Józef Grzesiak urodził się 18 lutego 1941 roku w podpoznańskim Popowie. Powojenne losy rzuciły go wraz z rodzicami do Wrocławia. Rodzina Grzesiaków mieszkała przy ulicy Włodkowica, dosłownie dwa kroki od hali sportowej przy Nowotki (obecnie Krupniczej), gdzie od jesieni 1947 roku działała już aktywnie sekcja bokserska milicyjnego Klubu Sportowego "Gwardia".
- Nikt normalny w tamtych czasach nie lubił ubecji i milicji, więc swoje pierwsze pięściarskie szlify zdobywałem w zupełnie innym i dość odległym od domu klubie - w "Pafawagu", pod okiem trenerów Michała Łukasiewicza i Michała Szczepana - opowiadał nam w 2005 roku, podczas zjazdu weteranów oławskiego pięściarstwa. Zdradził też wtedy, że boks nie był jego pierwszą dyscypliną sportową: - Zaczynałem od pływania w tramwajarskim "Ogniwie", który to klub parę lat później zamienił się w istniejącą do dzisiaj "Ślęzę" Wrocław. A treningi pięściarskie zacząłem jesienią 1952 roku, jako dwunastolatek, w zakładowym klubie, działającym przy fabryce wagonów. Robiłem to trochę w ukryciu przed rodzicami, którzy nie podzielali tej mojej sportowej pasji, bo uważali ją za niebezpieczną dla mojego zdrowia. Jak się o tym dowiedzieli, to ograniczyli mi kieszonkowe. W rezultacie nie miałem za co kupować biletów na tramwaj, a tylko takim sposobem mogłem w miarę szybko docierać z Włodkowica na ówczesną ulicę Przodowników Pracy (dzisiaj Hallera), gdzie swoje obiekty sportowe miał ZKS "Pafawag". Wiosną 1953 roku przeprosiłem się więc z "Ogniwem" i wróciłem do tego klubu, ale co ciekawe - nie do sekcji pływackiej, tylko piłkarskiej.
Młody Grzesiak futbolu jednak zbyt mocno nie pokochał i jeszcze w tym samym 1953 roku wrócił do boksu. Wznowił treningi pięściarskie tym razem już niedaleko od rodzinnego domu, bo w hali przy Nowotki i w nielubianej dotąd milicyjnej "Gwardii".
Praca w tym klubie pod okiem trenera Szczepana, który miał szczególny sentyment do Grzesiaka, bo wszak pamiętał go jako ambitnego kilkunastoletniego chłopca, stawiającego 10 lat wcześniej pierwsze bokserskie kroki w "Pafawagu", dała doskonałe rezultaty. Zdobycie po raz pierwszy mistrzostwa Polski na lipcowych zawodach w Bydgoszczy zaowocowało w 1964 roku awansem do reprezentacji narodowej i wyjazdem na październikowe Igrzyska Olimpijskie do stolicy Japonii. Była to spora niespodzianka, bo od dawna w wadze lekkośredniej (do 71 kg) faworytem trenera Feliksa "Papy" Stamma do startu w Tokio był pięściarz "Hutnika" Nowa Huta - Lucjan Słowakiewicz. Zawodnik ten od pewnego czasu miał jednak kłopoty z utrzymaniem właściwej wagi i ostatecznie do Tokio nie pojechał, bo w wyższej kategorii, do której się kwalifikował (średniej - do 75 kg), żelaznym kadrowiczem był Tadeusz Walasek, który zresztą w latach 1963 i 1964 w mistrzostwach Polski w finałowych walkach dwukrotnie pokonał właśnie Słowakiewicza.
W tokijskim ringu Józef Grzesiak najpierw wygrał 5:0 z Włochem Massimo Bruschinim, później pokonał również jednogłośnie na punkty Fina Kurta Mattssona, a w ćwierćfinale stosunkiem głosów 4:1 zwyciężył Rumuna Vasile Mirzę i awansował do strefy medalowej. Do walki o złoty krążek jednak się nie zakwalifikował, ale nie dlatego, że był słabszy w półfinałowym pojedynku z reprezentantem Związku Radzieckiego Borysem Łagutinem.
- Sędziowie w większości z państw Bloku Wschodniego kropnęli Józka taktycznie - uważa Witold Borysewicz, były pięściarz "Moto-Jelcza" Oława, a obecnie działacz klubu "Boks-Teamu" Oława. - Wcześniej do finałów awansowało już bowiem czterech Polaków: Artur Olech (waga musza 51 kg), Józef Grudzień (lekka - 60 kg), Jerzy Kulej (lekkopółśrednia - 63,5 kg) i Marian Kasprzyk (półśrednia - 67 kg). Pewnie uznano, że to wystarczy. Józkowi wygraną przyznał więc tylko sędzia z Kanady. Zdaniem wielu fachowców, to właśnie arbiter z Ameryki Północnej jako jedyny prawidłowo ocenił walkę i wydał sprawiedliwy werdykt. No cóż - półfinałowy rywal Józka, to był przecież dwukrotny mistrz Europy i brązowy medalista olimpijski z Rzymu, więc ze zrozumiałych względów miał większe fory u sędziów niż ten nikomu nieznany młody debiutant z Polski...
*
Pogrzeb Józefa Grzesiaka odbędzie się w piątek 5 czerwca o g. 13.00 na wrocławskim cmentarzu Grabiszynek.
*
Szersze wspomnienie o Józefie Grzesiaku już wkrótce na łamach "Gazety Powiatowej"!
Napisz komentarz
Komentarze