Pochodzę z małej miejscowości, z rodziny o tradycyjnych wartościach, gdzie było pięcioro dzieci. Cztery dziewczyny i jeden chłopiec. Tradycyjne wartości to zdecydowanie podporządkowanie świata kobiet światu mężczyzn. Moi rodzice mieli gospodarstwo i chociaż każde z naszej piątki pracowało po równo na roli, a jako wiejskie dzieci, wakacje nie-wakacje, ferie, nie-ferie, musieliśmy rezygnować z naszego wolnego czasu, kiedy była potrzeba. Mój brat raczej nie pracował w domu. Wszystkie obowiązki domowe wykonywałyśmy razem z mamą my - dziewczyny. Kiedy naczynia brudne stały w zlewie, mój brat potrafił napić się z czystego słoika zamiast umyć szklankę. Tak było, tak zostaliśmy wychowani/e. A we mnie od samego początku była przekora. Przekora w stosunku do tego co stałe, co ustalone, co narzucone.
Pamiętam, kiedy w grupie przedszkolnej malowaliśmy wiewiórki i nie było pomarańczowej farbki, wszystkie dzieci pomalowały swoje wiewiórki na czerwono, moja natomiast była żółta. Ta przysłowiowa żółta wiewiórka towarzyszy mi przez całe życie. Bo rzeczy ważne są ważne, a nieważne pozostają nieważne, niezależnie od tego, jakie układy społecznych sił na to wpływają. Widzę, jak w codzienności świat kobiet i mężczyzn przeplata się ze sobą, widzę, co społecznie może jeden, co drugi, widzę, na ile pozwala się jednemu, na ile drugiemu, ale dla mnie nie ma to specjalnie znaczenia. Nie kategoryzuję świata według płci, ale według tego, co jest dla mnie jako człowieka znaczące. Czuję się dobrze w każdym ze światów, ale też zdaję sobie sprawę, że będąc kobietą i utrzymując w życiu główny priorytet, jakim jest niezależność, muszę bardziej, więcej, mocniej... Bardzo dobitnie pokazały mi to studia. Kiedy zaczęłam kształtować swoje wybory życiowe, było dla mnie jasne, że jestem umysłem ścisłym. Świat konkretnych cyfr i znaków był dla mnie łatwiejszy do ogarnięcia niż świat wybujałej wyobraźni. Konkretne sformułowania, jasne równania, proste przekazy. Na studiach, które podjęłam, byłam jedyną dziewczyną na roku. Wiem, że kierunek "mechanika i budowa maszyn" pewnie nie zachęca kobiet i nie z wieloma z nich spotykają się wykładowcy na zajęciach, ale jasno przez niektórych z nich wyrażona insynuacja, że to nie jest miejsce dla kobiet, jest moim zdaniem grubo dyskryminująca.
Często musiałam udowadniać swoją wiedzę, musiałam się starać wiele razy bardziej, pracować pilniej, ćwiczyć częściej, aby uwiarygodnić swoje miejsce w szeregu. Co ciekawe, niektórym kobietom wykładowczyniom było trudno z moją osobą - jakby miały benefity z bycia strażniczkami tego systemu. Pewnie patrząc z socjologicznej perspektywy jakieś mają... Wybrałam ten sam kierunek co brat, na razie bez tytułu - bo trzeba się obronić, nikt jednak nie był cicho, jak ja uczyłam się do egzaminów. Dbając o swoją niezależność wybrałam tryb zaoczny, aby móc zarabiać na siebie, odciążyć rodziców i nie prosić ich o pieniądze. Taka moja przekora.
Moje przyjaźnie są głównie męskie. Konkretne sformułowania, jasne równania, proste przekazy. Łatwiej mi w tym świecie rozumieć zasady i mam czasem wrażenie, że język, którego używa ten świat jest mniej skomplikowany. Przyjaciele z podwórka traktowali mnie jako towarzyszkę zabaw, koledzy ze studiów jako kumpelkę, kumple z drużyny jako członkinię tej drużyny. Może jest to takie proste, bo ja mam jasno postawione granice - to co kumpelskie to kumpelskie, a inne gry towarzyskie mnie nie interesują. Bo ja taka jestem. Piwko w garażu, bieg terenowy, gaszenie pożarów. Bardziej metaforyczne gaszenie, bo chociaż należę do ochotniczej drużyny strażackiej, nie jestem czynną strażaczką. Zostawiam tę bardzo fizyczną część tym, którzy mają więcej siły fizycznej. Po prostu. Ja reprezentuję drużynę i biorę czynny udział w zawodach sportowo-pożarniczych, ale one nie dzieją się w czasie faktycznego zagrożenia. Jako kobieta nie jestem sama wśród tego towarzystwa. Jestem częścią większej żeńskiej drużyny. Biorę też udział w Tropicielu-Przygodowym Rajdzie na Orientację. Kolega, mój szwagier i sąsiad to pozostali członkowie teamu, gdy w nocy, w trudnych warunkach wykonujemy zadania i "biegniemy" 20 km. Lubię to wyzwanie i nie ukrywam, że sprawia mi to radość, ale znowu stereotypowo jestem w tych 20% mniejszości. Nawet tego nie analizuję. Po prostu zauważam.
Czasem nie potrafię się odnaleźć w tym, co stanowi kobiece status quo. Nie wiem, jak zareagować, kiedy słyszę od mojej bliskiej koleżanki, że będzie "robiła" usta albo powiększała biust. To dla mnie absolutnie obcy teren. Nie rozumiem tej ciągłej obsesji na punkcie urody i wyglądu. Lubię prawdę i nie wstydzę się jej, bo kiedy mam stresowe sytuacje, to mam solidnie obgryzione paznokcie i nie zakładam sobie tipsów, żeby to ukryć. Jest jak jest. Cenię te kobiety, które potrafią przełamać tabu i pokazać światu, że wszystko jest możliwe, jeśli się tylko chce. Zdaję sobie sprawę z faktu, że kobietom jest ciężej w kulturze, w której żyjemy i dlatego jestem wdzięczna za te lekcje, które od niektórych z nich otrzymuję. W swoim życiu zawodowym miałam tylko szefowe i każdą z nich cenię za upór, prawdę, pracowitość, profesjonalizm, empatię i wrażliwość. To cenne jakości, których uczę się cały czas. Wbrew pozorom lubię taki wspólnotowy czas kobiecy. Należę do Koła Gospodyń Wiejskich w Biskupicach i ogromną przyjemność sprawiają mi nasze spotkania. Plecenie wieńców dożynkowych, kiedy cała świetlica wypełniona jest słomą, to dla mnie świetna integracja. Żałuję bardzo, że w kole brakuje młodych dziewcząt. To tak jakby jedno pokolenie nie było w ogóle zainteresowane takim działaniem dla kobiecej społeczności lokalnej, a moje pokolenie bardzo szczątkowo. Wielka szkoda. Na imprezach plenerowych można mnie zobaczyć w lokalnym stroju ludowym, który ma ponad 40 lat - prawie dwa razy tyle co ja. Bardzo go lubię i szanuję, bo opowiada kawałek kobiecej herstorii miejsca, z którego pochodzę.
Światy, w których żyję, przeplatają się nieustannie. W tym, co stereotypowo męskie, odnajduję pierwiastki żeńskie. W tym, co żeńskie, widzę dużo męskiego. Zmieniają się czasy, zmienia się i perspektywa. Tylko ta moja żółta wiewiórka pozostaje niezmiennie taka sama.
Spisała Izabela Moczarna-Pasiek Projekt w ramach prokektu MGCK w J-L
Napisz komentarz
Komentarze