Każda historia ma swój początek. Ta również. Zaczyna się w 2013 roku, gdy uczeń liceum Tomasz Kopczyński bierze udział w konferencji na temat trudności lokalnego wolontariatu, odbywającej się w Jelczu-Laskowicach, w Publicznej Szkole Podstawowej nr 3. Na zajęciach warsztatowych poznaje Iwonę Bernat z Centrum Wolontariatu "Zielony Parasol", które jeszcze wtedy nie było żadnym centrum, ale szkolnym kołem wolontariatu, co dziś nie ma większego znaczenia.
Znaczenie ma natomiast to, że od tego momentu rozpoczęła się przygoda Tomasza z pomaganiem. Przygoda, która trwa do dziś na wielu obszarach, bo niedługo po konferencji został wolontariuszem.
Pokochał to w "Zielonym Parasolu"
- W "Zielonym Parasolu" nastąpił rozkwit mojej pracy jako wolontariusza - opowiada. - To było z jednej strony wspieranie osób niepełnosprawnych, z drugiej różne akcje, kontakt z wieloma osobami. Dlatego chciałem dołączyć do tej grupy, aby poznać nowych ludzi, nauczyć się czegoś, zdobyć szerszą perspektywę.
Otrzymał znacznie więcej. Gdy opowiada innym, że uważał się za osobę cichą i spokojną, stroniącą od szerszego grona ludzi, nie bardzo w to wierzą. "Zielony Parasol", który teraz jest członem fundacji "Po prostu razem", kierowanej przez Iwonę Bernat, otworzył go i dał mu radość robienia czegoś, co po prostu pokochał. I tak jest do dziś.
- Pani Iwona oddała działalność "Parasola" młodzieży - mówi Tomasz. - Oprócz bycia wolontariuszem, pełnię w nim funkcję wiceprezesa. Zamysł na nasze centrum wolontariatu był taki, aby znaleźli w nim pomoc, ci którzy jej potrzebują, ale także, żeby skupiać osoby, które chcą pomagać. Takie wartości przyświecają nam od początku aż do dziś. Staramy się, aby każdy robił to, w czym chce się spełniać.
Zajmują się głównie pomocą osobom niepełnosprawnym, wolontariusze odwiedzają podopiecznych, wychodzą na spacer, po prostu są z nimi. Takie doświadczenia ma za sobą także Tomasz. Przez pięć lat towarzyszył osobie niepełnosprawnej w życiu. Rozmowa, aktywizacja, nawiązywanie relacji. Dawanie drugiej osobie jakiejś cząstki siebie. Drugi człowiek często potrzebuje, aby ktoś go wysłuchał z uwagą, zrozumiał i podał rękę.
Jest też spartaninem
Wraz z upływem czasu i działania w "Zielonym Parasolu", przekonywał się, że czuje się w tym dobrze, coraz lepiej. Wiąże z wolontariatem swoją przyszłość. Ważne dla Tomasza jest to, że robi coś dla lokalnej społeczności, w miejscu, w którym się urodził i mieszka. To dodatkowa motywacja do działania.
W 2015 roku rozpoczął przygodę z Fundacją "Spartanie Dzieciom". Jej członkowie spotykają się na maratonach i półmaratonach. Nie tylko biegają, ale także zbierają pieniądze na sprzęt rehabilitacyjny dla niepełnosprawnych dzieci. To nie są zwykłe zawody, nie tylko dlatego, że służą pomocy, ale również dlatego, że biegacze przebierają się za historycznych Spartan z włóczniami, tarczami i hełmami!
- Biorą w tym udział ludzie z całej Polski, od studentów, właścicieli firm po pracowników naukowych, różnorodność ogromna - Tomasz opowiada o biegu. - Spartanie symbolizują siłę, ale nie tylko. Pokazuje to także, że każdy może zostać wojownikiem, także osoba niepełnosprawna. Jako Spartanie chcemy pomagać, bo czujemy to i łączymy dwie pasje - bieganie z pomaganiem.
Mądra pomoc
W okolicach 2014 roku pojawiła się w jego życiu "Szlachetna Paczka", choć daty nie są najistotniejsze, bo Tomasz przelicza swoją działalność w tym stowarzyszeniu na edycje. Ma ich za sobą pięć. Myli się ten, kto myśli, że "Szlachetna Paczka" to projekt, który trwa tylko przed świętami Bożego Narodzenia. Praca trwa cały rok.
- W Jelczu-Laskowicach nie było utworzonego rejonu działania, tylko w Oławie - opowiada. - W pierwszej edycji zostałem wolontariuszem w Oławie, w kolejnej utworzyłem rejon w Jelcz-Laskowicach, potem przez dwa lata byłem koordynatorem regionalnym i czuwałem nad Wrocławiem i okolicami, prowadziłem szkolenia dla wolontariuszy, pozyskiwałem partnerów biznesowych.
Mógłby długo opowiadać o tej inicjatywie, która nie tylko dała mu możliwość pomagania, ale także rozwinęła wiele kompetencji. Od miękkich, bazujących na kontaktach z ludźmi, po twarde, takie jak zarządzanie zespołem. Czasem miał pod opieką nawet setkę rodzin i sztab wolontariuszy. To duże wyzwanie.
"Szlachetna Paczka" nauczyła go udzielania mądrej pomocy, bo tym przesłaniem kieruje się stowarzyszenie. Rodzinę ukierunkowuje się tak, aby zaczęła sobie radzić sama. Pomoc ma dawać wsparcie, ale nie przyzwyczajać do ciągłej pomocy. Tłumaczy, że idea mądrej pomocy jest podstawowym podejściem kierującym wolontariusza podczas pracy z rodziną. Mądra pomoc to taka, która pozwala człowiekowi wzrastać i się usamodzielniać. Jest to pomoc kierowana do rodzin lub osób samotnych, ma być dostosowana do ich konkretnych potrzeb. Istotne jest również budowanie w osobach potrzebujących poczucia własnej wartości oraz przekonania, że mają znaczny wpływ na to, jak będzie wyglądać i kształtować się ich życie. Bo pomoc nie musi być tylko materialna, ale również specjalistyczna. Można włączyć rodzinę także w formy pomocy prawnej, lekarskiej, jest również paczka seniora.
Potrzeba chęci
Jak mówi, "pozytywnego kopa" dał mu tytuł Dolnośląskiego Wolontariusza Roku. To było kolejne potwierdzenie, że to, co robi, robi dobrze. Został także doceniony przez lokalne władze za działalność dla lokalnej społeczności. Nie ukrywa, że to dla niego ważne.
Czy trzeba mieć jakieś szczególne cechy osobowości, żeby być wolontariuszem? Wiadomo, że trzeba się otworzyć na innych, ale co jeszcze? Zdaniem Tomka, potrzeba chęci i to wystarczy. On wchodząc w swoje pierwsze wolontariaty - pomoc przy zbiórkach, maratonie - zauważył, że trzeba być nastawionym na działanie i nie bać się próbować, zaczynać od małych inicjatyw. "Szlachetna Paczka" nauczyła go, że każdy ma inny poziom zaangażowania i możliwości. Dlaczego cieszy się, jak widzi, gdy ktoś chce. Bo wtedy można z taką osobą pracować dalej. Cieszy go, że w "Parasolu" i "Paczce" pracuje z niektórymi osobami od wielu lat, że zostają ci, którzy są mu bliscy. To daje radość.
Ogrom emocji
Uśmiech drugiego człowieka to najcenniejsze, co niesie ze sobą wolontariat. Obdarowany paczką, czasem czy zainteresowaniem, pokazuje radość i to sprawia największą satysfakcję. Nawet, gdy ktoś nic nie powie, Tomasz dostrzega najdrobniejszy uśmiech i gest wyrażający czasem więcej niż słowa. To go wzmacnia i daje motywację dla kolejnych działań. Wie, że zrobił coś, co ma sens. Oprócz radości, często jest wzruszenie, a potem chęć porozmawiania z kimś o tych emocjach. Ładunek emocjonalny jest ogromny. Bywa to niekiedy obciążające, bo wiąże się z braniem na siebie odpowiedzialności oraz ciężaru czyjegoś problemu. Czasem pojawia się zmęczenie, dlatego Tomasz zaczął bardziej dbać o siebie, swój czas i odpoczynek. Bo przecież ma też pracę zawodową (jest opiekunem niepełnosprawnych), do niedawna studiował, a obowiązków jest coraz więcej.
- Na etapie mojego mocnego rozwoju jako wolontariusza, gdy łapałem każdą srokę za każdy ogon, Iwona Bernat uspokajała mnie i wyciszała - opowiada. - Uczę się od innych, wyciągam wnioski, bo chcąc działać jeszcze przez wiele lat, trzeba mieć sporo siły.
***
Różne formy działalności Tomka przeplatają się ze sobą od ośmiu lat. Nie raz działo się w jego życiu tak, że stawiał wolontariat ponad swój czas prywatny i przyjemności. Ale nie żałuje. Zaangażował się tak mocno, że chciałby działać dłużej niż do końca świata.
*
Tekst powstał w ramach projektu Miejsko-Gminnego Centrum Kultury "Jelczańskie HIStorie".
Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze