Oława była najpierw osadą targową, powstałą w miejscu dogodnym do przeprawy przez kapryśną rzekę Odrę. Przez Oławę prowadził stary szlak handlowy z Rusi do Niemiec i Niderlandów. Miasto na pewno ciągnęło korzyści z handlu, chociaż nie takie jak Wrocław czy Kraków.
Handel międzynarodowy na tym szlaku organizowały dynastie kupieckie, głównie z tych miast, i one zgarniały krociowe zyski. Kupcy oławscy zaspokajali potrzeby miejscowego rynku, organizowali handel z pobliskimi miejscowościami. Królowie i książęta byli zainteresowani rozwojem handlu, gdyż po wprowadzeniu regulacji prawnych można było mieć piękne dochody z tej działalności.
W ważnych punktach szlaków handlowych książęta zakładali komory celne, gdzie pobierano odpowiednie opłaty od przewożonych towarów. Również w Oławie, przy przeprawie przez rzekę, funkcjonowała taka komora. Aby kupcom nie przyszło do głowy omijanie komór celnych i dostarczanie towarów na główne rynki bezpośrednio, wprowadzono zasadę przymusu drogowego, z którą wiązało się pojęcie miru drogowego, czyli przywilej bezpieczeństwa na drogach. Przymus drogowy polegał na określeniu trasy, jaką należy się poruszać. Jadąc np. z Brzegu do Wrocławia, należało przejechać przez Oławę i zapłacić cło w komorze celnej. Drogi będące szlakami handlowymi były lepiej utrzymane oraz - co nie było bez znaczenia - bezpieczniej się nimi podróżowało.
Miasta i również władcy dbali o bezpieczeństwo, likwidując bandy rabusiów czyhających na łakomy kąsek, który stanowiły wozy kupieckie, wyładowane towarami. Co pewien odcinek drogi znajdowały się strażnice, których załogi zwalczały opryszków. Prawdopodobnie w Oławie taka strażnica również się znajdowała. Ciekawostką jest to, że strażnicę zorganizowano też w Witowicach. Zapewniała ona bezpieczeństwo na części szlaku z Nysy do Wrocławia, przez Wiązów. Obok budynku znajdowała się szubienica, na której, bez zbytnich ceregieli, wieszano schwytanych rozbójników, zagrażających kupcom.
Aby zapobiec spekulacyjnemu wykupowi towarów, nie wolno było dokonywać transakcji poza murami miasta. Po prostu bardziej przebiegli pośrednicy wyjeżdżali naprzeciw kupcom i przed miastem wykupywali interesujący towar, który potem sami sprzedawali po dużo wyższej cenie. Obcy handlowcy nie mogli także sprzedawać towarów w ilości detalicznej, tylko hurtowej. Sukno można było sprzedawać na sztuki - a nie na łokcie, wino na beczułki - a nie na garnce, itp. Miało to na celu ochronę miejscowych pośredników, którzy mogli także zarabiać, zaopatrując bezpośrednio mieszkańców okolicy. Należy tutaj wspomnieć o urządzeniu instytucji określanej terminem "waga miejska". Był to średniowieczny odpowiednik urzędu miar i wag. Znajdowały się tam najczęściej dwie wagi do ustalania ciężaru towarów masowych. Tam również pobierano opłaty. Kupcy i rzemieślnicy mieli swoje organizacje broniące ich interesów. Organizacje kupieckie i bankowe to gildie, a rzemieślnicze - to cechy. Cech dbał o odpowiednią jakość towarów na rynku i o ich podaż. Po prostu w mieście nie mogło działać za dużo rzemieślników produkujących ten sam towar, gdyż byłoby utrudnione zbywanie go po określonych cenach. Zwalczano zaciekle tzw. partaczy, czyli rzemieślników nie zrzeszonych w cechach, których towary były tańsze, choć wcale nie musiały ustępować jakością tym cechowym.?
W zasadzie cech grupował rzemieślników jednej tylko specjalności. Czasami jednak, gdy z powodu małej liczby specjalistów danej dziedziny nie można było założyć odrębnej organizacji, spotykało się w tym samym cechu kilka różnych zawodów. Do cechu należeli rzemieślnicy samodzielni, a więc majstrowie, posiadający własne warsztaty, a także niesamodzielni, czyli tacy, którzy własnych warsztatów nie posiadali. Majstrem mógł zostać tylko obywatel danego miasta, w niektórych miejscowościach żądano, aby był żonaty.
W warsztacie majstra (mistrza) pracowali uczniowie, czyli chłopcy, którzy uczyli się u niego rzemiosła. Czas nauki trwał od 4 do 6 lat. W tym okresie uczeń należał do rodziny mistrza i był zobowiązany wykonywać wszelkie roboty, jakie nadawał zwierzchnik. Po zakończeniu okresu nauki, uczeń zostawał czeladnikiem, czyli towarzyszem, i przez pewien czas pracował jeszcze w tym samym warsztacie, przygotowując dowód mistrzostwa, czyli majstersztyk. Potem wyruszał na wędrówkę do innych miast w kraju i zagranicą, wreszcie osiadał, zazwyczaj nie w tym mieście, gdzie był uczniem. Wędrowni czeladnicy stanowili główne kadry niestałej ludności miasta. Cechem rządził starszy cechowy, wybierany przez wszystkich mistrzów danego cechu. Wybory starszych cechowych odbywały się według jednakowego, dość skomplikowanego ceremoniału. Starsi cechowi odgrywali w mieście dużą rolę. Oni zarządzali majątkiem cechowym, pilnowali przestrzegania przepisów, oni wreszcie sprawowali sądy w zakresie danego zawodu.
Poza zadaniami zawodowymi, towarzyskimi i religijnymi, cechy spełniały rolę organizacji wojskowych, mających znaczenie w obronie miasta przed nieprzyjacielem. Cechom przeznaczano do obrony określony odcinek murów miejskich. Każdy nowy mistrz cechowy musiał uzupełniać zbrojownię oraz organizować ćwiczenia wojskowe.
W Oławie działało w XVI wieku 10 cechów. Osiem cechów grupowało rzemieślników jednej specjalności.
Swoje własne cechy mieli: rzeźnicy - 20 majstrów, piekarze - 18, sukiennicy - 11, krawcy – 12, szewcy • 13, płóciennicy – 20, kuśnierze - 6, rybacy - 15. Natomiast 35 rzemieślników skupiał tzw. cech cesarski. W jego skład wchodzili rzemieślnicy różnych specjalności, między innymi: stolarze,
farbiarze, bednarze, siodlarze, iglarze, paskarze, garncarze, szklarze, powroźnicy i kapelusznicy. Istniał wtedy jeszcze drugi cech, tzw. pospólny, również grupujący mozaikę zawodów. W jego skład wchodzili winiarze, ogrodnicy, balwierze, łaziebnicy, złotnicy, gręplarze, słodownicy, murarze, mydlarze i śrutownicy. W sumie liczył on 26 majstrów.
Z prostego rachunku wynika, że pod koniec XVI w. (1586) działało w Oławie 176 warsztatów rzemieślniczych. Między 1586 a 1588 rokiem ślusarze, kowale i kołodzieje utworzyli jedenasty cech. Wcześniej wchodzili oni w skład cechu pospolnego lub cesarskiego. Ta zmieniająca się liczba cechów świadczy o przystosowywaniu się ilości rzemieślników do wciąż zmieniającego się rynku. Z czasem jedne zawody kurczyły się, zanikały, inne się rozrastały. Na względnie stałym poziomic kształtowała się liczba rzemiosł spożywczych, gdyż miasto zawsze potrzebuje chleba, mięsa, ryb, piwa itp. - niezależnie od wieku i ustroju. Wprawdzie podejście do higieny osobistej było dawniej inne niż dzisiaj, jednak w mieście
zatrudnienie mieli zawsze mydlarze, łaziebnicy, balwierze czyli fryzjerzy, czasem wykonujący prace medyków. Swój rynek mieli również złotnicy, którzy wtedy nie tworzyli własnego cechu, ale ich warsztaty funkcjonowały w mieście, bo istniało takie społeczne zapotrzebowanie.
Stanisław Borkowski
Tekst ukazał się w Gazecie Powiatowej nr 30/1996
Napisz komentarz
Komentarze