Przygotowania nie były łatwe. Bardzo ciężko zgrać całą ekipę, liczącą prawie piętnaście osób. Zdarzało się tak, że zaplanowane wcześniej zdjęcia odwoływano, bo jeden z głównych aktorów nie mógł się pojawić. W trakcie zmieniał się również scenariusz. Początkowo miało się zaczynać sceną na dworcu kolejowym. - Podczas ostatnich dni zdjęć zmieniliśmy scenę otwierającą - opowiada Basia Brezdeń. - Pojawiła się scena w piwnicy, gdzie spotykają się młodzi. Później film traci swoje barwy i razem z miejscem przenosimy się w czasie o 70 lat, dzięki odnalezionemu przez nas pamiętnikowi. Ten zabieg miał pomóc widzowi w łatwiejszym zrozumieniu wojennej historii. Samo kręcenie filmu przebiegało bardzo różnie. Każdą scenę powtarzaliśmy po kilka razy.
- Najbardziej obawialiśmy się finałowej sceny z łapanką i strzelaniną - dodaje reżyser Ania Kamińska. - Dużo aktorów, istotna scena z symbolicznym przekazem była dla nas nie lada wyzwaniem. Okazało się jednak, że całej ekipie zależało na tym tak bardzo, że przygotowaliśmy ją najszybciej. Nasza produkcja jest w większości niema i przygotowywana zwyczajną kamerą. Wbrew pozorom to dodaje powagi i podkreśla tragizm wojennych chwil. Czasami sprzyjało nam szczęście. Gdy kręciliśmy scenę, odtwarzającą wojenną przeszłość na opuszczonych koszarach radzieckich, właśnie drogą przejechał woźnica z koniem, co także uwieczniliśmy na filmie. Generalnie, przechodnie, których spotkaliśmy, z życzliwością odnosili się do naszych działań i z zaciekawieniem przyglądali się naszej próbie rekonstrukcji.
Należy się szacunek
Film przygotowywali specjalnie na obóz, a jego montaż, prowadzony na domowym komputerze, skończył się kilka godzin przed wyjazdem. Premierę miał 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Wtedy w wielkim namiocie było ponad sto osób. - Po projekcji zapadło milczenie - opowiada Martyna Palczyńska. - Potem usłyszeliśmy gromkie i długie oklaski. To była dla nas niezwykła nagroda...
Po wykonaniu tego filmu patrzą inaczej na smutne losy Polski w czasie okupacji. Wiele dowiedzieli się o tych czasach, poświęcając godziny na przygotowania, dobieranie garderoby przypominającej dawne czasy, przeszukiwanie strony internetowej, aby jak najlepiej oddać wojenną codzienność. Zgodnie przyznają, że taki film jako szkolne zadanie domowe nie spełniłby swojej roli. - Byłby tylko jednym z wielu zadań, przygotowanym z mniejszą lub większą dokładnością, a przecież historii i ludziom ją tworzącym należy się szacunek - mówią harcerze z 18. DH.
Adam Piwek
Napisz komentarz
Komentarze