Kiedyś był tylko mały, dziwny, inny. Nie tak dawno, jeszcze trzy lata temu, zanim zaczął uprawiać sport.
Powiedzieć, że sport wpłynął na życie Tomasza Zająca, to niewiele powiedzieć. On je zmienił całkowicie. Najważniejsza zmiana zaszła jednak w nim samym, bo dostrzegł swoją wartość. To nowe doznanie zaskoczyło go, ale było przyjemne. Czekał na nie bardzo długo.
Zaczęło się we wrześniu 2017 roku. Dziś 20-letni Tomasz jest dwukrotnym mistrzem Polski juniorów w podnoszeniu ciężarów, wicemistrzem Polski. Zwyciężył zawody o puchar Europy na Słowacji, zdobył tytuły mistrza i wicemistrza Słowacji. W 2020 roku zajął V miejsce na międzynarodowych zawodach w podnoszeniu ciężarów.
Ukończył Technikum Informatyczne. Podnosi 136 kilogramów. Startuje w kategorii wagowej do 65 kg, waży 60,5 kg. Jest zawodnikiem klubu "Start" Wrocław, zrzeszającego zawodników niepełnosprawnych, z kilkunastoma sekcjami. Członek kadry narodowej, zaplanowany do udziału w Pucharze Świata.
Przygniatał go nie tylko gryf
Achondroplazja, niedobór wzrostu. Nie mogła pozostać bez wpływu na życie chłopca, potem młodego mężczyzny. Do 16. roku życia ciągle potrzebował pomocy rodziców, nie radził sobie z wieloma sprawami życia codziennego.
- Potem było łatwiej, ale ciągle zdarzają się momenty, gdy muszę prosić rodziców o pomoc – mówi Tomasz. - Człowiek sam nie daje po prostu rady, zawsze muszę na kogoś liczyć. To bardzo męczące.
O tym, co wydarzyło się trzy lata temu i w jakich okolicznościach, Tomek opowiadał kilku osobom. Wszystkie były zdziwione, jak to w ogóle możliwe. A jednak...
Był sierpień 2017. Tomasz z całą rodziną pojechał na gminne dożynki do Piekar. Impreza jakich wiele, niczego szczególnego się po niej nie spodziewał. Gdy podjechał do niego chłopak na wózku, też jeszcze nie. Spytał, czy uprawia jakiś sport, bo widzi u niego pewne predyspozycje. U niego? Jak to możliwe? Okazały się nimi krótkie, silne ręce.
- Zaproponował mi, abym pod koniec września przyjechał do wrocławskiego klubu "Start"- opowiada Tomek. - Pojechałem, poznałem wielu ludzi, mojego trenera. Od tego się zaczęło i zacząłem podnosić ciężary. Ale miałem wątpliwości, czy jechać do Wrocławia. Przemyśleliśmy to razem z rodzicami i pojechaliśmy. Pierwszy, drugi, trzeci raz...
Na początku był strach. Bał się pojechać na trening, obawiał się czy podoła. Gdy po raz pierwszy położył się na ławkę, rozgrzał się i usiłował podnieść 20-kilogramowy gryf. Spadł mu na klatkę, dosłownie go przygniótł. Tak, jak kiedyś przygniatało go życie.
Mierzę się także z pełnosprawnymi
Przed pierwszymi zawodami miał straszną tremę. Nie radził sobie w kontaktach z ludźmi, a teraz odzywa się pierwszy, cieszy się z nowych znajomości. Przełamywał się stopniowo, jakby ktoś uchylał kolejne, wcześniej zamknięte na głucho okna.
Szczęśliwy zbieg okoliczności? Tomek uważa, że przeznaczenie. Gdyby nie był na tych dożynkach, nie uprawiałby sportu, siedziałby nadal w domu. Nie wie, co by robił i wątpi, czy byłoby to coś pożytecznego. A teraz?
- Dzięki sportowi lepiej się czuję, ludzie mnie znają, treningi i wyjazdy dają ogromną satysfakcję i cieszą - odpowiada. - Zgrupowania, zawody. Na pierwszych wycisnąłem 62 kg.
Mierzenie się z osobami pełnosprawnymi to inna bajka. Nie w każdej dyscyplinie jest to możliwe. Wiosną na zawodach w Bielsku-Białej zajął II miejsce spośród najlepszych z nich i I miejsce jako uczestnik niepełnosprawny. Całkiem niedawno znów brał udział w takich zawodach i uplasował się na podium. Trofeów ma sporo, wszystkie zdobył przez trzy lata, najważniejsze lata w jego życiu.
Sport go zbudował na nowo
Co dał Tomkowi sport? Można długo wyliczać. Radość, satysfakcję, wyższą samoocenę, możliwość poznawania nowych ludzi, umiejętność nawiązywania relacji. W klubie ma swoją zgraną ekipę, dopingują się wzajemnie. To go podbudowuje.
- Nie jest najważniejsze zdobycie medalu, wiele było zawodów, z których go nie przywiozłem - mówi. - Ale cieszyłem się, że ktoś był ze mnie zadowolony, że zrobiłem swój nowy rekord. Sam medal tak nie cieszy jak to, co dzieje się wokół człowieka.
Relacje, współzawodnictwo, bycie w grupie są ważne dla wszystkich. Osoby niepełnosprawne często czują się wykluczone. Tomasz odczuł to nie raz, zanim zaczął uprawiać sport. Często, zbyt często, spotykał się z takimi sytuacjami, gdy był - jak to określa - spychany na boczny tor. Źle czuł się między ludźmi, czuł się obserwowany z niezdrową ciekawością. Wyśmiewany? Tak, często.
Teraz jest inaczej. Wiele osób kojarzy go już jako sportowca, niektórzy podchodzą i gratulują. Znika strach przed wyśmianiem, który kiedyś ciągle mu towarzyszył. Ludzie inaczej do niego podchodzą. Tak uważa. Twierdzi, że dzięki "Gazecie Powiatowej" i mediom społecznościowym lokalne środowisko dowiedziało się o jego osiągnięciach. Potem zadzwonili z Urzędu Miasta i Gminy Jelcz-Laskowice, teraz lokalne władze wspierają go finansowo. To dużo dla niego znaczy.
***
To historia o tym, że zmiana jest możliwa. Czasem na początku jest przypadkowe wydarzenie, ale to nie wystarczy. Trzeba jeszcze przełamać swój lęk. To najtrudniejsze zadanie. Czy Tomaszowi się udało? Nie. On to wszystko wywalczył.
*
Tekst jest częścią projektu "Jelczańskie HIStorie", zrealizowanego przez Miejsko-Gminne Centrum Kultury.
Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze