Reklama
Z Ratowic do Afganistanu
Towarzystwo Miłośników Ratowic przedstawia: Bartłomiej Haniszewski to trzydziestoletni mieszkaniec Ratowic, od 10 lat zawodowy żołnierz, lekarz. Na co dzień pracuje w 2 Wojskowym Szpitalu Polowym, a dodatkowo robi specjalizację z chirurgii ogólnej w 4 Wojskowym Szpitalu Klinicznym przy ul. Weigla we Wrocławiu
- 09.05.2021 18:18 (aktualizacja 28.09.2023 06:21)
- Źródło: Towarzystwo Przyjaciół Ratowic (FB)
Bartek jest też wielkim fanem sportu - i to bardzo aktywnym fanem. To zresztą tradycja rodzinna. Poza jazdą rowerem, bieganiem i żeglarstwem uprawia sporty zimowe. Pasjonują go także sporty ekstremalne. Koledzy, którzy podzielają te zainteresowania i uczestniczą w różnego rodzaju ekstremalnych zawodach sportowych jak Runmageddon, bieg na Wielką Krokiew (Red Bull 400) czy Survival Race cieszą się, że mają zawsze na miejscu najlepszą, pierwszą pomoc lekarską przy urazach o które w tych sportach nie jest trudno.
Może to ciągłe poszukiwanie ekstremalnych wrażeń i wymaganie od siebie coraz więceji zmotywowało młodego lekarza do podjęcia kolejnego wyzwania, o które go zapytaliśmy.
Bartek Haniszewski właśnie kilka tygodni temu wrócił z ośmiomiesięcznej misji Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie, a wcześniej przez pół roku pełnił też służbę na misji UE Sophia na Sycylii.
- Co Cię skłoniło do wyjazdu do Afganistanu?
- Zawsze fascynowało mnie wojsko i medycyna. Po pierwszym roku studiów medycznych pojawiła się możliwość wstąpienia do wojska - i dało się pogodzić i wojsko i medycynę. Tak zostałem lekarzem wojskowym. A misje…? Pojechałem do Afganistanu ze względu na zawód jaki wybrałem. Chciałem poznać trochę bardziej ekstremalne warunki, zdobyć doświadczenie, zobaczyć działanie medycyny pola walki i poczuć adrenalinę. Dla młodego lekarza nie bez znaczenia są też względy finansowe.
W Afganistanie Polski Kontyngent Wojskowy bierze udział w misji Resolute Support, której celem jest doradzanie władzom oraz szkolenie afgańskiej policji i wojska. Poza tym polscy żołnierze wykonują zadania ochrony bazy oraz wsparcie wojsk koalicyjnych. Będąc w Afganistanie trzeba być w ciągłej gotowości na wypadek ataku na bazę. Broń trzeba mieć cały czas przy sobie, hełm i kamizelka kuloodporna muszą być dostępne w czasie do 10 minut. Trzeba wiedzieć gdzie jest najbliższy schron i jakie mam zadania w razie ataku. A ostrzały bazy zdarzały się wielokrotnie, o różnych porach dnia i nocy. A do tego suchy, gorący klimat, kurz, który dostaje się wszędzie.
- Jaką rolę pełni lekarz?
- Jest odpowiedzialny za punkt zbiórki rannych, pierwszą pomoc i ewakuację na wyższy poziom zabezpieczenia medycznego. Na szczęście obyło się bez rannych. Poza tym zapewnia podstawową opiekę zdrowotną polskich żołnierzy i szczepienia oraz profilaktykę. Pod moją opieką było ponad 300 żołnierzy w 9 bazach.
- Czego wymaga się od żołnierzy i lekarzy wyjeżdżających na misję?
- Przede wszystkim zdrowia i odporności psychicznej. Samo przygotowanie do wyjazdu trwa pół roku. W tym czasie żołnierze są szkoleni. Nie ma specjalnych sprawdzianów fizycznych, bo takie mamy w wojsku co roku, ale trzeba załatwić też dużo formalności – certyfikaty szkoleń, SERE, poziom znajomości języka angielskiego, orzeczenie wojskowej komisji lekarskiej, no i na mój etat prawo wykonywania zawodu lekarza.
- Jak wyglądało życie w bazie?
- Mieszkaliśmy w kontenerach, w wydzielonej polskiej części bazy. W bazie byli żołnierze z bardzo wielu krajów. W większości to jednak Amerykanie. Normalne - i tak trudne - życie bazy utrudniała dodatkowo pandemia, bo na przykład posiłki dostawaliśmy tylko na wynos. Właściwie cały dzień spędzałem w pracy w przychodni, z krótką przerwą na obiad. Menu było bardzo zróżnicowane, każdy znalazł coś dla siebie. Po pracy siłownia polowa, bieganie, telewizja, rozmowy z kolegami. Życie w bazie jest dość monotonne, do tego jeszcze tęsknota za domem. Urozmaiceniem były wyloty do innych baz, gdzie byli polscy żołnierze. Latałem tam na badania i szczepienia, z lekami. Ze względu na covid nawet nie było możliwości skorzystania z urlopu na zewnątrz. Byłem jedynym lekarzem na nasz kontyngent, więc zawsze musiałem być gotowy na wezwanie i miałem sporo pracy.
- A Afgańczycy? Czy był czas na kontakty z miejscowymi?
- Niewiele. Nie o wszystkim mogę powiedzieć, ale mieliśmy miejscowych tłumaczy, mieliśmy też kontakt ze sprzedawcami na bazarach, czasem dzieci przychodziły po słodycze.
- Czy powrót do naszych realiów był trudny?
- Pandemia spowodowała, że moja ostatnia misja była długa, nie było mnie ponad osiem miesięcy. W szpitalu, z powodu covida też dużo się zmieniło, wielu rzeczy trzeba uczyć się od nowa, niektóre procedury są zupełnie inne, nie jest łatwo się szybko przestawić. Wracam do pracy w jednostce, do zabezpieczania przylotów wojsk i w szpitalach covidowych, oraz do przerwanej specjalizacji. Mam też zaległości w życiu towarzyskim.
- Mówią, że ciągnie wilka do lasu. Pojedziesz jeszcze na misję?
- Może za jakiś czas. Na razie muszę odpocząć. Nasza misja w Afganistanie już jest na wygaszeniu, większości wojsk NATO do września tam już nie będzie, choć sytuacja nie jest do końca stabilna. Są jeszcze misje w innych krajach, więc… nie mówię nie!
Notowała: Beata Jagielska
Wieści Ratowickie 45/2021
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze