- Do waszego przedszkola co jakiś czas trafiają "zaniedbane" dzieci, ponieważ - jak się okazuje - ich rodzice nie zostali pokierowani i nie otrzymali odpowiedniego wsparcia, by zadbać o właściwy rozwój swoich pociech.
- Rzeczywiście takie sytuacje zdarzają się. Jakiś czas temu trafił do nas 4-letni chłopiec z niepełnosprawnością sprzężoną. Jego stan był bardzo zły. Po rozmowie z mamą okazało się, że nie był rehabilitowany, bo rodzice nie wiedzieli, że jest taka możliwość i gdzie mogą z tego bezpłatnie skorzystać. Ani lekarz, ani instytucja opiekuńcza, którym podlegała rodzina, nie wskazali im, co można zrobić w takiej sytuacji, gdzie się zgłosić, jakie wnioski wypełnić, aby uzyskać stosowną pomoc. Dopiero gdy chłopiec trafił do naszego przedszkola, pomogliśmy rodzicom zorganizować dla niego odpowiednie zajęcia oraz rehabilitację. Już po kilku miesiącach było widać pierwsze efekty. To cieszy. Tego, co stracił przez lata spędzone w domu bez rehabilitacji, nie da się jednak nadrobić. A nie musiało tak być.
- To nie jest jedyny przykład?
- Nie. Kilka tygodni temu przyszedł do nas chłopiec, którego rodzice są głuchoniemi. Przyprowadziła go sąsiadka. Okazało się, że rodzina malucha od lat jest pod opieką ośrodka pomocy społecznej, ponieważ jego matka potrzebuje wsparcia. Chłopiec pochodzi z rodziny, gdzie problemy ze słuchem są powtarzające, co może oznaczać, że niepełnosprawność jest genetyczna. Tymczasem ośrodek pomocy, który opiekuje się rodziną, zadziałał doraźnie. Regularnie przelewał należne rodzinie pieniądze, a przydzielony opiekun ograniczył się do sprawdzania czy dzieci są czyste i najedzone. Zaoferowana pomoc okazała się niewystarczająca: chłopiec pozostawał w domu z potrzebującą wsparcia matką, choć w tym wieku jedną z podstawowych potrzeb dzieci jest przebywanie w grupie rówieśniczej. Dopiero zainteresowana sąsiadka przyszła do nas z pytaniem, co można zrobić w takiej sytuacji, bo chłopiec nie mówi, ale prawdopodobnie słyszy, więc przy odpowiedniej opiece i ćwiczeniach mógłby mówić. Kolejny przykład. Rozdzielono bliźniacze rodzeństwo. Kiedy jedno z rozdzielonych dzieci zaczyna manifestować niezaspokojone potrzeby zachowaniami agresywnymi, w konsekwencji przedszkole nie przedłuża rodzicom umowy. Wyrzucanie dzieci z przedszkoli jest dla mnie niezrozumiałą praktyką!
- Bo w takich sytuacjach nie procedury są najważniejsze?
- Dokładnie. Chodzi o zrozumienie problemu, współpracę i odpowiednią reakcję poszczególnych instytucji. Zrozumienie, że tworzenie społeczeństwa włączającego to współpraca między instytucjami i właściwa reakcja w odpowiednim czasie, empatia, by nie dochodziło do takich sytuacji jak w przypadku tego chłopca z głuchoniemej rodziny. W wielu przypadkach zabrakło responsywności, refleksji, w związku z tym brak było odpowiednich kroków wspierających. A - powtórzę - tak być nie powinno.
- Co można było zrobić w takich sytuacjach?
ROZMOWA W CAŁOŚCI DOSTĘPNA w E_WYDANIU "POWIATOWEJ"
Napisz komentarz
Komentarze