- Jaki jest stan wiedzy przeciętnego polskiego miłośnika sportu dotyczący łucznictwa?
- Wydaje mi się, że łucznictwem sportowym w Polsce interesują się tylko osoby, które go uprawiają albo wśród swoich bliskich mają kogoś, kto to robi lub robił. Łucznictwo nie jest u nas medialną dyscypliną, a szkoda, ponieważ tradycje Polskiego Związku Łuczniczego są dłuższe niż Międzynarodowej Federacji Łuczniczej. Pierwsze mistrzostwa świata były organizowane na dawnych terenach polskich, we Lwowie. Łucznictwo klasyczne ma bardzo bogatą historię, która została niestety zatracona.
- Pierwsze mistrzostwa, o których pan wspomina, odbyły się w 1931 roku. Rozmawiamy więc o bardzo młodej dyscyplinie.
- Tak, choć należy tu rozróżnić rodzaje dyscyplin, bo łucznictwo to pojęcie bardzo szerokie, które można podzielić na wiele różnych odłamów. Ja zajmuję się łucznictwem klasycznym, czyli takim, które oglądamy na Igrzyskach Olimpijskich. Bardzo wiele osób je myli, ponieważ wydaje im się, że używany przez nas sprzęt nie jest profesjonalny. A to nieprawda! Wszystko jest wytwarzane z włókien węglowych, groty są ważone co do jednej dziesiątej grama, nawet kolor i rodzaj lotek ma istotne znaczenie. Możemy używać różnych rodzajów nasadek - poziom zróżnicowania sprzętu jest niewiarygodny. Każdy zawodnik wybiera sprzęt indywidualnie, razem z trenerem. Inny łucznik nie będzie więc w stanie przejąć łuku od kolegi, nawet jeśli będzie podobnego wzrostu i postury.
- Z czym najczęściej mylimy łucznictwo klasyczne?
- Z łucznictwem tradycyjnym, nazywanym też historycznym. Sam jednak w 95% swojego czasu zajmowałem się łucznictwem klasycznym, znam oczywiście poboczne dyscypliny, ale nie będę się kreował na specjalistę od łucznictwa historycznego.
- Łucznictwo nie jest najbardziej oczywistym kierunkiem, jeśli chodzi o wybór sportu, który człowiek zaczyna uprawiać. Jak to się zaczęło w pana przypadku?
- Miałem to szczęście, że chodziłem do bardzo dużej szkoły, przy której działał młodzieżowy dom kultury, w którym uprawiano mnóstwo dyscyplin, od zapasów po pływanie czy szachy. Każdy mógł sobie wybrać, co tylko chciał. W czwartej klasie szkoły podstawowej zachęcono mnie do startu zawodach łuczniczych. Był to taki specjalny turniej dla ludzi, którzy po raz pierwszy trzymali łuk w ręku. Udało mi się te zawody wygrać, choć z perspektywy czasu wiem, jak dużo było w tym przypadku. Oddałem trzy strzały z niewielkiej odległości i... zwyciężyłem. Było to dla mnie niesamowite przeżycie, które spowodowało, że chciałem próbować dalej. Dlatego zacząłem trenować tę dyscyplinę.
- Na fali przypadkowego sukcesu pomyślał pan, że to jest to, że może pan być w tym dobry, więc warto spróbować? ROZMOWA w całości w e-wydaniu, dostępnym TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze