Nie cichną komentarze po naszym tekście "Strach", który publikowaliśmy 29 lipca. Przypominamy. Mieszkanka gminy Jelcz-Laskowice o drugiej w nocy musiała zabrać z łóżek śpiące dzieci i opuścić dom, bo bała się męża alkoholika. Mężczyzna niespodziewanie wrócił do domu po tym, jak kilka godzin wcześniej zabrała go policja, bo był pijany i uderzył jej ojca, wybijając mu zęby. Gdy w środku nocy wrócił i zaczął się dobijać do drzwi, przestraszona kobieta ponownie wezwała policję. Przyjechali. Tym razem uznali jednak, że mężczyzna jest spokojny i nie stwarza zagrożenia, więc ma prawo wrócić do domu, a oni nie mogą mu tego zabronić. Tak tłumaczył to komendant komisariatu w Jelczu-Laskowicach Piotr Jasiewicz: - Liczy się bowiem to, co dzieje się w momencie zgłaszania bieżącej interwencji i jakie są tego przyczyny, a nie to, co miało miejsce kilka godzin wcześniej i jaka była przyczyna wcześniejszych interwencji.
To nie była pierwsza interwencja policji w tym domu. Zdaniem policji sama informacja o tym, że kobieta się boi zostać w domu z mężem, a ten jest jest pod wpływem alkoholu, nie jest podstawą do wystawienia wobec niego nakazu opuszczenia miejsca zamieszkania. Co więcej - według komendanta - kobieta też nie musiała opuszczać domu. Chciała. Na podstawie dotychczasowych interwencji nie było bowiem podstaw, by stwierdzić, że gdy zostanie w domu, to dojdzie do jakiejś agresji.
Zdaniem komendanta policjanci zrobili w tej sprawi wszystko, co było trzeba, i za każdym razem podejmowali stosowne działania. Chociaż znowelizowana w ubiegłym roku ustawa o policji daje im możliwość wydania nakazu natychmiastowego nakazu opuszczenia lokalu przez sprawcę przemocy - chodzi o artykuł 15 aa - to z niego nie skorzystali, bo - jak twierdzą - nie było ku temu podstaw.
Całe to zdarzenie i postawa policji wzbudziły ogromne oburzenie Anny Witkowskiej, dyrektorki przedszkola "Mikołajek" w Miłoszycach, która dowiedziawszy się o wszystkim uznała zachowanie policji za niedopuszczalne. Najbardziej zbulwersowało ją to, że policja, która podejmowała tu kilkakrotnie interwencje, nie próbowała ustalić w wywiadzie z kobietą na osobności, co się faktycznie dzieje w domu i nie stanęła w obronie ofiary, mimo możliwości, jakie daje im art. 15 aa Ustawy o policji. Że pozwolili na to, by matka z dziećmi się tułała, a mąż alkoholik został w domu. Że stali i patrzyli na to, jak o drugiej w nocy zdenerwowana kobieta wynosi z domu śpiące dzieci i pakuje do samochodu, żeby poczuć się bezpiecznie. Co więcej, że policjanci nie założyli mężczyźnie nawet Niebieskiej Karty, a gdy poszła do nich wraz z pedagogiem przedszkolnym z pytaniem "dlaczego?", potraktowali ją - jak twierdzi - obojętnie i nie wykazali chęci pomocy. To jej jednak nie zniechęciło, przeciwnie. Nagłośniła sprawę i poinformowała nie tylko ośrodek pomocy rodzinie, ale też sąd rodzinny. Chciała też napisać skargę na działania policji, która jej zdaniem nie dopełniła obowiązków, ale okazuje, się że może to zrobić tylko osoba poszkodowana. Zainspirowała też do podjęcia wszelkich możliwych działań kobietę, by razem z dziećmi mogła wrócić do domu. Bo zdaniem Witkowskiej to oni są ofiarami przemocy domowej i to ich powinno się chronić. I miała rację. Uwzględniając zeznana kobiety, świadków, Niebieska Kartę oraz informacje z policji i przedszkola - 12 sierpnia Prokuratura Rejonowa w Oławie wydała postanowienie o dozorze policyjnym dla mężczyzny i nakazała mu wyprowadzić się z domu w ciągu siedmiu dni. WIĘCEJ o tej sprawie w e-wydaniu: TUTAJ
Wioletta Kamińska [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze