Pani Danuta spodobała mu się od razu. Pierwsze wrażenie zrobił wygląd, a jak ją bliżej poznał, okazało się, że charakter też ma bardzo dobry. - Łagodny, niewybrykowy, nie była porywcza, ale za to stanowcza. Miała dobry sposób postępowania, to mnie urzekło - mówi pan Mieczysław. - Poza tym pochodzenie ma takie, jakie można sobie życzyć. Ojciec to Władysław Sikorski - jak wszedłem w rodzinę, lubił mnie tak jak trójkę swoich dzieci, kilkakrotnie podkreślał. To było też bardzo ważne, bo z teściami żyłem świetnie.
Żona wspomina, że jej przyszły wybranek przyjechał do Oławy z krakowskiego i uczył w szkole. - Pierwszy raz na poważnie spotkaliśmy się na sylwestra, umówiliśmy się w Urzędzie Miejskim - wspomina.
Wtedy zaczęło iskrzyć, ale momentem przełomowym, który wskazuje pan Mieczysław, było spotkanie w górach. Uwielbia skoki narciarskie i memoriału Bronisława Czecha oraz Heleny Marusarzówny nie mógł opuścić. To była pozycja obowiązkowa w kalendarzu fana skoków.
- Każdego roku wynajmowałem tam kwaterę na kilka dni i jeździłem, żeby te skoki oglądać, bo nie można było wtedy tego zobaczyć w telewizji - wspomina pan Mieczysław. - W Zakopanem są różne rozrywki, dancingi, górale przygrywają, ale datki trzeba dawać. Dużo tego było, więc gotówka, którą ze sobą wziąłem, szybko się kończyła, a nie lubiłem nigdy brać kredytów. Zadzwoniłem do kolegi Zdzisława Kińczyka i mówię: "Pójdź do głównej księgowej Powiatowej Rady Narodowej, pani Czesi Trembułowicz, ona każe kasjerce wypłacić tobie moje pobory i przyślij mi chociaż tysiąc złotych przekazem pocztowym. A Zdzichu mówi, że tu jest taka pani, która pracowała z jego żoną w służbie zdrowia.... Na drugi dzień przywiozła mi te pieniądze i od tej pory wiadomo było, że będziemy razem! To był początek kwietnia, a ślub odbył się szybko, bo już 8 sierpnia. Do tej pory żyjemy w zgodzie.
Pani Danuta mówi, że najważniejsze, aby potrafić sobie wybaczać i rozmawiać: - Dużo rozmawiamy, może być źle, a za godzinę już jest wszystko dobrze.
- Mamy różne charaktery - dodaje pan Mieczysław. - Żona jest bardziej nerwowa i pobudliwa, a ja spokojny, ale uzupełniamy się i zawsze staramy dogadać.
- Zdarza się, że wybucham, powiem to, co mam powiedzieć, ale za chwilę znów normalnie rozmawiamy i znów razem gotujemy, jeździmy, po prostu żyjemy.
Oboje zgodnie twierdzą, że jeśli mieliby jeszcze raz powtórzyć całe wspólne życie, zrobiliby to bez zastanowienia i każdemu życzą, aby miał okazję przeżyć takie piękny jubileusz.
- W moim wieku już niedużo jest takich małżeństw - mów pan Mieczysław. - Mój świadek Tadziu Kogutek odszedł 10 lat temu, szereg innych kolegów też już poodchodziło. Niezbyt dużo jest ludzi, którzy doczekają tak pięknej uroczystości. Muszę pochwalić USC, że organizuje to bardzo dobrze, serdeczne dziękujemy.
Państwo Walasowie mają dwóch synów i jedną wnuczkę, która niedawno skończyła dwa lata. Co sprawia, że są szczęśliwi? - Staramy się prowadzić higieniczny tryb życia, czyli bez przesady w niczym - mówi pan Mieczysław. - Staramy się być ruchliwi, jeździmy na działkę, ale nic nie robimy na siłę. Mimo schorzeń układu ruchu nie narzekam, bo gdybym narzekał na zdrowie, to bym grzeszył...
Agnieszka Herba [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze