Fragment artykułu Jerzego Kamińskiego "Krawczyńscy" (cała 3 część dostępna w "Gazecie Powiatowej" jeszcze przez parę dni na terenie powiatu oławskiego):
*
Gdy parę lat temu Łukasz Orbitowski pisał najbardziej oławską z oławskich powieści, czyli "Kult", opartą na historii Kazimierza Domańskiego, i wykonał ogromną robotę, by na książkowe karty przenieść klimat Oławy lat 80., rzecz jasna nie mogło tam zabraknąć lodów od Krawczyńskiego. Parę razy pojawiają się w powieści jako "rekwizyt z epoki", zaczynając już od strony 20.
Rodowita oławianka Teresa Notz przypomina sobie, jak w pierwszej połowie 70. lat wyjechała do Warszawy na studia. Któregoś dnia wstąpiła na lody do znanej cukierni Bliklego na Nowym Świecie. No bo jak nie skosztować? Kupiła śmietankowe i... zatkało ją. Poczuła smak, który coś jej przypominał.
- Zaraz, zaraz, przecież ja to skądś znam - pomyślała, a przed oczyma miała cukiernię na Brzeskiej.
- Pan Stefan robił lody na naturalnych surowcach - wspomina Lesław Mazur w swoim albumie zdjęć Oławy z lat 70. i 80. - Wtedy nie miał takich urządzeń jak dziś, więc to, co zrobił, musiał w tym samym dniu sprzedać. Gdy lodów zabrakło, trzeba było z godzinę poczekać na wytworzenie nowych.
Lodziarnia na Brzeskiej nie przetrwała do dziś. Ostatnie lody wyprodukowano tu około 15 lat temu. Dlaczego zaprzestano, choć wszystkim smakowały i sprzedawały się dobrze? Zdaniem Jerzego Krawczyńskiego to ówczesne urzędy i inspekcje wykończyły produkcję lodów.
Sprzedawali lody do wafelka lub do kubeczka. Wyciągali gałki z charakterystycznych głębokich termosów, do których co chwilę ktoś z zaplecza dorzucał kolejną porcję. Te termosy przetrwały do dziś w rodzinnym domu, schowane pod schodami. Wyglądają, jakby przed chwilą ktoś zjadł z nich ostatnią gałkę lodów.
Krawczyńscy jako pierwsi w mieście wprowadzili też żetony na lody. Najpierw się podchodziło do drewnianej budki po prawej stronie, gdzie najczęściej siedział Stefan. Tam kupowało się żeton, a dopiero z nim szło się po odbiór lodów. Trzeba było tylko wskazać smaki. Miało być szybciej, bo zwykle była spora kolejka, ale niewiele z tego usprawnienia wyszło.
- Za długo to trwało - wspomina pan Jerzy. - Ojciec z każdym chciał porozmawiać, więcej było z tym zamieszania niż korzyści, więc zrezygnowaliśmy.
Żal, że już tych kultowych lodów od Krawczyńskich nie ma?
- Czy ja wiem? - odpowiada pytaniem pan Jerzy. - Ale przynajmniej mam święty spokój. Przedtem jak lody się robiło, to raz w tygodniu był sanepid, za komuny to wszystkiego się czepiali. Teraz owszem, przychodzą, ale już nie tak często nie ma takiego napięcia jak wtedy.
Jest światełko w tunelu dla miłośników kultowych lodów z Brzeskiej. Proszę tego nie rozpowiadać, ale kolejne pokolenie Krawczyńskich, czyli wnukowie Stefana, chcą przywrócić produkcję.
- Nasze lody wrócą - zapewnia Jacek Krawczyński...
*
Poniżej najmłodsze pokolenie Krawczyńskich. Tomasz Krawczyński (czwarte pokolenie) - syn Jacka i Danuty, wnuk Jerzego i prawnuk Stefana, oraz Piotr Krawczyński (trzecie pokolenie) - syn Marka i Leokadii, wnuk Stefana
Napisz komentarz
Komentarze