(Młodzi publikują u nas)
11 dzień marca to data wprowadzenia pierwszych restrykcji, związanych z pandemią. Nagle zostały zamknięte szkoły, uczelnie wyższe, teatry, muzea i kina. Następnie częściowo wyłączono z życia galerie handlowe, dopuszczając do użytkowania w ich wnętrzach jedynie apteki, sklepy spożywcze, pralnie oraz drogerie. Nie wszystkie lokale gastronomiczne świadczyły usługi, ponieważ jedynym sposobem na działalność takiego przedsiębiorstwa było dowożenie posiłków do klientów, a to nie zawsze się opłacało. Ludzie podzielili się na tych, których warunki pracy zostały przystosowane pod względem sanitarnym oraz na tych, którzy mogli pracować zdalnie. Firmy, które straciły możliwość utrzymania wszystkich pracowników, zaczęły zwalniać niektórych z nich lub obniżać im pensje. Jak mieszkańcy Oławy przeżyli okres największych obostrzeń, izolacji oraz jak przystosowali się do nowej rzeczywistości?
Małe miasteczko
Wychodzę na ulicę i pytam. Większość odpowiada, że nie straciła poczucia bezpieczeństwa. Wszystko przez fakt mieszkania w niewielkiej miejscowości. 18-letnia Julia Kret się nie bała. Dlaczego? - Głównie dlatego że z zewnątrz dochodziły informacje, że w większych miastach jest więcej zachorowań, a w Oławie dopiero w późnym okresie był jeden potwierdzony przypadek i była to zupełnie inna skala - mówi. - Nie mamy lotniska, ani większych dworców, wniosek nasuwa się sam - mniej osób będzie przejeżdżać przez miasto. Rzeczywiście myślę, że sam fakt mieszkania w mniejszym mieście dawał te poczucie bezpieczeństwa.
38-letnia Katarzyna jest pielęgniarką i przyznaje, że odczuła zarówno pozytywne i negatywne skutki mieszkania w Oławie w trakcie pandemii: - Tu ludzie byli bardziej zdyscyplinowani, przestrzegali obostrzeń, ale w mniejszym mieście jest się bardziej rozpoznawalnym, więc przez mój zawód, niektórzy traktowali mnie jak trędowatą.
Początki izolacji
30-latków Monikę i Dawida pytam jak zareagowali na wprowadzenie stanu epidemii i izolację. Odpowiadają: - Źle, było to przytłaczające, ale od razu zastosowaliśmy się do zaleceń.
- Ciężko było, ale trzeba było się dostosować i przyzwyczaić dla dobra wszystkich mieszkańców, dla domowników i naszego własnego bezpieczeństwa - dodaje 70-letnia Józefina.
Katarzyna w tym czasie myślała głównie o rodzinie: - Jako matka poczułam strach i lęk o siebie i syna, ale jako pielęgniarka poczułam mobilizację i gotowość do działania oraz potrzebę pomagania w tym ciężkim okresie.
Nie przestraszyła się za to 81-letnia seniorka Teresa: - Nie przeraziło mnie to, widziałam tylko jak nagle ludzie masowo dbają o higienę. Nagminne mycie rąk i uciążliwe noszenie maseczek to tylko restrykcje, których trzeba się trzymać.
Do izolacji trudno było się przygotować, choć gdy pojawiły się pierwsze przesłanki o rozpowszechnianiu się koronawirusa, było wiadomo, że na pewnym etapie pojawi się on też w Polsce. - Spodziewałam się tego, byłam na bieżąco ze wszystkimi informacjami, ale wprowadzenie stanu epidemii strasznie mnie przeraziło - opowiada Julia. - Byłam przede wszystkim zmartwiona sytuacją. Bałam się, że to będzie długie zamknięcie i za późno wprowadzono restrykcję aby coś zdziałać.
Skutki obostrzeń, izolacji
Niektórzy, jak Monika i Dawid, nie zauważyli większych zmian w swojej codzienności:: - Wiedliśmy stosunkowo normalne życie, normalnie pracowaliśmy, a pracodawca zapewnił nam odpowiednie warunki sanitarne.
Czasem jednak proste czynności, takie jak zakupy, rosły do rangi większej wyprawy i budziły mieszane uczucia. Józefina na zakupach czuła strach strach przed ludźmi: - Miałam wrażenie jakbym coś kradła, taka atmosfera towarzyszyła mi podczas takiej rutynowej czynności. Katarzyna zmagała się ze strachem na co dzień, ale to ludzie bali się jej, a nie ona ich. Niektórzy - jak opowiada - od razu uciekali, bo obawiali się, że przez kontakt z pacjentami, może być zakażona.
Teresa mówi o problemach z opieką zdrowotną. Szpitale skupiły się na chorobach zakaźnych, więc wizyta w przychodni czy przeprowadzenie potrzebnych badań stało się niemalże niemożliwe. Zauważyła też pewną niepokojącą tendencję: - Odkąd Caritas nie działa, widzę więcej bezdomnych na ulicach, teraz to nawet nie mają ciepłej zupy.
Julia przyznaje, ze wiele się nauczyła. Bardziej docenia spotkania z ludźmi, lepiej organizuje czas.
Znajomi, rodzina, samotność
- Nie czułam się samotna w pracy, dużo rozmawialiśmy i się bardzo wspieraliśmy - podkreśla Katarzyna. - Kontakt utrzymywałam głownie z osobami z pracy. Od innych znajomych usłyszałam dużo komentarzy w stylu "nie spotykajmy się". I to tylko ze względu na moją pracę i to, że mogłam mieć kontakt z osobami chorymi.
Józefina mieszka z czterema osobami. Nie czuła się więc samotnie, bo w domu zawsze był jakiś ruch. Czytała książki, grała z wnuczką i synową w gry planszowe. Najgorszy był okres świąt wielkanocnych, wtedy bardzo brakowało jej rodziny, z którą zwykle się spotykała.
Julia odczuła brak spotkań i kontaktu z kimś innym niż z mamą: - Człowiek bardzo się przyzwyczaja do jednej osoby, ale ta osoba przestaje nagle wystarczać. Przez to łatwo zacząć się kłócić. Im dłużej to trwało, tym gorzej było. Teraz przypadków jest więcej, ale człowiek nie wytrzymuje w domu. Social media pomogły, bo mogłam rozmawiać ze znajomymi. Z przyjaciółką stworzyłyśmy nawet podcast, co jeszcze bardziej nas zbliżyło. Dawało nam to wiele radości, ale w pewnym momencie i tak zauważyłyśmy, że potrzebujemy normalnego spotkania w realu.
*
Jak widać, każdy ten okres przeszedł inaczej i wiązało się to z różnymi poświęceniami, wyzwaniami i frustracjami. Jedni spędzili ten czas samotnie, inni w domu pełnym rodziny, do której zbliżyli się bardziej niż kiedykolwiek. To był też czas na refleksje, przygotowanie do zmian i rozpoczęcie czegoś zupełnie nowego.
Martyna Biała, absolwentka Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Oławie
Napisz komentarz
Komentarze