Lubiąż
Nasi na Slocie
To wydarzenie ma swoją magię. Zderzenie dawnej potęgi cystersów z nieskrępowanym żywiołem młodości. Święto buntowników i marzycieli, którzy nie godzą się na hegemonię popkultury i snują wizję bardziej sprawiedliwego świata. Spotkanie twórców, wyznaczających awangardowe trendy w sztuce i wyznawców idei, która ukształtowała naszą cywilizację - chrześcijaństwa. Taki jest Slot. Największy i zarazem najbardziej oryginalny festiwal młodzieżowy na Dolnym Śląsku. Chciałem podpatrzeć, jak współtworzą go młodzi z Oławy.
Jak w transie
W przyciemnionej sali bocznego skrzydła kompleksu klasztornego zgromadziło się ponad dwadzieścia osób. Z uwagą i wyrazem znawstwa na twarzach wsłuchują się w opowieść drobnego 17-latka. Chłopak jakby wpadł w trans. Mruży oczy, wznosi głowę, przesuwa rękę po włosach... zaraz potem pochylony przemierza salę. Odwraca się w przeciwnym kierunku, wyraziście gestykuluje, akcentuje wypowiadane słowa. W trzecim dniu warsztatów tolkienowskich Staszek Drabarek z Oławy tłumaczy swoim słuchaczom różnice między ludami, występującymi we “Władcy pierścieni” i opisuje ich genealogię.
- Serca ludzi niskich można było łatwo zwieść, posiadali pierwotne potrzeby i zachcianki. Dlatego Morgoth bez trudu przeciągnął ich na swoją stronę. Od ludzi średnich wywodzą się takie rody, jak na przykład Rohirrimowie, nie brakowało im odwagi, trudno znaleźć czyny, których mogliby się powstydzić...
Tych kilka słów wystarczy, by odnieść wrażenie, że niewtajemniczeni nie mają tu czego szukać. Na stole leżą sczytane egzemplarze tolkienowskiej sagi. Dla Staszka to magnetyczna lektura. Przeczytał ją ponad 30 razy, stworzył słownik polsko-elficki, przestudiował tolkienowską encyklopedię...
- Jestem pod absolutnym wrażeniem jego wiedzy - wyznaje Zuza Zajczenko z Krakowa po zakończeniu zajęć. - Siebie mogłabym określić jako pasjonatkę emocjonalną, Staszek odbiera tę twórczość intelektem.
Dziewczyna wspomina, że pierwszy raz czytała “Władcę pierścieni” na wsi, gdzie nie było elektryczności. - Robiłam to od świtu do zmierzchu - śmieje się. - Wieczorem pochylałam książkę w dół i łapałam ostatnie promyki słońca. Nie wiem, co mama myślała, kiedy odnajdywała mnie w takiej niekomfortowej pozie...
Adepci bitu
Hasłem Slotu są cztery dni bez chemii i przemocy. Na festiwalu obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu i narkotyków. Organizatorzy są pewni, że kreatywne zajęcia, jakie proponują, są atrakcyjniejsze niż działanie środków odurzających. Od godziny 20.00 do rana trwają koncerty. Trudno opisać ofertę muzyczną w kilku słowach - o tym, co się działo na Slocie, szczegółowo donosiły dolnośląskie media. Wydarzeniem był z pewnością występ zespołu Pustki, zagrał również Behavior, znany ze skomponowania muzyki do serialu “Włatcy Móch”. Duże wrażenie zrobili przebrani za owady muzycy ze składu Łąki Łan. Grali z Sistars, Reni Jusis i Kasią Nosowską, ich propozycja muzyczna to mieszanka funky, house i trip hopu. W ciągu dnia można uczestniczyć w ponad 120 warsztatach. - Dla każdego znajdzie się coś, co go zainteresuje - zapewnia Kasia Bieniek z Oławy, która pracuje jako wolontariuszka w kawiarence. Jej siostra Ela jest fanką muzyki reggae, opowiada jak całą noc spędziła na koncercie dubowym. Dyplomowani psychologowie prowadzą zajęcia z relacji interpersonalnych, młodzi pasjonaci dzielą się swoją znajomością języków obcych, i to tak oryginalnych, jak starożytna greka. Można nauczyć się podstaw chorału gregoriańskiego, zbudować maszynę parową i pojeździć nią po terenie opactwa lub poćwiczyć pod fachowym okiem chłopaków z TRD SQUAD, tzw. beat box, czyli imitowanie uderzeń perkusji ustami. W tych zajęciach uczestniczył Mateusz Stępień z Bystrzycy. Rozmawiamy w kafejce, którą zaopatruje w ramach wolontariackiej służby w niezbędne artykuły. Mateusz prezentuje mi podstawy beat boksu - wprawdzie wpatruję się uważnie w jego usta, ale nie jestem w stanie powtórzyć tego, jak naśladuje dźwięki bębna basowego i hi-hatu.
Na deskorolce po klasztorze
Dominującym wrażeniem jest niezwykła aktywność uczestników festiwalu. Na trawnikach młodzież ćwiczy żonglerkę piłkami i drążkami, obok siedzą bębniarze. W dawnej świątyni cysterskiej odbywają się warsztaty plastyczne i tańce. W klasztornych korytarzach uderza kontrast między zabytkową architekturą a najrozmaitszymi zajęciami - nauką jazdy na jednym kole, chodzeniem na szczudłach, akrobacjami na deskorolce. Właśnie to zachwyca Marysię Ulanicką. - Przestrzeń festiwalowa jest niesamowita - mówi. Marysia jest na Slocie po raz pierwszy, z warsztatów zainteresowała ją indonezyjska metoda farbowania tkanin, batik.
Izę Głowacką poruszył wykład przedstawicieli stowarzyszenia „Lepszy świat”. Angażują się w różnorodne projekty humanitarne, między innymi dożywianie głodujących w Afryce. Jedno skrzydło klasztorne zarezerwowane jest dla organizacji pozarządowych. Kto chce, może zapoznać się z zasadami wolontariatu w Afryce, pomóc chrześcijańskiej organizacji w Indiach, dokonać duchowej adopcji dziecka z krajów rozwijających się. Iza uczestniczy również w warsztatach tańca żydowskiego. Opowiada, jak językiem ciała można oddać symbolikę jednego z podstawowych żywiołów, wody.
Nieopodal natrafiam na grupę parkourową „Freedom” z Oławy. Parkour to rodzaj miejskiej akrobacji. Polega na przeskakiwaniu barierek, wspinaniu się na zabudowania, utrzymywaniu równowagi na poręczach. Oławianie przywieźli ze sobą kozioł i pokazują zainteresowanym jak wykonywać skoki, salta i inne akrobacje. Dla Ariela Denenfelda instruktaż nie jest nowością. Na Slocie prowadzi warsztaty po raz czwarty, poza tym ma praktykę w pracy z dziećmi ze świetlicy środowiskowej „U Miśka”, na ulicy Kamiennej. - Parkour jest niebezpieczny - mówi Ariel. - Dzieciaki, skacząc po mieście, mogą sobie zrobić krzywdę, a jak przychodzą do nas na treningi, to wiadomo, że nic im się nie stanie.
Warsztaty współprowadzi Adam Izdebski. Jego największe osiągnięcie to salto w tył z domku na Miasteczku. Akrobacje Adama podziwia jego dziewczyna, Kasia Kielnierowska. Zgłosiła się do służby sanitarnej. Godzinę dziennie poświęca na oczyszczanie terenu festiwalowego ze śmieci, pozostały czas przeznacza na uczestnictwo w różnych warsztatach - wyrabiania kolczyków, masek, produkcji papieru czerpanego.
Pierce wyskakuje z trumny
Łukasz Kłykow jest nieco starszy od pozostałych oławian. Ma ponad 180 cm wzrostu, długie włosy i charakterystyczną brodę. Festiwal zna od podszewki, uczestniczy w nim po raz szósty. Widział jego rozwój, ma wielu znajomych wśród organizatorów i występujących muzyków. Łukasz został przed rokiem dyrektorem baptystycznej szkoły językowej „Eagle” w Oławie. Prowadzi dwa warsztaty - konwersacyjny języka angielskiego i gry w szachy. To on ściągnął na festiwal Staszka Drabarka. W świetlicy środowiskowej na ulicy Kamiennej zetknął się z Arielem i chłopakami z grupy „Freedom”.
Łukasz opowiada o legendzie Slotu, Amerykaninie Davidzie Pierce i jego grupie No Longer Music. W roku 1987 wystąpili na festiwalu w Jarocinie. Tam nawiązali znajomość m.in. z Darkiem Malejonkiem, liderem formacji Houk. Zespół określa swoją muzykę jako post-grunge/psycho-punk theatre. Cokolwiek to znaczy, w swojej rock operze pokazują problemy młodych z rozbitych domów, dotkniętych narkomanią, wykorzystywanych seksualnie. Odpowiedzią na nie ma być Ewangelia. Pierce szukał takich środków wyrazu, które przybliżą współczesnemu człowiekowi ewangeliczną opowieść. W jego show Jezus nie umiera na krzyżu, ale jest tracony na krześle elektrycznym, rozstrzeliwany przez batalion egzekucyjny, lub zabijany nożem przez członków ulicznych gangów. - W kulminacyjnym momencie przedstawienia Pierce, grający Chrystusa, składany jest do trumny - opowiada Łukasz. - W zeszłym roku na ich koncercie efekty specjalne robił profesjonalista z Hollywood. Widziałem jak widownia zamarła, gdy wśród blasku świateł trumna rozpadała się, a Pierce/Chrystus powstawał z grobu.
*
Kiedy opuszczam festiwal, zaczyna padać ulewny deszcz. Uczestnicy chowają się do namiotów, pełniących funkcję kawiarenek. Łukasz mówi, że w ubiegłym roku ulewy spowodowały skrócenie finałowego koncertu. Ale to nikogo nie odstraszyło. W tegorocznym Slot Art Festival wzięło udział 5.800 uczestników.
Z rozmów, jakie przeprowadziłem z młodymi oławianami, wynika, że będą chcieli tu wrócić. Po to, żeby znów dzielić się z innymi swoimi talentami, pasją i zaangażowaniem. Żeby na Slocie zyskać inne spojrzenie na tylko pozornie „szarą” codzienność.
Tekst i fot.: Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze