O istnieniu pana Stanisława dowiedziałem się niezależnie aż z trzech różnych źródeł. Czyli ten człowiek naprawdę istnieje. Wprawdzie nie udało mi się z nim skontaktować, o czym później, ale jego historia wydaje się na tyle interesująca, by o niej napisać.
Zakochał się w parku
- Pana Stanisława poznałem dość dawno - mówi administrator jednego z pałaców znajdujących się na terenie powiatu oławskiego (prosi o anonimowość, więc od tej pory będę go nazywał Administratorem). - Przyjechałem do pałacu wieczorem, a on chodził sobie po dziedzińcu. Słyszę, że coś gada sam do siebie, ale tak, żebym słyszał. Tyle razy tu jestem - mówił - ale za każdym razem widzę, że tu się nic nie robi. Wkurzyło mnie to, więc podszedłem i zaczęła się rozmowa. Przedstawił się jako Stanisław (padło też nazwisko). Pan po sześćdziesiątce. Z tego, co mi mówił, mieszkał w Jelczu-Laskowicach. Powiedział, że zakochał się w przypałacowym parku, do którego przyjeżdżał ćwiczyć, a potrzebował dużo ruchu. Mówił mieszając słowa polskie z niemieckimi, co tłumaczył tym, że dużo mieszka w Niemczech. Poruszał się jednak autami na oławskich numerach rejestracyjnych. Jeździł volkswagenem i mercedesem.
Jak mówił, do przypałacowego parku przejeżdżał czasem nawet 2-3 razy dziennie, co samo w sobie już było dziwne, ale potem było jeszcze dziwniej. Powiedział, że jest z urodzenia Polakiem, ale ma obywatelstwo niemieckie, bo... został adoptowany przez pułkownika Michaelisa - tak, tego samego, który miał być autorem słynnego Dziennika Wojennego, na podstawie którego w Minkowskich trwają teraz poszukiwania 10 ton złota, przy czym autor wskazuje jeszcze kilkanaście innych skrytek z mieniem zrabowanym przez nazistów i ukrytym w ostatnich dniach wojny.
- Powiedział mi, że te Dzienniki Wojenne dostał od tatusia, czyli właśnie tego Michaelisa - opowiada Administrator (to, że pan Stanisław tak mówił, potwierdziła mi wrocławska dziennikarska, interesująca się skarbami III Rzeszy, która też z nim rozmawiała, a rozmowę nagrała). - Opowiadał mi o tym, że ten Michaelis organizował transport dzieł zrabowanych przez Niemców, a potem zapakowanych m.in. w Krakowie. Twierdził, że Michaelis go adoptował, ale coś mi tu nie grało, bo przecież nie był taki stary, a od wojny minęło już tyle lat. W każdym razie opowiadał mi, że kupił sporo ziemi w górach, kilkaset hektarów, od Polanicy aż pod Srebrną Górę. A to bardzo ciekawy teren, zwłaszcza dla kogoś, kto interesował się dobrami zrabowanymi przez Niemców, a potem wywożonymi, by gdzieś dobrze ukryć.
Pan Stanisław chwalił się Administratorowi, że to właśnie on sprzedał słynny Dziennik Wojenny twórcy Polsko-Niemieckiej Fundacji Śląski Pomost, która właśnie teraz próbuje odnaleźć skrytki wskazane w dzienniku i zaczęła od Minkowskich. Ponoć w rozmowie padła nawet kwota 200 tys. zł, za które dziennik miał być sprzedany.
- Ale mówił mi też, że z tego dziennika żyletką wyciął mapki pokazujące ukrycie tych nazistowskich skarbów - opowiada Administrator.
Cały tekst przeczytasz TUTAJ
Więcej o sprawie przeczytasz również tutaj:
Napisz komentarz
Komentarze