Swoistego kolorytu miejskim ulicom przydawały charakterystyczne postacie. To np. chodzący zawsze w kolejarskim (?) mundurze "Czarny Jóźku", zwany tak z racji smagłej karnacji, który nie stronił od alkoholu. Często coś tam sobie mruczał pod nosem, a wszystkie dzieci trochę się go bały - na jego widok pokrzykiwały "Czarny Jóźku!" i uciekały co sił. Nie wiem, jak się nazywał, kiedyś w końcu zniknął z ulic miasta.
Żylina, kobieta po traumatycznych przejściach, stawała pod sowieckimi koszarami i wykrzykiwała tam najgorsze przekleństwa. Jej historia stała się kanwą opowiadania Jerzego Łukosza.
"Dziadek" Kondrowski, postać bardzo malownicza i tajemnicza. Chodziły słuchy, że miał zwyczaj sypiać w trumnie, w grobowcu na cmentarzu przy ulicy Kilińskiego (dziś fragment parku). Piękne zdjęcie Kondrowskiego wisiało długie lata w witrynie u fotografa Zygmunta Silskiego, na Wrocławskiej. Był też na targu Jasiu (tak go wszyscy nazywali), handryczący się z handlującymi kobietami o opłatę targową - to był dopiero spektakl!
W tamtych latach Oławę oświetlały latarnie gazowe - rano i wieczór podjeżdżał do każdej lampy ulicznej pan na rowerze i przy pomocy długiego kija gasił lub zapalał gaz. Nie wiem, jak się nazywał, ale on też był elementem miejskiego krajobrazu.
Oni wszyscy już odeszli bądź odchodzą na drugą stronę, zacierają się wspomnienia, zmieniają się miejsca poszczególnych zdarzeń. W obecnym szalonym świecie nie ma czasu na refleksje, na spojrzenie wstecz, na chwilę zatrzymania się w gonitwie nie wiadomo za czym. Mamy bardzo ważne sprawy do załatwienia, wielkie kariery do zrobienia, bądź rozpaczliwie próbujemy się utrzymać na powierzchni, gdy dopadnie nas dół finansowy lub brak pracy. A przecież tak samo przeminiemy i my, przeminą wszystkie nasze radości i kłopoty, rozpłyniemy się w przeszłości. Tyle po nas zostanie, ile w ludzkiej pamięci.
Dlatego może warto wspomnieć naszych poprzedników. Obok różnych fachowych opracowań historyków - utworzyć "księgę osób ważnych dla Oławy", poczynając od 1945 roku. Póki jest jeszcze kogo o cokolwiek zapytać. W ten sposób przetrwają w naszej pamięci jako pełne życia osoby, a nie tylko nazwiska, przyporządkowane do dat. Wyobrażam sobie tę księgę jako zbiór wspomnień pisanych - być może subiektywnie, przez różnych autorów, wspominającą tych oławian, których już nie ma wśród żywych. A ponieważ "o zmarłych tylko dobrze", warto przypomnieć dobro, jakie uczynili. Jeżeli ktoś zapisał się w dziejach miasta wyjątkowo niechlubnie, to i wspominać go tutaj nie ma sensu. Zrobią to historycy, porządkujący fakty i daty.
Autorem wspomnień w oławskiej "księdze" może być każdy, jeżeli tylko sam je opisze lub komuś przekaże. Opracowane wspomnienia można utrwalić - na przykład w formie elektronicznej na stronie internetowej "GP-WO" bądź Biblioteki Miejskiej. Gazeta jest jak najbardziej uzasadniona, bo na jej łamach wiele razy przedstawiano opowieści o różnych ciekawych oławskich postaciach, można z nich już utworzyć spory zbiór, dokumentujący życie miasta. Biblioteka Miejska z kolei od miesięcy gromadzi wspomnienia pierwszych oławian - całość relacji zachowywana jest w formie nagrań z rozmów, natomiast wyciąg z tych wspomnień drukowany jest na łamach "GP-WO". I jedno, i drugie miejsce jest odpowiednie, a jeszcze lepiej oba jednocześnie. Zbiór może mieć formułę otwartą, żywą, potrzebny jest tylko ktoś, a może zespół, który będzie ten pomysł pilotował.
Napisz komentarz
Komentarze