- To czego nie ma w tej książce?
- Nie ma tej części, w której mówiłbym o nawiązaniu kontaktu z Dariuszem Kluką, a to było ciekawe. Zresztą powiem panu, że nawet pan ma swój udział w postaniu tej książki. Nawet pan nie wie o tym.
- No nie wiem. Wiem tylko, że książka "Oława w latach 60. i 70. ubiegłego wieku na fotografiach Lesława Mazura" wkrótce będzie do kupienia.
- Będzie, ale najpierw musiała powstać. A było to tak. Jestem czytelnikiem waszej gazety od początku. W którymś momencie pojawił się w niej wywiad z Dariuszem Kluką na temat jego widokówek. Była też informacja o stronie internetowej z tymi jego widokówkami, którą prowadził z jakimś Niemcem. Początek tego artykułu był taki, że ci panowie spotkali się gdzieś na Allegro i licytowali tę samą widokówkę, przebijali się, że akurat była wyjątkowo rzadko spotykana, obu na niej zależało. I pocztówka, która powinna pójść za 100 zł, poszła za 180. Wygrał Kluka. No i ten Niemiec do niego napisał, że mu gratuluje, ale poprosił, aby Kluka wysłał mu jakieś dobre ksero tej widokówki. Okazało się bowiem, że jego rodzina pochodzi z Domaniowa, ale on nie zna polskiego, zresztą nigdy tu nie był, ale chciał im zrobić przyjemność i wydać książkę ze starymi pocztówkami tych ziem. Ta współpraca Kluki z nim skończyła się tym, że razem zrobili stronę internetową, opracowaną profesjonalnie, a pojawiło się na niej ze 200 starych widokówek, opisanych i po polsku, i po niemiecku. Ja tę stronę oglądałem dziesiątki razy. Bo mnie widokówki z Oławy fascynowały od dawna. Zresztą od lat zajmuję się zbieractwem różnych rzeczy użytkowych, np. garnków glinianych. Jeździłem często po giełdach staroci i zawsze tam oglądałem stare widokówki, głównie z Oławy. Początkowo był kompletny bałagan w nich, ale potem pojawiły się u handlarzy już pokopertowane, poukładane miastami, więc można było swobodnie to wszystko przekopać. Mnóstwo tego widziałem. I co mnie zaskoczyło? Oława miała piekielnie dużo widokówek w porównaniu z innymi miastami. Np. Świdnica, dużo większe miasto, ale wydawało mi się, że ma ich dużo, dużo mniej niż malutka Oława. Tak to przynajmniej wglądało na giełdach. Miasta porównywalnej wielkości jak Oleśnica czy Bolesławiec - też miały mniej. A Oława - mnóstwo. Jest np. zrobione jedno ujęcie, które różni się wieloma szczegółami. Tu jest łódka, tam nie ma łódki,. Tu stoi człowiek, tam go nie ma. Jest dziecko na pierwszym planie, a potem go nie ma. To są te same zdjęcia, tylko niektóre elementy były wtedy wyretuszowywane. Ja się tymi widokówkami interesowałem bardzo długo i skala zbiorów pana Kluki bardzo mnie zainteresowała. Ta strona z jego widokówkami spełniała moje oczekiwania, moglem godzinami oglądać. A robiłem to bardzo dokładnie, bo łatwo było się pomylić.
Ci sami architekci pracowali w różnych miastach i tworzyli podobne układy. Czasem na pierwszy rzut to jest Oława, ale dokładniejsze przyjrzenie się powoduje, że jednak nie, to zupełnie inne miasto. W ten sposób, przez jego stronę, poznałem pana Klukę.
- Kto zrobił pierwszy krok?
- On. W którymś momencie po ukazaniu się jego książki "Pejzaże oławskie" zadzwonił do mnie wczesną wiosną i zaproponował współpracę. Doszedł do wniosku, że po wydaniu tych przedwojennych widokówek przydałby się kolejny etap. Bo mamy przedwojenną Oławę i współczesną, a co w środku? Zasugerował mi, że moje zdjęcia wypełniają tę lukę. To był jeden impuls. Drugi przyszedł od syna. Gdy przeglądał zeskanowaną w dużej rozdzielczości kolekcję, a jest to 830 zdjęć, mówi: - Tato, czemu ty z tym nic nie zrobisz? Ale o co ci chodzi? Bo przecież to ma blisko pół wieku, ma wartość. Leżało sobie u nas na półce, ja tego nie ruszałem, ale jak on mi to powiedział, to po jakimś czasie zacząłem publikować te swoje zdjęcia na Facebooku. Ale wielkiej reakcji nie było. Od czasu do czasu ktoś sobie przekopiował i tyle. Coś tutaj nie gra, pomyślałem. Żeby one nie interesowały ludzi? Ale wiadomo, że na FB są głównie ludzie młodzi i dla nich te zdjęcia były po prostu nieczytelne. Nie rozumieli, co widzą. Dopiero jak niektórzy czytelnicy wyciągali poszczególne zdjęcia i dorzucali komentarze, zaczął się szum. To ja też zacząłem opisywać te swoje zdjęcia. I wtedy ruszyły komentarze.
- Zdjęcia dostały drugie życie?
- Tak. I pojawiły się wśród nich prawdziwe hity.
- A największym co było? Odpowiedź na to i inne pytania w najnowszym wydaniu "Powiatowej". Czytaj całość już teraz e-wydanie: TUTAJ - koszt 2.90 zł
Napisz komentarz
Komentarze