Gmina Oława. Ofiary urzędniczych błędów?
Był początek 2008 roku. Monika i Grzegorz Giełżeccy mieli dość tułania się po cudzych i rodzinnych kątach. Postanowili więc wybudować dom. Z pomocą przyszła rodzina Moniki, darując młodym małżonkom kawałek gruntu w Drzemlikowicach. Młodzi zaczęli szybko działać. Okoliczności im sprzyjały, bo w Polsce trwał boom budowlany. Banki same się prosiły, by brać kredyty hipoteczne, a firmy deklarowały tanią, szybką i kompleksową budowę wymarzonego domku.
31 stycznia 2008 Giełżeccy złożyli w oławskim Urzędzie Gminy wniosek o wydanie warunków zabudowy działki nr 179/18 w Drzemlikowicach. Liczyli na szybki odzew urzędników, a okazało się, że musieli czekać prawie pół roku.
- W wyniku zaniedbań mojego poprzednika na funkcji wójta, nasza gmina wciąż nie ma aktualnego planu zagospodarowania przestrzennego, dlatego każda decyzja o warunkach zabudowy wymaga indywidualnych uzgodnień i to z wieloma instytucjami - tłumaczy wójt Ryszard Wojciechowski. Z tego powodu szef gminy wydał decyzję dopiero 10 lipca 2008. Uradowani Giełżeccy popędzili do oławskiego Starostwa Powiatowego z wnioskiem o wydanie pozwolenia na budowę. Mieli już wcześniej przygotowane wszystkie niezbędne dokumenty, w tym projekt domu oraz umowę z warszawską firmą budowlaną „Euro-Moduł” na wykonawstwo. Mieli także promesę kredytową, przyznaną przez jeden z banków komercyjnych.
Wadliwa decyzja
Radość małżonków trwała bardzo krótko, bo w starostwie dokładnie przyjrzano się dokumentom i okazało się, że decyzja wójta o warunkach zabudowy jest wadliwa. Urzędnik gminny, który ją przygotował, nie zauważył, że vis a vis miejsca, gdzie miał stanąć dom Giełżeckich, jest park, zaznaczony na mapie geodezyjnej jako las. W takiej sytuacji minimalna odległość tzw. „linii zabudowy” musi być zwiększona z 6 do 12 metrów. - Sytuacja w terenie wygląda inaczej, a na mapie inaczej - tłumaczy Krzysztof Witkowski, podinspektor do spraw gospodarki przestrzennej w oławskim Urzędzie Gminy. - Decyzję przygotowywał mój poprzednik, który z początkiem tego roku przeszedł na emeryturę. Z tego, co wiem, był w terenie i widział jak to wygląda, dlatego przygotował dokument odzwierciedlający rzeczywistą sytuację.
- Nawet jeśli tak było, to gmina powinna najpierw uporządkować zapisy na mapach geodezyjnych, a dopiero potem wydawać decyzje „odzwierciedlające rzeczywistą sytuację” - mówi Arkadiusz Kwiatkowski, sekretarz oławskiego Starostwa Powiatowego. Zastrzega, że nie zna dokładnie sprawy, gdyż najlepiej w tym zorientowany naczelnik wydziału architektury i budownictwa przebywa na urlopie. Jest jednak pewien, że działania starostwa były prawidłowe.
Zła podpowiedź
Gdy Giełżeccy poszli z odrzuconymi przez starostwo papierami do Urzędu Gminy, tam zasugerowano im, że jedynym rozwiązaniem jest złożenie wniosku o zmianę wadliwej decyzji. Trochę trwało, zanim młodzi małżonkowie na to się zdecydowali. W tym samym czasie zaczęły do nich docierać z prasy, radia i telewizji niepokojące informacje. Wybuchł kryzys światowy, który objawił się w Polsce m.in. zaostrzeniem przez banki polityki kredytowej. Giełżeccy z dnia na dzień stawali się dla banków mniej wiarygodni jako potencjalni kredytobiorcy. Wynagrodzenie za swoje usługi zwiększyła także firma budowlana, tłumacząc się zwiększonymi kosztami kredytu oraz podwyżką cen na materiały budowlane. Mimo tych niesprzyjających okoliczności Giełżeccy nadal byli zdecydowani budować swój dom w Drzemlikowicach.
Idąc za radą gminnego urzędnika, 28 listopada 2008 złożyli nowy wniosek o wydanie warunków zabudowy. Liczyli na to, że zmienią w niej jedno czy dwa zdania i nowa decyzja będzie wydana „od ręki”. Przeliczyli się. - Złożenie wniosku o wydanie nowej decyzji oznaczało wznowienie całego postępowania od początku, a to oznaczało także uruchomienie całej procedury administracyjnej, w tym serii uzgodnień z wieloma instytuacjami - tłumaczy podinspektor Krzysztof Witkowski. - Pismem z 11 grudnia 2008 wystąpiliśmy do Starostwa Powiatowego w Oławie, do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu oraz do oławskiego inspektoratu Dolnośląskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych o uzgodnienie decyzji, zmieniającej decyzję o warunkach zabudowy dla wnioskowanej inwestycji małżeństwa Giełżeckich.
Starosta uzgodnił decyzję postanowieniem z 24 grudnia 2008. Marszałek województwa dolnośląskiego, wypowiadający się w zakresie melioracji i urządzeń wodnych, wydał pozytywną opinię 26 stycznia 2009, zaś pismem z 13 stycznia 2009 Dolnośląski Wojewódzki Konserwator Zabytków we Wrocławiu poinformował, że nie wnosi uwag do przedstawionego projektu decyzji. Konserwator musiał się wypowiedzieć, gdyż działka Giełżeckich sąsiaduje z jakubowickim zabytkowym pałacem i kompleksem parkowym.
Najpóźniej, 4 lutego 2009, wpłynęło do Urzędu Gminy pismo od marszałka. Wójt wydał jednak decyzję dopiero po dwóch miesiącach - 25 marca. To długie oczekiwanie zdenerwowało Giełżeckich i 20 lutego skierowali do wrocławskiego Samorządowego Kolegium Odwoławczego skargę na wójta, zarzucając mu bezczynność. SKO rozpatrzyło ją 8 kwietnia i uznało za bezzasadną. Zdaniem Kolegium wójt zmieścił się w terminach, określonych w kodeksie postępowania administracyjnego. Przedłużanie postępowania wynikało z konieczności uzgadniania decyzji z innymi organami, które także wypełniały swoje obowiązki terminowo.
Zdesperowani małżonkowie próbowali dochodzić swoich racji w sądzie. Złożyli pozew i domagali się od gminy rekompensaty finansowej w wysokości 30 tysięcy złotych, bo na tyle wyliczyli swoje straty, wynikające z przewlekłego postępowania. - Sąd Rejonowy w Oławie potraktował nas „z góry”! - mówi oburzony Grzegorz Giełżecki. - Okazało się, że skarżyliśmy Urząd Gminy w Oławie a powinniśmy gminę Oława, bo tylko ona ma osobowość prawną i zdolność procesową.
Giełżeccy próbowali szukać pomocy w Sądzie Okręgowym, ale ten utrzymał w mocy postanowienie Sądu Rejonowego, który nie rozpatrzył merytorycznie zasadności ich pozwu ze wspomnianych powodów proceduralnych.
Nie dom, to mieszkanie
Gdy perspektywa wybudowania domu stawała się coraz mniej realna, Giełżeccy rozpoczęli starania o przydział mieszkania komunalnego. Zadeklarowali nawet, że chętnie wezmą coś do remontu. Okazało się, że jest taki lokal w Niwniku. Gmina szykowała tam wiejski ośrodek zdrowia, ale mimo znacznego zaangażowania środków na remont, zrezygnowała z pomysłu i postanowiła przekształcić lokal na dwa mieszkania, po około 50 metrów kwadratowych każde. - To jest dopiero plan i na razie nie mamy na to środków finansowych - tłumaczy wójt Ryszard Wojciechowski. - Zanim przekażemy lokal ewentualnym przyszłym najemcom, musimy przeprowadzić procedurę jego przekształcenia z użytkowego na mieszkalny, co musi trochę potrwać. Musimy też go co nieco zmodernizować, wymieniając np. instalacje. I na to teraz nie mamy pieniędzy, bo przed nami ważniejsze zadania inwestycyjne, jak choćby budowa kanalizacji w stanowickiej strefie gospodarczej, która jest zadaniem priorytetowym. Oszczędzamy na to każdy grosz.
Grzegorz Giełżecki uważa, że problemy finansowe gminy nie powinny być przeszkodą w załatwieniu sprawy jego rodziny. - Straciliśmy szansę na budowę własnego domu z powodu urzędniczej niekompetencji, więc powinno się nam pomóc - mówi wzburzony. - Tymczasem wójt traktuje nas jak intruzów i jeszcze obrzuca epitetami.
Ryszard Wojciechowski przyznaje, że 23 czerwca doszło między nim a Giełżeckim do ostrej wymiany zdań. - Chciał wymusić na mnie pewne działania, dotyczące pracy komisji mieszkaniowej, a ja nie mam na nią żadnego wpływu - tłumaczy szef gminy. Giełżecki ripostuje: - Wójt zachował się jak cham, dlatego złożyłem na niego skargę do przewodniczącego Rady Gminy. Pełniący tę funkcję Dariusz Witkowski potwierdza, że otrzymał pismo Grzegorza Giełżeckiego, w którym opisuje „męską rozmowę” z wójtem. - Nie nadałem jeszcze formalnego biegu tej sprawie, bo chcę najpierw poznać stanowisko wójta, który dotąd się nie wypowiedział, bo od kilku dni jest na zwolnieniu chorobowym. Gdy wróci do pracy, niezwłocznie poproszę go o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji...
Skarga Giełżeckiego w pewnym zakresie poskutkowała, bo zaraz po niej pojawili się członkowie gminnej społecznej komisji mieszkaniowej w mieszkaniu rodziców jego żony. - Warunki w Drzemlikowicach są rzeczywiście trudne, ale opinia komisji w sprawie przydziału mieszkania jest negatywna, gdyż państwo Giełżeccy mogą zamieszkać w Oławie, u matki pana Grzegorza, która ma duże mieszkanie własnościowe - mówi Józef Kozina, inspektor do spraw gospodarki komunalnej i członek gminnej komisji mieszkaniowej. - W dodatku zbulwersowała nas informacja, że właścicielka chce to mieszkanie sprzedać...
- To prawda, ale ja nie mam żadnego wpływu na decyzję mojej mamy - ripostuje Grzegorz Giełżecki. - Wpędzono nas w kłopoty i mocno skrzywdzono, a teraz ta bezduszność urzędniczo-sądowa ciągle trwa. Nie mamy już siły z tym walczyć i chyba wkrótce wraz z żoną i synkiem przeniesiemy się pod któryś z oławskich mostów, albo rozbijemy namiot pod Urzędem Gminy i tam zamieszkamy...
Krzysztof A.Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze