciwbólowy. Powiedział, że po godzinie ból brzucha ustąpi i Oscar zaśnie. Miałam wrażenie, że lekarz po prostu chciał szybko się mnie pozbyć i dalej pójść spać.
Po godzinie pierwszej Oskar dostał zalecone środki. Rodzice starali się uśpić synka, włożyli go do wózka i kołysali. Był na tyle wyczerpany, że nie miał siły płakać, co jakiś czas cicho pojękiwał. Marcin, tata Oskara, wziął go na ręce, tulił i uspokajał. Około godziny trzeciej położył się z dzieckiem do łóżka. - Bardzo często kładł się z synkiem, przy nim Oskar szybko zasypiał - wspomina Aneta.
Tak było tym razem, chłopiec wreszcie usnął. Po godzinie czwartej ojciec przebudził się i sprawdził, czy dziecko śpi, wtedy wszystko było w porządku. Rodzice mogli odpocząć po stresującym dniu. O godzinie siódmej doszło do tragedii. Marcin wstał i zobaczył, że Oskar już nie oddycha. Obudził Anetę, przez dłuższą chwilę nie dochodziło do niej to, co się stało. Kiedy ojciec dzwonił na pogotowie, ona nosiła syna i wciąż z nim rozmawiała. - W domu wszyscy płakali, a ja zachowywałam się tak, jakby Oscar spał - wspomina Aneta. - Uśmiechałam się i wciąż do niego mówiłam, ktoś z rodziny krzyknął: - Oszalałaś! Co robisz! Przecież dziecko nie żyje! Prawda zaczęła do mnie docierać, kiedy poczułam, jak bardzo jest zimy. Zobaczyłam też, że ma sine usta.
Przyjechało pogotowie, lekarze reanimowali Oskara, ale nic już nie pomogło. Aneta dowiedziała się, że zgon nastąpił prawdopodobnie po godzinie piątej rano. Policjanci zabezpieczyli leki, ubranka dziecka, książeczkę zdrowia i zrobili dokumentację fotograficzną. Wezwano też prokuratora, który skierował ciało na sekcję zwłok. Wyniki będą mniej więcej za półtora miesiąca. - Czekamy na protokół z sekcji, na tej podstawie będziemy ustalać okoliczności śmierci. Zbadamy też, czy nie doszło do niej poprzez zaniedbanie lekarza - mówi Małgorzata Rosińska, zastępca prokuratora rejonowego. - Zawnioskowaliśmy do sądu o zwolnienie lekarza z tajemnicy lekarskiej, wtedy będziemy mogli go przesłuchać.
Rodzina chłopca twierdzi, że lekarz, widząc stan dziecka, powinien zostawić go w szpitalu na obserwacji. Są pewni, że odpowiednia decyzja mogła go uratować. - Może wystarczyło podłączyć kroplówkę, żeby chociaż po części zlikwidować ogromne odwodnienie - mówi Andrzej, znajomy rodziców. - Moim zdaniem Oskar powinien trafić na oddział.
Aneta bardzo przeżyła śmierć syna, ale musi być silna, bo ma jeszcze dwójkę dzieci. Gorzej jest z Marcinem, który ma 22 lata, a Oskar był jego pierwszym dzieckiem. Bardzo go kochał i z wielką niecierpliwością wyczekiwał jego przyjścia na świat. Aneta martwi się o swojego partnera. - Całymi dniami siedzi na cmentarzu, nie ma kontaktu ze światem - mówi.
Próbowaliśmy skontaktować się z lekarzem, który pechowej nocy pełnił dyżur w oławskim szpitalu. Na oddziale poinformowano nas, że jest ciężko chory i przebywa na zwolnieniu lekarskim. Chcieliśmy zostawić numer kontaktowy, żeby mógł wypowiedzieć się w tej sprawie. - Nie przekażę żadnego numeru, to mogłoby wpłynąć na stan zdrowia doktora - usłyszeliśmy. Wysłaliśmy też mail, ale lekarz nie odniósł się do oskarżeń matki i nie odpowiedział na nasze pytania.
Andrzej Dronsejko, dyrektor oławskiego szpitala mówi, że jest jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić czy ktoś zawinił. - Nie wiemy najważniejszego - jaka była przyczyna zgonu - informuje. - Stało się ogromne nieszczęście, ale dopóki nie będzie wyników sekcji nie dowiemy się dlaczego dziecko zmarło - stwierdził. - O sprawie dowiedzieliśmy się z prokuratury, teraz przekazujemy wszystkie materiały, o które proszą upoważnione organy.
Dyrektor rozmawiał z lekarzem, do którego trafił Oskar, wysłuchał jego wersji zdarzeń, ale podkreślił, że bez wyników sekcji na tym etapie nie ma się do czego odnieść.
Agnieszka Herba
Fot. Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze