Reklama
Pomnik, tablica, msza, akademia, rekonstrukcja, koncert pieśni patriotycznych? Tak też można, tak też trzeba. Ale my chcieliśmy, aby setna rocznica odzyskania niepodległości mogła kojarzyć się z tym, że Polacy pomagają Polakom, także za granicami kraju
**
"Dajmy im kawałek Polski!" to akcja "Gazety Powiatowej" i firmy "Wena" na 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Zdążyliśmy przed 11 listopada.
Kolejny pomnik, tablica, msza, akademia? Tak też można, tak też trzeba. Ale my chcieliśmy, aby setna rocznica odzyskania niepodległości mogła kojarzyć się także z tym, że Polacy pomagają Polakom. Także takim, o których istnieniu do tej pory nie wiedzieli. Bo że rodacy są na Wschodzie, to u nas wiedzą wszyscy, a bardzo wielu pomaga. Ale Polacy szukający polskości są też na południu Europy, m.in. w Bośni i Hercegowinie, gdzie pojechaliśmy wesprzeć polską szkołę w Prnjavorze - tam po siedemdziesięciu latach potomkowie Polaków znów mogą uczyć się ojczystego języka.
*
Na nasz apel odpowiedziało wiele osób i firm, a także szkoła z Minkowic Oławskich. Zebraliśmy pieniądze, podręczniki, mapy, atlasy, książki dla dzieci, słodycze i pojechaliśmy w składzie: Tomasz Jurczak, Jerzy Kamiński, Maciej Walas, Mariusz Włodarczyk, Jarosław Skwarek, Mariusz Pogoda, Robert Mruk, Henryk Gulka i Michał Prus. Większe rzeczy planowaliśmy kupić na miejscu, aby nie było kłopotu z transportem i wjazdem do innych państw, także poza Unią Europejską, bo tym razem, aby pomóc, musieliśmy przejechać w sumie ok.2,5 tys. kilometrów i cztery granice. Jak powiedział jeden z uczestników akcji, o niektórych sytuacjach po drodze lepiej nie opowiadać, ale... będzie co wspominać.
Na miejsce dotarliśmy bez przeszkód w sobotę 27 października. W polskiej szkole w Prnjavorze, działającej na zasadzie projektu dzięki Ambasadzie RP w Sarajewie, czekali już na nas Urszula - nauczycielka języka polskiego, Tomisław - przedstawiciel miejscowych władz lokalnych, zajmujący się mniejszościami narodowymi, oraz Igor - szef stowarzyszenia tamtejszych Polaków. Jego historia jest klasycznym przykładem odpowiedzi na pytanie, skąd w ogóle tam się wzięli nasi rodacy.
*
Najnowsze dzieje Polaków w Bośni i Hercegowinie sięgają końca XIX wieku, kiedy Austro-Węgry zajęły te ziemie. W poszukiwaniu lepszych warunków do życia Polacy z Galicji przyjechali w okolice m.in. Banja Luki i Sarajewa. Z czasem nastawienie miejscowych do polskiej mniejszości bardzo się poprawiło, a Polacy zaczęli stanowić ważny element w życiu lokalnej społeczności. Rozwijali swoją kulturę, zwyczaje i religię. Wszystko skończyło się po II wojnie światowej, kiedy bardzo duża część naszych rodaków wróciła do kraju. Ale nie wszyscy.
Dziadek Igora był najmłodszy w rodzinie. Jego dwaj starsi bracia poszli na wojnę. Gdy ta się skończyła, choć bardzo chciał, nie odważył się opuścić domu w Bośni i wrócić do kraju. Czekał na braci. Postanowił odłożyć wyjazd do ich powrotu. Ale oni nie wrócili, więc nigdy razem nie pojechali do Polski. I tak dziadek Igora został w Bośni. Takich historii i powodów, dla których część Polaków nie decydowała się wrócić do kraju, było wiele. Dla jednych to oczekiwanie na braci, dla innych miłość, dzieci, przywiązanie do ziemi. Właśnie im, a raczej ich wnukom, postanowiliśmy pomóc.
*
- To był taki spontan - mówi Jarosław Skwarek z Oławy. - Zadzwonił do mnie Tomek Jurczak, zaproponował udział w tym wszystkim i dalej już poszło. Akcja zaciekawiła mnie. Do tej pory nie wiedziałem, że w Bośni są Polacy, ale jak się dowiedziałem, nie miałem wątpliwości. Trzeba pomagać Polakom na obczyźnie, ich dzieciom, które mają polskie korzenie. Warto krzewić polskość i robić wszystko, aby dzieci uczyły się języka. Po przekazaniu im tego, co zawieźliśmy, wiem, że warto było. Widząc tę radość w oczach dzieci, byłem w szoku. Mam nadzieję, że tego nie zmarnują, że ten ich kontakt z Polską będzie nadal podtrzymywany i szybko nauczą się polskiego.
- To ważne, aby te dzieci z Bośni miały kontakt z polską książką, uczyły się polskich słów - dorzuca Mariusz Włodarczyk. - Jeżeli słyszę, że chodzi o pomoc Polakom, to zdecydowanie mnie to inspiruje.
- Gdy tylko dowiedziałem się o akcji, od razu pomyślałem, że trzeba jechać i pomagać - mówi Henryk Gulka. - Jesteśmy Polakami, powinniśmy wspierać Polskę i polskość gdziekolwiek one są, także w Bośni.
Gdy akcja ruszyła, od razu otrzymaliśmy sygnał, że szkoła z Minkowic Oławskich wchodzi do gry. I faktycznie po paru tygodniach do redakcji dostarczono parę pudeł pełnych przeróżnych książek dla dzieci z Bośni. A w ślad za tym mail: - Przesyłam zdjęcia z pakowania książek dla dzieci w Bośni - pisze Teresa Kawałko z minkowickiej szkoły. - W natłoku życia szkolnego nie zdążyliśmy policzyć, ile sztuk książek udało nam się zebrać. Po zapakowaniu było pięć różnych pudeł, więc całą akcję oceniam na "piątkę"!
*
Dzięki akcji szkoła w Prnjavorze wzbogaciła się o parę setek książek, podręczników, atlasów, map, o półki, stoły, krzesła, biurko, dvd, projektor multimedialny, a nawet odkurzacz, dywan i lodówkę. Zawieźliśmy im także polskie flagi, nasze godło, puzzle, gry, a dla tych najmłodszych słodycze.
- Pomoc jest nam potrzebna, aby jeszcze lepiej funkcjonować - mówił Igor Kansjki, przewodniczący stowarzyszenia Polaków w Prnjavorze. - Dwa lata temu dostaliśmy pomieszczenia na siedzibę stowarzyszenia, a rok temu, dokładnie 11 listopada, otworzyliśmy szkołę, ale z powodu braku finansów nie mogliśmy tego miejsca wyposażyć. Teraz wszystko się zmienia.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze