Bez wyjścia i w strachu
Andrzej Krawczyński ponad cztery lata walczy o swoje bezpieczeństwo i normalny wygląd ścian. Bez rezultatu. Sprawę porównuje do najgorszego koszmaru. Nie udało mu się uzyskać pieniędzy na naprawę szkód od właściciela, który zrobił nieprzemyślany remont. Krawczyński przegrał też sprawę w sądzie. Ma grubą teczkę pism, w tym od rzeczoznawców, którzy wyraźnie ocenili, że szkody powstały na skutek przeprowadzenia remontu niezgodnie z prawem budowlanym. Nie pomogło to jednak w rozwiązaniu problemu.
Blisko tragedii
Od 2005 roku Andrzej stracił sporo nerwów. Nie przypuszczał, że niewinnie wyglądające prace remontowe zmienią jego życie. Nie może zapomnieć pierwszego dnia koszmaru. Wtedy spadła na niego półka z książkami. - Na dole wyburzali ściany, a tu wszystko drżało i leciało na mnie, byłem w szoku - wspomina. - Gdyby w bocznej ścianie nie było półki, która zatrzymała spadający regał, pewnie skończyłoby się to tragedią...
Według pana Andrzeja sąsiad kupił mieszkanie piętro niżej specjalnie po to, żeby zaraz je sprzedać. Chciał polepszyć jego standard, dlatego wymyślił plan z usunięciem ścian działowych i utworzenie apartamentu. - Kupił to mieszkanie na handel, chciał wyremontować i szybko sprzedać z zyskiem. Wiem, że zapłacił za nie 97 tysięcy, a sprzedał za dwa razy więcej. Zarobił na tym, a nas zostawił w dramatycznej sytuacji.
Prawo spółdzielni
Niezadowolony lokator natychmiast zgłosił sprawę do inspektoratu budowlanego i spółdzielni „Odra”. Jeden z podstawowych punktów zawartych w prawie użytkowania lokalu mówi, że nie wolno bez zezwolenia wyburzać ścian, ani wykonywać większych prac remontowych. Niewiele to pomogło. - Byli i widzieli, co tutaj się dzieje, ale nic z tego nie wynikło. - Robotnicy nie mieli nic, żadnych zezwoleń - mówi Andrzej. - Ani z inspektoratu budownictwa, ani od spółdzielni. Człowiek, który kierował tym chaosem remontowym, nie miał żadnych uprawnień, poza świstkiem o rejestracji działalności firmy. Powinien chociaż skończyć technikum budowlane...
W piśmie z wizji lokalnej czytamy, że „dokonano oglądu modernizowanego lokalu, w trakcie robót budowlanych, nie sprawdzono dokumentacji lokalno-prawnej z uwagi na nieobecność właścicieli (pozwolenie na modernizację i przebudowę, oraz projektu budowlanego wraz z uzgodnieniami)”. Na koniec stwierdzono, że „sprawdzenia dokumentacji powinien dokonać zarządca budynku”.
Kiedy Krawczyński powiadomił spółdzielnię, lokator od remontu chciał załagodzić napiętą sytuację. Zadeklarował, że naprawi usterki na własny koszt. Pan Andrzej nie zgodził się na takie rozwiązanie, dopóki rzeczoznawca nie oszacuje szkód.
- Kobieta, która mieszka niżej, miała identyczną sytuację, zgodziła się, żeby ten pan sam naprawił szkody - tłumaczy. - Następnego dnia pojawił się facet, który miał ze sobą wiadro gęstego gipsu, szpachlę i pędzel. Po prostu połatał pęknięcia. Tymczasem ściany w dalszym ciągu pękały. Ja nie chciałem, żeby naprawa była nieskuteczna. Dlatego nie zgodziłem się.
Zadzwoniliśmy do Janusza Czarneckiego z SM „Odra”. Zapytaliśmy, czy da się jakoś pomóc Krawczyńskim. Odpowiedź nie była optymistyczna. - Sprawa jest zamknięta - mówi prezes Czarnecki. - Sąd wydał ostateczną decyzję, pan Krawczyński przegrał, a w takim przypadku my nie pomożemy i już nie zajmujemy się tą sprawą. Wcześniej wysyłaliśmy pisma do człowieka, który przeprowadzał remont, że powinien naprawić usterki na własny koszt, tyle że Krawczyński żądał od niego aż 20 tysięcy złotych... Sprawa wciąż się przeciągała. Teraz już nic więcej nie zrobimy.
Krawczyński przestał wierzyć w sprawiedliwość. Idąc na rozprawę sądową z teczką pełną dowodów był pewny, że wygra. Na sali okazało się zupełnie inaczej. - Sąd uznał, że remontujący postąpił legalnie - mówi. - To jakaś paranoja, jak można wyburzyć nośne ściany w bloku mieszkalnym i postąpić legalnie? Rozprawa odbyła się w jakimś małym pokoju, nawet nie na sali. Nie pozwolili mi dojść do głosu. Kiedy pytałem biegłą o prawo budowlane i podawałem konkretne punkty, które zostały złamane, odbierano mi głos. To wszystko wyglądało jak ustawione. Ludzi nie obchodzi to, że czyjeś życie jest zagrożone, liczą się tylko pieniądze i układy. Kiedy remontujący panowie używali wiertarek udarowych, w łazience pękła nam rura, konstrukcja budynku została naruszona. A co będzie teraz? Jest coraz gorzej wciąż wyskakują nowe pęknięcia, a w ścianach jest instalacja elektryczna - jeśli dojdzie do zwarcia, będzie pożar...
Próbowaliśmy dodzwonić się do mężczyzny, który doprowadził do zniszczeń budynku, ale numer komórkowy, który zostawił sąsiadowi, jest nieaktualny.
Mimo, że sytuacja wydaje się bez wyjścia, Krawczyński zapowiada, że nie odpuści. Zgłosił sprawę do prokuratury, zadzwonił nawet do CBŚ. Pozostaje mu życzyć, żeby... nie pękał.
Tekst i fot.: Agnieszka Herba
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze