Problem w Centrozłomie
Mowa o oławskim Centrozłomie i terenach, na których składowane są metale i odpady przemysłowe. Mieszkańcy pobliskich Godzikowic twierdzą, że od kilku lat złomiarze bezprawnie wchodzą na hałdy odpadów i od rana do nocy wykopują potrzebne im elementy, a później wypalają je na pol-nych ścieżkach.
Trudny spacer
W ramach niedzielnego spaceru wybraliśmy się w okolice Centrozłomu. Spacer szybko przestał być przyjemny, bo polna dróżka to czarna niekończąca się smuga, na której leżą fragmenty wypalanych części. Przy 30-stopniowym upale pokonanie tej trasy to prawdziwe wyzwanie. Zapach tak dusi, że ciężko wytrzymać. Przy pobliskich polach kukurydzy leżą plastikowe butelki, a elementy metalowego ogrodzenia, które ma chronić złomowisko przed nieproszonymi gośćmi, jest opalone. Nieco dalej zaczyna się betonowy mur z ciernistym drutem, ale to żadna przeszkoda. Dla własnej wygody złomiarze wyburzyli wejście. Obok wisi tabliczka z napisem: „Uwaga, złe psy!”.
Przez moment zaczynam się bać, ale z relacji mieszkańców wynika, że nikt nie pilnuje tego miejsca. Wchodzimy przez „prywatne drzwi” złomiarzy. Żadnych groźnych psów, ochrony, strażników. Pokonujemy wielką górę i na dole widać czterech mężczyzn, którzy w pocie czoła wertują każdy skrawek złomowego krateru i nawet nie zwracają uwagi, że ktoś ich obserwuje. Nie rozmawiają ze sobą, siedzą w sporych odstępach i w skupieniu kopią.
Podobno tak jest prawie codziennie, bez względu na porę, temperaturę i kontrole Straży Gminnej. Najpierw wygrzebują, później wynoszą i opalają.
Nietykalni?
- Ci mężczyźni zupełnie ignorują służby porządkowe - mówi Magdalena P. - Śmieją się z nich. Strażnicy przyłapują wypalających złomiarzy na gorącym uczynku, wlepiają mandaty, ale to nic nie daje, bo te osoby są niewypłacalne.
- To ludzie żyjący we własnym świecie - mówi Eugeniusz Szponar ze Straży Gminnej. - Mieszkańcy często dzwonią w tej sprawie, a my interweniujemy. Złomiarze bywają agresywni, a mandaty nie robią na nich wrażenia. Ten teren powinien być odpowiednio chroniony, nie ma innej skutecznej rady. Właściciel powinien o to zadbać...
Komendant Straży Gminnej, Ryszard Biały, zareagował na prośby mieszkańców i wysłał pismo do właściciela Centrozłomu, zwracając uwagę na konieczność zatrudnienia profesjonalnej firmy ochroniarskiej. Magdalena P. zebrała podpisy sąsiadów i zaniosła pismo do władz miasta oraz gminy Oława. Burmistrz Franciszek Październik zobowiązał właściciela firmy do odpowiedniego zabezpieczenia terenu. O sytuacji poinformował Wojewódzki Inspektorat Środowiska. Zadzwoniliśmy tam. W wydziale inspekcji stwierdzono, że nie było żadnych sygnałów o kradzieżach i wypalaniu. - Nie dotarły do nas wnioski, ani skargi od mieszkańców Oławy - mówi Maria Siwiak, naczelnik Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu. - My nie kontrolujemy takiego typu wypalania kabli, bo to jest działalność nielegalna i tylko służby porządkowe mają odpowiednie uprawnienia, żeby powstrzymać ten proceder.
Gdy mówię, że ci ludzie zanieczyszczają powietrze i uprzykrzają życie mieszkańcom pobliskich domków, a WIOŚ ma przecież dbać o środowisko, Maria Siwak stwierdza, że podlegli jej inspektorzy raz do roku kontrolują Centrozłom i wtedy sprawdzają całość prowadzonej działalności. - W czasie tych inspekcji nie stwierdziliśmy obecności osób niepowołanych, które wypalały kable - tłumaczy naczelniczka i dodaje, że to właściciel powinien dopilnować, żeby na jego teren nie wchodzili tacy ludzie.
Maria Siwiak poinformowała nas, że jeżeli mieszkańcy widzą zagrożenie środowiska naturalnego, powinni napisać odpowiedni wniosek z prośbą o skontrolowanie terenu. Wtedy będzie on rozpatrzony i jeżeli problem może rozwiązać WIOŚ, pracownicy zajmą się sprawą. Jeżeli nie, wtedy przekażą zagadnienie odpowiednim służbom.
Nie wypalają?
Zadzwoniliśmy do Centrozłomu, ale z dyrektorem nie porozmawialiśmy, ponieważ kilka tygodni temu zmarł. Wicedyrektor polecił kontaktować się z Jerzym Klimczykiem, który jest odpowiedzialny za ten teren. Też nie uzyskaliśmy informacji, bo jest na urlopie. Telefon odebrał pracownik, który stwierdził, że obecnie wypalania nie ma. - Panowie, którzy pracują na składowisku wyrobów przetworzonych, są kontrolowani i na pewno niczego nie wypalają - mówi. - W tej chwili jestem na zastępstwie i wiem, że nic takiego się nie dzieje.
- To znaczy, że ktoś pilnuje tego terenu?
- Tak. Jest więcej niż jedna osoba - mówi pracownik.
- Ilu macie strażników?
- Więcej nie mogę powiedzieć, bo nie jestem upoważniony do kontaktów z prasą.
Ekolog radzi
Czy jest sposób na walkę ze złomiarzami? O pomoc poprosiliśmy profesora Andrzeja Drabińskiego z Klubu Ekologicznego. W Oławie zasłynął jako ten, który skutecznie opóźnia budowę hipermarketu Tesco. Przyznał, że sprawa jest bardzo trudna, bo wypalający są ludźmi z marginesu, dla nich liczy się każdy grosz, a wykradanie towaru ze złomowiska to często ich jedyne źródło utrzymania.
- Władza nie ma pomysłu, co z nimi zrobić, woli ich mieć na obrzeżach miasta niż w centrum - mówi Andrzej Drabiński. - Podobna sytuacja jest z bezdomnymi, za których miasto powinno być odpowiedzialne, ale w zimie noclegownia była nieczynna. Sprawę trzeba rozwiązać kompleksowo, zatrudnić profesjonalnych ochroniarzy. Jeżeli mieszkańcy napiszą skargę na zakład, to Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska powinien zareagować. Według mnie nie ma woli, żeby załatwić ten problem raz a dobrze. Tabliczka z zakazem nic tutaj nie pomoże.
Franciszek Październik będzie naciskał na właściciela Centrozłomu, żeby należycie zabezpieczyć teren. - Tutaj jeden, czy dwóch strażników nie wystarcza - mówi burmistrz. - Wystosowałem pismo do właściciela i jeżeli nie zareaguje odpowiednio, będę naciskał dalej.
Mieszkańcy tracą cierpliwość i szukają jakiegokolwiek wyjścia z „toksycznej” sytuacji. Czy wreszcie im się uda spokojnie i zdrowo mieszkać?
Tekst i fot.:
Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze