- Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował, a mam 82 lata - mówi rozżalona pani Krystyna z Oławy. - Komuś ta sprawa może wydawać się błaha, ale dla mnie ma olbrzymie znaczenie. Chodzi o moją godność. Dwa dni mnie to męczyło. Przepłakałam całą niedzielę, bo nie wiem, za co ta kobieta mnie wyrzuciła. W końcu siadłam i opisałam wszystko, tak jak było, i to jak się poczułam. Zaniosłam w poniedziałek do Starostwa Powiatowego. Miałam nadzieję, że może ktoś mnie chociaż przeprosi, tymczasem okazuje się, że nie mam świadków, więc... nie mam racji.
Pani Krystyna, jak mówi i pisze w piśmie do starosty, poszła 9 października z córką do Urzędu Pracy, ponieważ po załatwieni spraw urzędowych miały iść razem na zakupy. Pani Krystyna początkowo uznała, że poczeka przed budynkiem starostwa, w którym znajduje się Urząd Pracy. Gdy jednak córka długo nie wychodziła, seniorka weszła do budynku, by sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że dziewczyna jest trzecia w kolejce do okienka UP. - Postanowiłam więc, że w tym czasie przejrzę ogłoszenia o pracę - pisze pani Krystyna. - Cofnęłam się więc do holu starostwa, by zdezynfekować ręce i w tym czasie jakaś pani siedząca na krześle po lewej stronie, do której byłam odwrócona plecami, pyta mnie, kogo szukam. Powiedziałam, że nikogo. Wtedy ta pani zagrodziła mi drzwi wejściowe do urzędu pracy i powiedziała, żebym natychmiast wyszła i nie kręciła się po urzędzie. Zapytałam dlaczego, przecież nie mam broni, a nawet torebki, jestem w maseczce? Wtedy zza zastawionych przez tą panią drzwi urzędu pracy wyjrzała moja córka i powiedziała "mama jest ze mną", wtedy ta kobieta odrzekła " to poczeka na dworze i nie będzie się tu kręcić", i mnie po prostu wyrzuciła jak bezdomnego psa. Pytam pana starostę, dlaczego pracownicy mają takie uprawnienia, by tak traktować ludzi? Jestem Polką od urodzenia, mieszkam dzięki Bogu w wolnej Polsce i żebym była tak traktowana jak warszawiak w czasie okupacji, gdy musiał przyklejać się do kamienicy, gdy chodnikiem szedł SS-man? Przeżywam to zdarzenie bardzo. Wstyd mi. Nie mogłam liczyć na jakąkolwiek pomoc w obronie mojej godności, bo nie było interesantów, tylko sami pracownicy... Jaki finał miała ta sprawa - przeczytasz w e-wydaniu "Powiatowej". ARTYKUŁ W CAŁOŚCI TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze