LISTY, POLEMIKI, OPINIE
Jej relacja ze zdarzenia właściwie pokrywa się z tą przedstawioną przeze mnie, tyle że słowa pani ratownik tłumaczone i interpretowane są w taki sposób, aby zatuszować nieprawidłowości w działaniu i niedopatrzenia, których ewidentnie dopuściła się podczas pełnienia dyżuru. Ten fakt oczywiście mnie nie dziwi, ponieważ liczyłem się z właśnie taką reakcją obronną ze strony szpitala, który ma w mentalności twierdzić, że na SOR-ze zawsze wszystko jest w porządku. Niestety, szeroka opinia publiczna, w tym oczywiście ja, widzi to inaczej.
Pierwszą karygodną rzeczą w postępowaniu pani ratownik, na którą chciałem zwrócić uwagę, jest odpowiedź udzielona na pytanie, co powinienem zrobić w sytuacji, gdy moje 3-miesięczne dziecko ma 39 stopni gorączki. Brzmiała ona: "A co chce pan zrobić!?". Czy tak powinna wyglądać odpowiedź ratownika medycznego osobie szukającej pomocy? Odebrałem to jako pretensję, że właściwie niepotrzebnie dzwonię, bo jest to zbyt błaha sprawa. Prawdę mówiąc liczyłem na to, że zostaną mi przedstawione możliwe opcje działania - przyjazd, konsultacja, cokolwiek, co pozwoli pomóc mojemu dziecku. Takie informacje, niestety, nie zostały mi udzielone.
W tym samym artykule sprzed tygodnia, do którego się odnoszę, wypowiada się ordynator Oddziału Dziecięcego pani Olga Ziółkowska i jasno stwierdza, że gorączka u tak małego dziecka jak moje bezwzględnie kwalifikuje je do badania lekarskiego i nie ma tu mowy o konsultacji telefonicznej. Ja jako zwykły rodzic nie wiedziałem o tym i to po stronie pani pełniącej dyżur leżał obowiązek poinformowania mnie, że powinienem niezwłocznie z dzieckiem przyjechać. Tymczasem to ja musiałem zapytać, czy w ogóle istnieje taka możliwość, a pani ratownik pozostawiła mi wolny wybór, na zasadzie, że właściwie jeśli chcę, to mogę, ale nie muszę przyjeżdżać. Pozostałem więc w domu z przekonaniem, że mojemu dziecku nic poważnego nie dolega, ponieważ inaczej pani ratownik na pewno by mi o tym powiedziała.
Ponadto z nagrania, które zarejestrowało całą rozmowę, wynika, że połączenie zostało przedwcześnie zakończone bez upewnienia się, czy chcę jeszcze o coś zapytać, jaka jest moja decyzja co do przyjazdu, czy chociażby bez zwyczajowego "do widzenia", co świadczy o tym, że pracującej tam pani ratownik brakuje nie tylko kompetencji, ale także zwykłej kultury osobistej. W konsekwencji takich działań moje dziecko trzy dni później w poważnym stanie trafiło na oławski Oddział Dziecięcy, gdzie było leczone przez 10 dni. LIST Krzysztofa Skrzydłowskiego w całości można przeczytać w e-wydaniu: pod TYM LINKIEM
Napisz komentarz
Komentarze