Wierzbno
Trudna sprawa
Budynek jest własnością Skarbu Państwa, a gospodaruje nim Starostwo Powiatowe. W nocy z 6 na 7 stycznia wybuchł w środku ogień. Pan Tadeusz zaalarmował jednostkę OSP, przyjechali również strażacy z Oławy. Pożar ugaszono, a kilka dni później przedstawiciele Starostwa Powiatowego wynieśli wszystkie rzeczy na zewnątrz. Zamurowali wejście i zabronili wchodzenia do środka. Przyczyny takiego działania tłumaczy Rafał Kopacz, specjalista ds. gospodarki nieruchomościami w starostwie: - Po kontroli stanu budynku, dokonanej przez powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, wydał on nakaz opróżnienia budynku i wyłączenia go z użytkowania, zobowiązując starostę do zabezpieczenia przed dostępem osób trzecich, z uwagi na zagrożenie bezpieczeństwa ludzi.
Dziki lokator
Pan Tadeusz nigdy nie był tu zameldowany, a pomieszczenia nie spełniały wymogów dla lokali mieszkalnych, ani socjalnych. - Osoba, która przebywała w tym budynku, zajęła go samowolnie jako tzw. dziki lokator - mówi Rafał Kopacz. - Nigdy nie posiadała żadnego tytułu prawnego do korzystania z pomieszczeń w tym budynku, nigdy też nie występowała do starostwa o przyznanie lokalu. Pan ten był kilkakrotnie wzywany do opuszczenia budynku, ostatni raz w listopadzie 2010. Pouczono go, że w przypadku niezastosowania się do wezwania, rzeczy zgromadzone w pomieszczeniach będą wywiezione na wysypisko śmieci, a wejście do budynku będzie trwale zamknięte. Nie zamurowano go w grudniu z uwagi na wystąpienie mrozów. Wykonanie tych prac możliwe było w styczniu, kiedy nastąpiła odwilż. Ponadto dalsze korzystanie z budynku stało się jeszcze bardziej niebezpieczne z uwagi na pożar w nocy z 6 na 7 stycznia. Niebezpieczeństwo jest tym większe, że budynek jest połączony z innym na sąsiedniej działce.
Już ponad dwa tygodnie pan Tadeusz jest pozbawiony dachu nad głową. Jego rzeczy nadal zalegają przed domem, a on sam nie ma gdzie iść. Całymi dniami włóczy się po Wierzbnie, śpi w piwnicach lub u życzliwych ludzi. Ma rodzinę, która nie interesuje się jego losem. Wcześniej mieszkał z ojcem. który sprzedał dom i wymeldował syna. - Ojciec mieszka teraz z kobietą w jednej z wiosek w gminie Wiązów - mówi bezdomny. - Nie utrzymuję z nim kontaktu. Mam jeszcze inną rodzinę, ale ona ma swoje problemy.
Bezdomny z wyboru
Gdy zabezpieczano budynek, przedstawiciele starostwa poinformowali o możliwości zawiezienia dotychczasowego mieszkańca do schroniska, ale on "nie wykazał zainteresowania". Natomiast nikt ze starostwa nie uprzedził pani wójt o zaistniałej sytuacji.
- Zareagowaliśmy od razu, jak tylko dotarły do nas te informacje - mówi Dorota Swadek-Schneider. - Był radca prawny, była pani z opieki, ale ten pan pisemnie odmówił umieszczenia go w schronisku. My jako gmina moglibyśmy go zawieźć na miejsce. Gdyby chciał, to miałby gdzie mieszkać.
Pani wójt poinformowała, że obecnie gmina nie dysponuje budynkiem, ani pokojem zastępczym dla bezdomnego. Pan Tadeusz otrzymał propozycje kontaktów z ośrodkami, w których mógłby zamieszkać. Poinformowano go też o wpłacie zasiłku stałego na jego konto bankowe. Jednak bezdomny nie chce iść do ośrodka.
- W jednym na wejście muszę mieć 300 zł, a w drugim 150 - mówi. - Pierwsza sprawa jest taka, że ja jestem na zasiłku chorobowym i dostaję 470 zł miesięcznie. Mam problemy z nogami, nie mogę podjąć ciężkiej pracy. Z zawodu jestem murarzem, ale nie dam rady pracować, bo mam w dwóch kolanach druty. Już w tym miesiącu nie mam pieniędzy na ośrodek. W sklepie często biorę na kreskę i jak tylko dostaje pieniądze, to oddaję. Druga sprawa, że ośrodki mieszczą się we Wrocławiu, a ja nie chcę tam iść. Nikogo tam nie znam, całe życie mieszkałem tutaj, w Wierzbnie.
Elżbieta Solanko-Kitajczuk z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej poinformowała, że w takiej sytuacji niczego innego nie może zaproponować bezdomnemu.
"Dziadowanie"
Pan Tadeusz nie chce wyprowadzać się z miejsca, w którym mieszkał całe życie. Tutaj go każdy zna. Nie potrzebuje wiele przestrzeni do życia. Obecnie jego największym marzeniem jest własny, mały kąt, w Wierzbnie lub okolicy. - Teraz łażę od jednego domu do drugiego - mówi. - Takie dziadowanie. Przecież nikt mnie nie weźmie na dłuższą metę.
Budynek, w którym mieszkał, wyceni rzeczoznawca majątkowy. Jeżeli wojewoda dolnośląski wyrazi zgodę, to nieruchomość będzie wystawiona na przetarg.
Tekst i fot.: Piotr Turek
Napisz komentarz
Komentarze