Mieszkali wtedy w jednej miejscowości, w Osieku... - Mąż chodził z moim starszym bratem do szkoły i cały czas się kolegowali - wspomina pani Daniela. Jak to się stało, że poprosił ją o rękę? - Ja wiem? Po prostu - mówi pan Kazimierz. - Chodziłem do jej brata, a jego nie było, to zawsze z nią posiedziałem... Wróciłem z wojska i jakoś tak się stało. Samo przyszło. Teściowa była za mną.
- Ja też to tak pamiętam, moja mama i brat byli pierwsi za nim - mówi małżonka. - Brat nie dopuszczał żadnych innych kolegów, żeby koło mnie chodzili, mówił, że już jest wybranek. że ma być ten i koniec.
Zgodnie twierdzą, że rodzina bardzo pomogła w wyborze drugiej połówki. I podkreślają, że nie żałują decyzji i bez wahania jeszcze raz stanęliby na ślubnym kobiercu. Dlaczego?
- Jest dobrym człowiekiem - mówi Daniela. - Zawsze, o co proszę, to od razu idzie i zrobi. Ja taka nie jestem, że zaraz biegnę, a mąż od razu. Nigdy nie odmawia, jest bardzo pomocny.
A ma jakieś wady? Podobno szybko się złości, ale odkąd nie pracuje jest spokojniejszy. A pomaga mu w tym jego pasja - działka. Uwielbia tam przebywać, wspólnie z żoną spędza tam każdą wolną chwilę. Bywa tam codziennie, bo hoduje kury. Pani Daniela też kocha działkę, ale oprócz tego wyszywa krzyżykami, czyta i rozwiązuje krzyżówki. Tak spędzają czas wolny.
Za co Kazimierz ceni żonę? - Od początku dba o mnie - mówi i dodaje, że nigdy nie uciekała od obowiązków. Kiedy urodziła dziecko, już po 3 miesiącach poszła do pracy. Sekretem ich małżeństwa jest to, że doskonale się uzupełniają. - Jak ona miała pierwszą zmianę w pracy, to ja brałem drugą, żeby cały czas któreś z nas było z dzieckiem, jak ona gotowała dla mnie, to później ja dla niej - mówi mąż. - Obowiązki rozkładaliśmy po równo.
- Uzupełnienie się, to fundament udanego małżeństwa, a oprócz tego, jedno do drugiego musi mieć zaufanie i cierpliwość, bo małżeństwo nie składa się tylko z płatków róż, są i kolce - mówi kobieta. - Trzeba też być uczciwym i oczywiście kochać. Dziękować Bogu, nie mieliśmy takich sytuacji, żeby nasze małżeństwo wisiało na włosku.
Państwo Woźniakiewiczowie mieli dwóch synów (starszy zmarł) i dwoje wnucząt. W Oławie mieszkają od 1971 roku, przeprowadzili się tu rok po ślubie. Czego im życzyć na dalsze lata wspólnego życia? - Tylko zdrowia! - mówią.
(AH)
Napisz komentarz
Komentarze