Oława. Jedyna w powiecie
Do rodzinnego pogotowia opiekuńczego trafiają dzieci z rodzin niewydolnych wychowawczo, z niezaspokojonymi przez rodziców podstawowymi potrzebami bezpieczeństwa, bliskiego kontaktu emocjonalnego, troski, miłości i akceptacji. - Dzieci trafiające do pogotowia wykazują objawy niedostosowania społecznego - mówi Beata Kuczyńska-Gigołła, dyrektor Powiatowego Ośrodka Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej i Doradztwa Metodycznego w Oławie. - Rodziny nieporadne wychowawczo nie przygotowują dzieci do samodzielnego życia. Doprowadzają do opóźnień w rozwoju umysłowym i społecznym, do agresji, obojętności uczuciowej, apatii, ogromnych zaległości szkolnych, a nawet regresji w rozwoju.
Azyl
Beata Gigołła uważa, że umieszczenie dzieci w RPO jest szansą na uniknięcie domu dziecka, na zapomnienie o krzywdach doznanych w domu rodzinnym oraz na pobyt w warunkach zapewniających rozwój emocjonalny i poczucie bezpieczeństwa. To bardzo ważne w sytuacji , gdy brakuje tego w prawdziwym domu. - Pogotowie jest azylem, są tam osoby, z którymi można porozmawiać o swoich kłopotach, zwierzyć się i poradzić - mówi szefowa POPP-PiDM.
Rodzinne pogotowie przez rok zajmuje się opieką zastępczą dla konkretnego dziecka. W wyjątkowych sytuacjach można ją przedłużyć na wniosek sądu do 15 miesięcy. W tym czasie sytuacja prawna dziecka powinna zostać uregulowana przez sąd. W rodzinie tego typu jednocześnie powinno przebywać nie więcej niż troje dzieci. - Osoby, pełniące funkcje zawodowej rodziny zastępczej o charakterze pogotowia rodzinnego, otrzymują wynagrodzenie z tego tytułu oraz środki na częściowe pokrycie kosztów utrzymania dziecka - mówi Małgorzata Trybułowska, kierownik oławskiego Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. - W naszym powiecie funkcjonuje pięć zawodowych, niespokrewnionych z dzieckiem rodzin zastępczych, w tym jedna właśnie o charakterze pogotowia rodzinnego. Do niedawna mieliśmy dwa takie pogotowia, jednak ze względu na zżycie się rodziców zastępczych z dziećmi, przekształcono jedną grupę w wielodzietną rodzinę zastępczą, w której dzieci będą mogły przebywać do 18. roku życia.
Do państwa Sapkowskich trafiają dzieci z postanowieniem sądu, w którym można przeczytać, że dłuższe przebywanie z własną rodziną może stanowić dla dziecka zagrożenie życia. Sapkowscy muszą być w każdej chwili gotowi, bo zawsze, nawet w nocy, policja może im przywieźć z interwencji nowego podopiecznego.
Przerażenie
Maria i Andrzej Sapkowscy zostali rodziną zastępczą o charakterze pogotowia rodzinnego pięć lat temu. Pomysł przyszedł nagle. Pani Maria, wcześniej pracująca ponad 28 lat w Zakładach Tworzyw Sztucznych, właśnie była bez pracy. Oglądała telewizję i w jednym z programów mówiono o akcji pomocy dzieciom i o pogotowiu rodzinnym. - Usłyszałam wtedy, że w każdym mieście powinno być takie pogotowie - wspomina. - Pomyślałam sobie, czy w Oławie jest coś takiego, bo nigdy o tym nie słyszałam. Nagle przyszła mi do głowy myśl, czy nie warto spróbować stworzenia takiej instytucji...
Nie zastanawiając się długo, poszła z mężem do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Dowiedziała się wszystkiego i dostała skierowanie na kursy. Procedury były długie i skomplikowane. Małżeństwo brało udział w wielomiesięcznej nauce oraz w różnych badaniach psychologicznych. - Wtedy dopiero zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, na co tak naprawdę się zdecydowaliśmy - opowiada Maria Sapkowska. - Że to nie wszystko będzie takie proste, że dzieci, które do nas trafią, będą miały różne problemy. Byliśmy w pewnym momencie przerażeni, jednak doszliśmy do wniosku, że trzeba być konsekwentnym i musimy spróbować.
Pomogło im wiele osób, w tym rodzina i znajomi, którzy zareagowali bardzo pozytywnie na pomysł. - Uważam, że decyzja wymagała dużej odwagi - mówi córka Małgosia. - Myślę, że nie każdy dałby radę. Jednak widzę w nich wiele cierpliwości i zrozumienia. Oni nie traktują tego jak zwykłe zadanie do wykonania, przede wszystkim chcą pomóc tym dzieciom i z tego naprawdę się cieszę.
Zaskoczenie
Sapkowscy nie do końca wiedzieli, co ich czeka. Nie zdawali sobie sprawy, z czym tak naprawdę przyjdzie im się zmierzyć. - Trafiają do nas dzieci bez podstawowych zasad kultury, higieny, z najróżniejszymi chorobami - mówią. - Na przykład z ośmioletnią dziewczynką chodziliśmy już do ginekologa. Niektóre z nich były molestowane. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że można w taki sposób zajmować się dziećmi, a rodzice są tak obojętni na krzywdę. I to wszystko dzieje się obok nas. Lekarz rodzinny, który badał dzieci, mówił, że w głowie mu się nie mieści, jak można żyć w takich warunkach, w jakich żyły "nasze" dzieci. Niektórzy przejmują się losem bezpańskich zwierząt i zbierają na nie pieniądze, a tutaj tak blisko dzieje się krzywda bezbronnym osobom.
Teraz u Sapkowskich przebywa trójka dzieci. Rodzeństwo i jeszcze jedna dziewczynka. W sumie przez ich dom przewinęła się, łącznie z obecnymi, dwunastka podopiecznych. Każde dziecko to osobna, wstrząsająca historia. Każdemu Maria i Andrzej musieli pomóc i poświęcić wiele czasu, aby doszło do siebie.
Zainteresowanie
Dzieci, które do nich trafiają, potrzebują miłości, przytulenia, pocałunku, rozmowy, czy nawet zaśpiewania kołysanki. Wspólnego z opiekunami spaceru, zabawy. - Każde wymaga indywidualnego traktowania, poznania jego potrzeb i systematycznej, codziennej pracy właściwie we wszystkich sferach - zdrowia, rozwoju fizycznego, przywracania równowagi psychicznej, oduczenia negatywnych nawyków - mówi Beata Kuczyńska-Gigołła. - Potrzebują pomocy w poznawaniu świata, wyjaśnianiu, pokazywaniu, tłumaczeniu. W poznawaniu rzeczywistości, która nas otacza. Konieczne jest stwarzanie możliwości budzenia i rozwijania u dzieci zainteresowań, a także uczenia różnych sposobów spędzania wolnego czasu.
Dyrektor poradni dodaje, że pobyt w rodzinnym pogotowiu pozwala dzieciom zapomnieć o krzywdach, jakich doznały w rodzinie biologicznej. Pomaga zlikwidować stresy i stany nerwicowe, przywraca równowagę psychiczną oraz uczy radości z codziennego życia. Od pracowników poradni opiekunowie otrzymują pomoc w rozpoznaniu indywidualnych cech, potrzeb i możliwości oraz określenia sposobu stymulowania rozwoju dzieci.
Zdeterminowanie
Przywieziono do Sapkowskich ośmioletnią dziewczynkę z upośledzeniem umysłowym. Nie potrafiła nawet jeść sztućcami. Mama zamykała ją w stodole lub kazała siedzieć pod stołem. - Kiedy do nas przyszła, rzucała się na inne dzieci, biła wszystkich, kto się do niej przybliżył, a z ust płynęły same przekleństwa - mówi Maria. - Nie można jej było spuścić z oka. Musiała chodzić do lekarza i brać leki, ale jej stan się poprawił...
Wspomina, że początki były naprawdę trudne, czasami nie wiedzieli, gdzie mają się udać z dziećmi, gdzie znaleźć lekarzy, psychiatrę dziecięcego, neurologa, czy dentystę, który musiał wyrwać upośledzonej dziewczynce dziewięć zębów naraz. Siedzieli i wydzwaniali po całym województwie. Nie było im łatwo, ale się nie poddali. Dzięki determinacji pokonują kolejne przeszkody.
Łzy
Każde dziecko jest dla nich wyjątkowe, ale największe emocje wzbudził kilkunastomiesięczny chłopczyk. Trafił do nich poważnie chory, niedożywiony. Mama gasiła mu na głowie papierosy. Miał wadę serca, której nikt wcześniej nie leczył. Do pewnego momentu za wolno się rozwijał, groziła mu operacja. - Jednak wszystko dobrze się skończyło. chłopczyka adoptowała wspaniała rodzina, która świetnie się nim opiekuje - mówi wyraźnie wzruszona Maria Sapkowska. - Zresztą mamy ze sobą kontakt, wysyłają nam zdjęcia i pokazują chłopca. Bardzo przeżyliśmy jego odejście. Nawet mąż płakał, ale pomogła nam myśl, że oddajemy go w dobre ręce.
Szkoła
Dzieci, które do nich trafiają, mają ogromne zaległości w nauce. Marii wydawało się niemożliwością, aby powtarzać zerówkę, jednak przekonała się, że wszystko jest możliwe. Trzynastoletni chłopak, który cudem zdał do gimnazjum, nie umiał tabliczki mnożenia. Po pewnym czasie okazało się, że nie zna się także na zegarku, potrafił odczytać godziny tylko z cyfrowego.
Sapkowscy idą do szkoły i na wstępie informują nauczycieli o sytuacji dziecka i jego problemach. Cieszy ich, że pedagodzy są bardzo wyrozumiali i wiele pomagają dzieciom. Doceniają także pomoc, pracę oraz zaangażowanie pedagogów i psychologów z Powiatowego Ośrodka Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej i Doradztwa Metodycznego w Oławie. Gdyby nie oni, ich sytuacja byłaby jeszcze gorsza.
Kilogramy
Jedzenie. To osobny temat w domu Sapkowskich. Większość towarów kupują hurtowo. Każde dziecko, które tu trafia, nabiera na wadze nawet do 20 kilogramów. Dzieci nie jedzą, one pochłaniają wszystko. Są niedożywione, więc chcą się najeść na zapas. - Mieliśmy dziewczynkę, która potrafiła zjeść pięć dużych obiadów i ciągle mówiła, że jest głodna - opowiada Andrzej. - Nie wiedzieliśmy, co z nią zrobić, poszliśmy do lekarza po poradę, bo takie nadmierne jedzenie także mogło jej zaszkodzić.
Inne dziecko zobaczyło włoską kapustę i spytało co to jest? Czy to nie jakaś dziwnie pomarszczona bibuła. Nie znają wielu dań. Trudno się dziwić, w domu Marii i Andrzeja były dzieci, które nie jadły prawie nic przez parę dni, bo czekały na mamę, aż wróci z jedzeniem. A ona wracała do domu po paru dniach, ale bez jedzenia, za to pijana...
Rodzice
Ich zadanie to także praca z rodzicami dzieci. Jednak większość nie interesuje się nimi, nawet ich nie odwiedza. - Mamy wrażenie, że oni są na nas źli, traktują nas jak wrogów, bo myślą, że to my im zabieramy ich dzieci, a przecież tak nie jest - mówi Andrzej Sapkowski. - Często widzą także, jak bardzo podopieczni są do nas przywiązani.
Jednak Sapkowscy z dumą mówią, że mają na swoim koncie sukces wychowawczy. Jedna z matek zabrała się do pracy, zaczęła chodzić do szkoły. Kiedy wzięła dziecko na przepustkę i miała z nim problem, to dzwoniła do nich i pytała, co ma zrobić. Teraz jest z synem i stara się o niego dbać jak może. Odzywa się czasami do nich, dziękując za to, że uratowali jej syna.
Dom
Maria i Andrzej chcą stworzyć dzieciom, którymi się opiekują, nie tylko miejsce, w którym one spędzą bezpiecznie kilka, może kilkanaście miesięcy. Chcą im stworzyć prawdziwy dom albo chociaż jego namiastkę. - Staram się pielęgnować tradycje, które sama wyniosłam ze swojego rodzinnego domu - mówi Maria. - Mam albumy, w którym są zdjęcia wszystkich "naszych" dzieci. Chciałam uwiecznić ich każdą ważną chwilę w naszym domu oraz mieć po każdym pamiątkę. Obchodzimy wszystkie święta, imieniny, urodziny. Dla naszych pierwszych dzieci musieliśmy kupić trzy koszyczki wielkanocne, bo żadne nigdy nie miało takiego w ręku, a jeden sobie wyrywali, więc wysłałam męża jeszcze po dwa. Jeden z chłopców zdradził nam kiedyś, że jego największym marzeniem jest dostać prawdziwe nowe buty zimowe pod choinkę. Kiedy rozpakował prezent i tam je zobaczył, nie mógł oderwać od nich wzroku, siedział tak przez cały wieczór i je przytulał.
Sapkowscy stworzyli dzieciom także raj na swojej działce. Kiedy nadchodzi wiosna i lato, podopieczni mają tam miejsce do zabawy. Jest tam wszystko - namiot, altanka, która bardziej przypomina dom, basen i piaskownica. W miarę możliwości starają się zabierać dzieci na różne wycieczki, np. do wesołego miasteczka, do ZOO czy poza miasto.
Dzieci, które do nich trafiają, najczęściej potrzebują nowej garderoby. To wszystko dostają, choć bywało też tak, że dziewczynka jechała do mamy na przepustkę w nowych ciuchach, a wracała w starych.Nawet jak dzieci odchodzą, Sapkowscy o nich nie zapominają, Odwiedzają np. w domu dziecka. - Traktują mnie jak mamę - mówi z dumą Maria. - Przytulający się do mnie kilkunastoletni chłopak nie wstydzi się rówieśników, to robi wrażenie. Kiedy widziałam, jak za nami tęsknią, to serce mi pękało. Te dzieci po prostu potrzebują zainteresowania, miłości i bliskości, nic więcej...
Misja
O oławskim pogotowiu rodzinnym bardzo dobre zdanie ma Beata Kuczyńska-Gigołła, dyrektor poradni, z którą oławska rodzina utrzymuje systematyczne kontakty: - Dzieci trafiają w oławskim pogotowiu do wrażliwych, otwartych, ciepłych, troskliwych rodziców, przytulne warunki mieszkaniowe, przygotowane miejsce wypoczynku, nauki i zabawy. Zdrowe rodzinne relacje pomagają im wyrównywać niedobory rozwojowe. Opiekunowie podejmują trudną, mozolną, codzienną pracę. Doprowadzają dzieci do równowagi psychicznej.
- Rodzicielstwo zastępcze to jedna z najpiękniejszych misji, jakiej może się podjąć człowiek - mówi Małgorzata Trybułowska zPCPR. - Państwo Sapkowscy są wykonawcami bardzo szlachetnego przedsięwzięcia, które wymaga od nich wiele pracy, trudu i poświęcenia. Każdego dnia troszczą się o dzieci, służą radą i pomocą. Stanowią oparcie dla swoich podopiecznych. Jako rodzice zastępczy są zarówno opiekunami oraz nauczycielami. Starają się stworzyć prawdziwy dom, pełen radości i życzliwości, którego do tej pory dziecko nie miało. To im się świetnie udaje!
Tekst i fot.: Malwina Gadawa
Napisz komentarz
Komentarze