Artur żyje z wrodzonym niedorozwojem prawej ręki. Nie przeszkadza mu to jednak w uprawianiu sportu, w którym dłonie odgrywają kluczową rolę. Na boiskach do siatkówki plażowej bywa nie do zatrzymania, niejednokrotnie ogrywając przeciwników pełnosprawnych. Jak mówił na naszych łamach kilka lat temu, z niepełnosprawnością żyje od zawsze, więc nigdy mu to nie przeszkadzało: - Od najmłodszych lat miałem ten problem, nigdy nie było inaczej. Jeździłem na rehabilitacje i zabiegi, ale nie miałem złudzeń, że coś się zmieni. Z biegiem czasu coraz bardziej rozumiałem, że tak już będzie zawsze. Moja prawa ręka jest krótsza i wyraźnie szczuplejsza niż lewa, ale to w niczym nie przeszkadza. Człowiek może się przyzwyczaić do wszystkiego i jest w stanie nauczyć się wielu rzeczy. Nie wiem, jak to jest mieć dwie normalne ręce. Od zawsze radzę sobie z tą sytuacją, więc to nie jest dla mnie problemem. Może przeszkadzać w pewnych drobnych czynnościach, ale w życiu raczej nie.
Siatkówka w jego życiu pojawiła się w szkole średniej, gdy trafił do Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Trenerzy "Startu" Wrocław, klubu sportowego dla osób z niepełnosprawnościami mieli kontakt ze szkołą i starali się wyławiać wśród uczniów sportowe talenty. W końcu wyłowili i Artura: - Pojechałem na pierwszy obóz, a tam mnie zapytano, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w siatkówce. Przypomniałem sobie czasy szkoły podstawowej. Nigdy nie miałem problemów w tej dyscyplinie, a jedynym moim mankamentem był wzrost. Postanowiłem spróbować. Rozpocząłem treningi i szybko się okazało, że jestem jednym z lepszych graczy. Miałem tam miejsce w pierwszej szóstce, a pół roku później otrzymałem powołanie do reprezentacji Polski. To było w 2002 roku, wtedy zaczęła się przygoda w bardziej zaawansowanym trybie. Pod koniec roku odbywały się mistrzostwa świata w Wiśle. Przystąpiłem do nich, jako siódmy, może ósmy zawodnik polskiej kadry, który coraz mocniej przebija się do szóstki. Zdobyliśmy wicemistrzostwo świata i był to dla mnie ogromny sukces. Rok styczności z tym sportem i nagle byłem wśród najlepszych na świecie. Czułem ogromną motywację, by pracować jeszcze ciężej.
Praca przyniosła efekty, bo reprezentacja z Arturem przez wiele lat była niepokonana. Wygrywała mecz za meczem, turniej za turniejem w tym Puchar Świata w Tajlandii, a ostatnio Slovenia Open.
Znów niepokonani
Przed turniejem w Słowenii, który miał rangę mistrzostw Europy, w Jelczu-Laskowicach odbywało się zgrupowanie kadry narodowej, z Arturem Wąsowiczem w składzie. To pierwszy raz, gdy reprezentanci trenowali wspólnie na boiskach przy Centrum Sportu i Rekreacji.
- Po mojej namowie udało się przekonać decydentów, by tym razem kadra trenowała tutaj - opowiada Artur. - Wszyscy zaangażowani uznali, że to dobry pomysł. Mamy fajne obiekty, a dodatkowo przemawiał za tym fakt, że turniej odbywał się w Słowenii. Było więc po drodze, by spotkać się w Jelczu-Laskowicach, a potem stąd ruszyć na zawody. Nasz trener stara się być elastyczny, dlatego spotykamy się w różnych miejscach kraju. Sam wciąż jest czynnym zawodnikiem - zresztą bardzo utalentowanym - więc ma rozeznanie jeśli chodzi o różne obiekty, w różnych miejscach Polski.
Mieszkaniec Miłoszyc jest zawodnikiem Integracyjnego Klubu Sportowego "Atak" Elbląg, choć przez większość czasu trenuje w Jelczu-Laskowicach, grając z lokalnymi siatkarzami i miłośnikami siatkówki. Trzydniowe zgrupowanie przy CSiR było tak naprawdę pierwszą okazją, by wraz z kadrą sprawdzić się na obiektach, które świetnie zna: - Infrastruktura dała radę, a dodatkowo piasek był bardzo niewygodny do biegania i skakania. To przełożyło się potem na dyspozycję podczas turnieju. W Słowenii piasek był mokry, zbity, zdecydowanie łatwiejszy. Dzięki treningom w trudniejszych warunkach, byliśmy perfekcyjnie przygotowani do rywalizacji w Ljubljanie.
Podczas Slovenia Open Polacy nie mieli sobie równych. To żadne zaskoczenie, ponieważ od 2007 do 2019 roku byli niepokonani. Potem przegrali raz i ponownie budują zwycięską serię.
- Dwa lata temu, jeszcze przed wybuchem pandemii graliśmy w Chinach i zajęliśmy tam miejsca drugie i trzecie - mówi Artur. - Pokonali nas Amerykanie, co było pewnym zaskoczeniem i rozczarowaniem. Jechaliśmy tam po zwycięstwo, a wróciliśmy z nauką i pokorą. Zrozumieliśmy, że na świecie są drużyny, które mogą z nami wygrać i do żadnego spotkania nie możemy podchodzić lekceważąco. Przez cały czas musimy być w treningu, solidnie wykonywać swoją pracę, ćwiczyć na siłowni, zgrywać się i walczyć o każdą piłkę. Faktycznie, od 2007 do 2019 roku wygrywaliśmy wszystko. Na każde zawody jechaliśmy jak po swoje. To przekonanie o tym, że jesteśmy najlepsi w końcu nas zgubiło. Jeszcze w Tajlandii, gdzie wygrywaliśmy Puchar Świata widać było, że Amerykanie poprawili swój poziom i już prawie do nas doskakują. Wygraliśmy 2:1 po ciężkim meczu, co dawało do myślenia. A potem w Chinach nas pokonali.
W 2020 międzynarodowego grania nie było z powodu pandemii. W 2021 reprezentacja Polski udowodniła, że jest najlepsza w Europie. W całym turnieju nie straciła nawet seta, a w finale pokonała Włochów. Siatkarze przyznają jednak, że ten ostatni mecz był trudniejszy niż wskazywałby na to wynik.
Co dalej? W tym roku nie będzie już szans, by zmierzyć się z innymi krajami. Odbędzie się jednak kilka turniejów krajowych. Reprezentanci już teraz się do nich szykują, a Artur Wąsowicz przyznaje, że jego forma fizyczna obecnie jest świetna. Za 7 lat siatkówka plażowa po raz pierwszy pojawi się na Igrzyskach Paraolimpijskich w Los Angeles. Pytany, czy wybiega myślami tak daleko w przyszłość, odpowiada: - Dziś czuję się bardzo dobrze. Gdy patrzę na swoich starszych kolegów, widzę jak grają, to myślę, że utrzymanie dobrego poziomu przez 7 lat będzie możliwe. Na pewno jest o co walczyć. A co przyniesie życie? Zobaczymy!
Napisz komentarz
Komentarze