Ten sam wachlarz trosk nie dawał zapewne spokojnego snu oławskim złotnikom już ponad trzysta lat temu. Pracę w mieście w XVI i XVII wieku regulowały bowiem dwie podstawowe rzeczy. Pierwszą był cech jako organizacja zrzeszająca obowiązkowo rzemieślników, a drugą przywilej, którym był zwykle zestaw praw i obowiązków (włącznie z karami), regulujący funkcjonowanie cechu i jego członków. Cech mógł zrzeszać rzemieślników zarówno jednej jak i wielu profesji. To drugie rozwiązanie stosowano, gdy w mieście funkcjonowali rzemieślnicy niezrzeszeni różnych zawodów. Dlatego cechy zbiorowe i ich przywileje miały zwykle mniej korzystny status niż cechy jednej profesji.
Jednym z podstawowych wyróżników, związanych z wykonywanym zawodem, był patron. Patronem złotników jest św. Eligiusz z Noyon - jedyny bodaj biskup i złotnik w jednej osobie, który pracował dla dworu królewskiego w VII wieku na terenie Francji. Postać w stroju biskupim, siedząca w warsztacie złotniczym, występuje bardzo często jako godło na pieczęciach cechów złotniczych na Śląsku. Jednak zachowana odbitka pieczęci oławskiego cechu przedstawia puchar lub kielich w kartuszu herbowym, na szczycie którego rozpoznać można sylwetkę koguta z herbu miejskiego. Geneza takiego godła nie jest jasna, ale prawdopodobnie kielich informuje nas o funkcjonowaniu złotników w obrębie tzw. cechu zbiorowego. Zatwierdzony 1 maja 1591 roku przez książąt brzeskich Joachima Fryderyka i Jana Jerzego przywilej dla założonego właśnie cechu zbiorowego gminnego wymienia obok złotników także innych rzemieślników - winogrodników, balwierzy, łaziebników, krupników, mydlarzy, słodowników i introligatorów. W mieście, które po raz pierwszy zostało siedzibą książęcą, potrzebni byli nowi rzemieślnicy i organizacja, w ramach której mogli oficjalnie funkcjonować.
Jednak pierwsi dwaj odnotowani złotnicy Franz Beinett z Brzegu i Hans Dreher rozpoczęli swoją działalność dopiero wówczas, gdy otrzymali dodatkowy książęcy przywilej wyłączności. Przywilej miał ułatwić sprzedaż kosztownych wyrobów złotniczych przez ograniczenie konkurencji. Wyłączność dość szybko wygasła, bo już na przełomie wieków miasto mogło poszczycić się kilkoma działającymi warsztatami złotniczymi. Statut oławskiego cechu gminnego okazał się atrakcyjny dla złotników wrocławskich. Szczególnie dla tych, którzy z różnych powodów nie mogli wykonywać swojej profesji w śląskiej metropolii i zmuszeni byli ją opuścić, niekoniecznie dobrowolnie.
Oława do lat trzydziestych XVII wieku musiała oferować dość stabilne warunki egzystencji dla złotników, skoro średnio co kilka lat powstawały nowe warsztaty. W pionierskim okresie pierwszych czterdziestu lat działało w Oławie 15 warsztatów. Książęcy Brzeg, ze znacznie bogatszymi tradycjami cechowymi, nie mógł się pochwalić lepszą statystyką. Dramatyczne wydarzenia wojny trzydziestoletniej spowodowały załamanie rzemiosła. Pożary, zniszczenia wojenne, epidemie doprowadziły miasto do upadku, a działający złotnicy przenieśli się do Wrocławia lub zamknęli warsztaty. Nowi mistrzowie zawitali do bram miasta dopiero po objęciu zamku w Oławie w 1654 roku przez księcia Chrystiana.
Przywilej cechowy z 1591 roku określał powinności członków cechu wobec miasta oraz ogólne zasady funkcjonowania cechu pospólnego, ale nie zawierał szczegółowych przepisów odrębnych dla każdego z rzemiosł. Dlatego złotnicy oławscy pracowali w ramach zasad cechowych, wypracowanych w innych ośrodkach złotniczych. Naukę kunsztu rozpoczynało terminowanie w warsztacie w charakterze ucznia. Po "wyzwoleniu" na czeladnika przyszły adept złotnictwa musiał odbyć tzw. wędrówkę czeladniczą, która oznaczała kilkuletnią pracę w odległych nieraz warsztatach Europy, w celu zapoznania się z różnymi technikami i nowinkami. Ostateczną pracę mistrzowską, na którą składało się wykonanie pieczęci, pierścienia i kielicha lub innego naczynia, czyli tzw. majstersztyk, czeladnik wykonywał pod okiem mistrza, u którego był zobowiązany przepracować określony czas po powrocie z wędrówki. Zdobycie praw mistrzowskich nie było łatwe, sporo kosztowało, ale dawało prawo do samodzielnego prowadzenia warsztatu oraz otrzymania praw miejskich i członkostwa w cechu. Co ciekawe, rozpoczęcie samodzielnej działalności warunkowane było założeniem rodziny przez młodego mistrza. Miał na to równo rok od uzyskania praw mistrzowskich. Zachowany druk ulotny, informujący o zaślubinach w 1694 roku złotnika oławskiego Wolfganga Siegmunda Preussa z Marianną Horn, córką miejscowego piekarza, jest jednocześnie świadectwem początku wieloletniej i znaczącej działalności tego mistrza w Oławie.
Synowie złotników mogli znacznie szybciej rozpocząć karierę w roli samodzielnych mistrzów. Zaś córki złotników najchętniej wydawano za mąż za młodych mistrzów. Rzemiosło przekazywano z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna lub wnuka. Także wdowy zachowywały ograniczone prawo do prowadzenia warsztatu po mężu złotniku. Nie inaczej było w Oławie.
Taki złotniczy klan rodzinny zapoczątkowali w Oławie Dawid i Chrystian Metze pod koniec lat pięćdziesiątych XVII wieku. W archiwach Oławy znalazły się informacje aż o 5 mistrzach pochodzących z tej rodziny. Więcej niż jednokrotnie powtarzają się nazwiska Chmurowski, Koschamber, Horn, Roessler. Rzemieślnicy przybywali do Oławy z różnych stron, nie brakowało też miejscowych adeptów trudnej sztuki złotniczej. Tak, jak w innych ośrodkach, złotnicy cieszyli się dużym poważaniem i zaufaniem, dlatego pełnili równolegle do zawodowych inne odpowiedzialne funkcje w mieście, np. burmistrza, ławnika lub radcy miejskiego, służyli w kościołach obu parafii (ewangelickiej i katolickiej), byli dzierżawcami cła miejskiego. Gwałtowny rozwój rzemiosła złotniczego w drugiej połowie XVII wieku pod rządami ostatnich książąt piastowskich w Oławie spowodował potrzebę powstania własnej odrębnej organizacji cechowej. Korzystając zapewne z gotowych już wzorów, mistrzowie oławscy sporządzili statut, powołali własny cech, na co uzyskali zgodę rady miejskiej 4 maja 1693 roku. Do czasu cesarskiego potwierdzenia przywilejów cech złotników, formalnie działał dalej w strukturze cechu gminnego. Taki stan utrudniał kontakty z cechami w Brzegu i Wrocławiu. Mistrzowie oławscy praktycznie mieli niewielkie szanse na przyjęcie do cechów złotniczych w obu miastach. Gdy w 1707 roku rozpoczął się długotrwały spór złotników oławskich z brzeskimi, spowodowany odmową przyjęcia do cechu brzeskiego mistrza oławskiego, wykształconego i ustanowionego w Oławie, podstawowym argumentem odmowy był rzekomy brak odpowiednich kwalifikacji. Ponadto odmowę motywowano brakiem cesarskiego potwierdzenia przywilejów, które uwalniałoby cech oławski od formalnej przynależności do cechu gminnego. Przytoczony przez złotników oławskich argument, że w Oławie terminował jako czeladnik rodowity wrocławianin Daniel Heroldt, który następnie został mistrzem złotniczym w Augsburgu, nie spowodował zmiany stanowiska. Cech złotników brzeskich pozostał nieugięty, choć liczył tylko dwóch mistrzów, a jego status był niejasny. Prawdopodobnie echa tego sporu dotarły do Wiednia i w efekcie 7 kwietnia 1711 roku złotnicy oławscy uzyskali ostatecznie od cesarza Józefa I (w przededniu jego śmierci) upragniony przywilej, zrównujący pod względem prawnym cech oławski z cechami we Wrocławiu i Brzegu.
Schyłek działalności złotniczej w Oławie przypada na połowę XVIII wieku. Złotnik wrocławski Gottfried Wilhelm Ihme, który sprowadził się w 1747 roku do Oławy, wydając tu swą córkę za miejscowego aptekarza, zamyka listę 42 mistrzów złotniczych i półtora wieku tej sztuki. Nie wiemy, czy działał tu jako złotnik, ale możemy przypuszczać, że do 1755 roku mieszkał w budynku apteki cesarskiej, czyli zachowanym do dziś zabytkowym budynku w Rynku pod numerem 25. I jest to jedyne znane nam dzisiaj miejsce, które można by powiązać z dawnym złotnictwem oławskim. Funkcjonujące pod koniec XVIII i w XIX wieku pojedyncze warsztaty złotnicze pracowały już na innych zasadach i bez kontekstu historycznego. Miasto dość szybko zapomniało o swoich mistrzach i ich kunszcie, a zachowane źródła historyczne nie wskazują na to, by chciało tę pamięć pielęgnować. Jednak oławska sztuka złotnicza wyruszyła w świat i przypomniała o sobie w zupełnie nieoczekiwany sposób.
Cdn.
Grzegorz Seredyński
Napisz komentarz
Komentarze