Robert i Michał wracali z finału Ligi Europy w Gdańsku, w którym grał Manchester United - drużyna, której Robert kibicował od dawna. Jadąc na ten mecz spełniał jedno ze swoich marzeń. Około godz. 3.00 w nocy na jezdnię autostrady A1 tuż przed maskę samochodu wyskoczył wielki łoś i doszło do zderzenia, w wyniku którego pasażer auta doznał śmiertelnych obrażeń. Jak informują strażacy z OSP Stare Skoszewy, wezwani na miejsce wypadku, "wskutek odniesionych obrażeń pasażera auta nie udało się uratować`, zaś poobijany kierowca skody octavii "opuścił pojazd o własnych siłach bez większych obrażeń".
Michał wyciągnął ze środka nieprzytomnego kolegę i starał się go reanimować, aż do przyjazdu na miejsce ratowników, wcześniej zadzwonił na numer alarmowy.
Jak sprawdzili policjanci, kierujący skodą był trzeźwy i miał wszystkie wymagane dokumenty. Z nieoficjalnych doniesień funkcjonariuszy wynika, że po nagłym wtargnięciu łosia na jezdnię kierowca nie miał szans na jakikolwiek manewr ratujący przed zderzeniem.
Jak to możliwe, aby na autostradzie nagle mógł pojawić się łoś? Z informacji Radia Łódź wynika, że mógł przeskoczyć siatkę zabezpieczającą przed zwierzętami kilkaset metrów dalej, pozostawiając w niej wgniecenie i wydeptaną trawę wokół.
*
- Przyjacielu... ciężko coś dzisiaj napisać, powiedzieć, tak wielką ponieśliśmy stratę - napisał dzień po wypadku Michał na swoim profilu FB. - Przede wszystkim twoja żona, córka, rodzina, przyjaciele i koledzy... Byłeś moim bratem, którego nigdy nie miałem, byłeś moim przyjacielem, moim świadkiem na ślubie, moim sąsiadem. Zawsze wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć, że jak zadzwonię, to pomożesz. W różnych sytuacjach jak miałem Ciebie za plecami, czułem się pewniej, bo wiedziałem, że jesteś. Przeżyliśmy wspólnie wiele pięknych, niezapomnianych chwil... Dzisiaj pozostaje ogromny ból, że już ciebie nie ma, że już nie napiszesz: siema, co działasz? Chciałem zrealizować Twoje wielkie marzenie, żeby zobaczyć na żywo Manchester United. Dzisiaj targam się z myślami... Walczyłem do końca, żebyś przeżył, reanimowałem, odszedłeś w moich ramionach... Dużo za wcześnie... To nie tak miało być... Spoczywaj w spokoju, jeszcze się spotkamy! Żegnaj...
Robert Korczowski miał żonę Katarzynę i trzyletnią córeczkę Zuzię, był piłkarzem Burzy Bystrzyca, występującej w piłkarskiej klasie A, wieloletnim kapitanem tej drużyny. Tu grał począwszy od trampkarzy, przez wszystkie szczeble, aż do seniorów.
- Korki był bardzo dobrym piłkarzem, ale jeszcze lepszym człowiekiem - czytamy na profilu FB klubu Burza Bystrzyca. - Nigdy nie odmawiał pomocy i takiego właśnie Go zapamiętamy. Jako drużyna seniorów wraz z oldbojami składamy wielkie wyrazy współczucia całej Rodzinie Roberta, a także deklarujemy pomoc oraz wsparcie w tych trudnych chwilach. Spoczywaj w pokoju KAPITANIE [*] Na zawsze w naszych sercach, KORKI.
Piłkarze chcą zachować pamięć pamięć o swoim kapitanie. Zastrzegli już numer 9, z którym przez lata grał Korczowski, chcą co roku organizować memoriał poświęcony Robertowi, może nawet odsłonięta będzie tablica pamiątkowa z jego nazwiskiem.
*
Robert prowadził własny warzywniak, w którym ciężko pracował. Pół roku temu przeprowadził się z rodziną do nowego domu, który teraz trzeba będzie przez lata spłacać.
Dzień po informacji o tragicznej śmierci na portalu Zrzutka.pl kolega z Bystrzycy uruchomił zbiórkę pieniędzy "na wsparcie dla żony i córeczki" po tragicznej śmierci Roberta.
*
W opisie zbiórki na portalu Zrzutka.pl czytamy:
- Są takie sprawy, których nie da się zrozumieć. Dni, których nie chcielibyśmy mieć w naszej pamięci. Sekundy, które zmieniają nasze życie... Naszą wielką piłkarską rodzinę dotknęła niewyobrażalna tragedia. Związany z Burzą Bystrzyca od dziecka, prawdziwy kapitan i wojownik, człowiek o wielkim sercu, spędził swoje ostatnie chwilę na ziemskim boisku. Korki wracał z meczu drużyny, której kibicował od dziecka. Manchester United występował w finale Ligi Europy w Gdańsku, a Robert mógł spełnić jedno ze swoich marzeń, pojawiając się na trybunach stadionu. W drodze powrotnej, na jednym z odcinków autostrady na jezdnię nieoczekiwanie wtargnął łoś, nie dając kierującemu żadnych szans na manewr wymijający. Prawie trzystukilogramowe zwierzę dosłownie rozpłatało dach samochodu, wskutek czego siedzący na miejscu pasażera Robert doznał śmiertelnych obrażeń. Jest to niewyobrażalna strata dla nas, ale przede wszystkim najbliższej rodziny, którą chcielibyśmy wspomóc i wesprzeć w tych niezwykle ciężkich chwilach, jak tylko możemy. Wzorowy piłkarz, człowiek, przyjaciel, mąż i ojciec - taki był właśnie Robert. Organizujemy tę zbiórkę na rzecz jego żony i trzyletniej córeczki, aby w obliczu tej wielkiej tragedii wiedziały, że cała piłkarska rodzina jest przy nich tak samo, jak Korki był przy nas przez ostatnie kilkanaście lat. Mamy nadzieję, że zebrane środki pomogą rodzinie w tych pierwszych, najcięższych miesiącach...
Z zaplanowanych 100 tys. zł w dniu pogrzebu Roberta na bystrzyckim cmentarzu udało się zebrać już ponad 75 tys. zł. Niemal 6 tys. zł zebrano również wśród zawodników, ludzi klubu i kibiców, którzy w minioną niedzielę przyszli na mecz Burzy Bystrzyca z Polonią Wrocław. Piłkarze symbolicznie odpalili race ku pamięci zmarłego Roberta...
Napisz komentarz
Komentarze