- Wczoraj dzwoniłam do Kliniki, aby wpisali mnie na listę rezerwową. Przed chwilą dostałam telefon, że mimo iż jestem 28 na liście rezerwowych. Mój stan jest na tyle poważny, że do mnie jako pierwszej zadzwonili, czy będę w stanie przyjechać już w piątek - mówi. - Kochani, jestem w stanie, DZIĘKI WAM!! MAMY 100%!
Wystarczyło kilka dni, aby nazbierać całą kwotę potrzebną na leczenie. Nie wiem, jak mam Wam dziękować. Jesteście ludźmi o ogromnych sercach, wyciągnęliście do mnie pomocną dłoń, daliście nadzieję, że w końcu wszystko będzie dobrze. Obserwując co działo się przez ostatnie dni, nie byłam w stanie powstrzymać łez... Bardzo dużo mnie kosztowało, aby założyć zbiórkę. Mój telefon przez ostatnie dni cały czas dzwonił. Dziękuję za każde udostępnienie zbiórki. Dziękuję za każdą wpłatę. Dziękuję za utworzenie licytacji i poświęcenie swojego prywatnego czasu na pomoc dla mnie. Dziękuję moim najbliższym, którzy zawsze przy mnie byli, gdy tego potrzebowałam. Mojej Kochanej Córci, która mimo, że jest jeszcze malutka, świadoma jest tego, że Mama jest chora i zawsze, gdy ból przejmuje nade mną kontrolę i przykuje mnie do łóżka, przynosi swojego ulubionego Misia do przytulenia, kładzie się koło mnie i trzyma za rękę. Wierzę, że będę jeszcze normalnie żyć, że przestanę zaczynać dzień od brania garści tabletek, aby mieć siłę funkcjonować. Jestem przerażona tym, co mnie czeka, ale nie poddam się nigdy. Uratowaliście mi życie! Jestem Wam ogromnie wdzięczna i nie wiem, jak mam dziękować... Nigdy Wam tego nie zapomnę i już zawsze będę miała wobec Was dług wdzięczności.
Poniżej przypominamy historię pani Pauliny:
:Coraz częściej ból przejmuje nade mną kontrolę. Budzę się, ale nie mam siły, by wstać z łóżka. Wiem, że muszę znaleźć w sobie motywację. Mam Córkę, która mnie potrzebuje, dla której muszę być zdrową i sprawną mamą. Mam na imię Paulina, jestem mamą cudownej 4 letniej Córeczki. Moje życie zmieniło się od 2019r. kiedy pojawiły się pierwsze niepokojące bóle brzucha, coraz mocniejsze i coraz częstsze. Poszłam do ginekologa, w badaniu USG stwierdził dwie torbiele, przepisał leki hormonalne i odesłał mnie do onkologa z diagnozą - Endometrioza. Założyli mi kartę Dilo, skierowali na laparoskopowe badanie brzucha oraz na rezonans magnetyczny. Niestety pech, wybuchła pandemia, wszyscy skupili się na Covidzie, nikt nie zauważał innych chorób i problemów zdrowotnych. W dniu przyjęcia na oddział dowiedziałam się, że lekarz który miał wykonać mi laparoskopię przebywa na kwarantannie. Bóle były coraz częstsze, promieniujące do lędźwi. Zaczęłam chodzić od lekarza do lekarza, prosiłam o pomoc ze łzami w oczach. Wszyscy rozkładali ręce, "endometrioza będzie boleć" słyszałam na każdym kroku, mam brać kolejne leki p/bólowe i jakoś żyć. Po kilkunastu dniach udało mi się spotkać z lekarzem, który miał mi wykonać zabieg laparoskopii. Przyjął mnie na korytarzu, nie zbadał, przelotnie zapoznał się z dotychczasowymi badaniami. Uznał, że nie podejmie się zabiegu ponieważ, według niego, to nie jest przyczyną mojego bólu, zalecił mi badanie kolonoskopii. Poirytowana umówiłam się więc na kolejne badanie diagnostyczne szukając nadal przyczyny bólu i mojego cierpienia. Po badaniu, z opisem ponownie udałam się do tego lekarza, tym razem zalecił mi wizytę u PSYCHIATRY. Nie wytrzymałam, płakałam jak dziecko zadając sobie pytanie CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE?! Z dnia na dzień było coraz gorzej, ból był momentami nie do zniesienia. Każdą wolną chwilę musiałam leżeć, zamiast spędzać czas z moją Córeczką. Wyczerpana psychicznie udałam się powtórnie do lekarza ginekologa, który postawił diagnozę Endometriozy. Będąc w gabinecie, płakałam i prosiłam o pomoc. Przy badaniu USG "nic nowego nie było", nic się nie zmieniło, więc zaś przepisał mi kolejne leki i zalecił postarać się o drugą ciążę. Kontynuowałam poszukiwania lekarza, który pomoże mi w cierpieniu. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej, ból towarzyszył mi każdego dnia, o każdej porze. Znalazłam prywatną klinikę we Wrocławiu specjalizującą się w leczeniu endometriozy. Czas oczekiwania na wizytę pół roku... Ok, pomyślałam, przecież tam mi pomogą, wytrzymam. Leki przeciwbólowe towarzyszyły mi codziennie, bo nie byłam w stanie bez nich funkcjonować. W między czasie wróciłam do pracy pomimo, iż jej charakter wymagał wymuszonej pozycji stojącej, każda kolejna godzina była dla mnie bardzo trudna. Ale nadszedł dzień wizyty, nerwy, stres i nadzieja, że w końcu mi pomogą, że mój koszmar się skończy. Lekarz przeanalizował moją dokumentację medyczną, wykonał jeszcze USG. Był wściekły, zachowaniem poprzednich lekarzy, którzy zbagatelizowali moje objawy i błaganie o pomoc. Postawił nową diagnozę masowe przekrwienie miednicy i narządów wewnątrz jamy brzusznej. Moja miednica jest cała zajęta żylakami. Ciąża, którą zalecali poprzedni lekarze byłaby zagrożeniem życia zarówno dla mnie jak i dla nienarodzonego dziecka. Dziękowałam ze łzami w oczach, że w końcu ktoś mi uwierzył, że towarzyszy mi ciągły ból, że wie co mi jest. Dostałam adres do prywatnej kliniki Flebologii w Warszawie, gdzie zajmują się leczeniem chorych żył także wewnątrz brzucha. Po konsultacji stwierdzono istotne zaburzenia odpływu żylnego z narządów miednicy, który zagraża krwotokiem, udarem lub niewydolnością serca. Konieczny jest zabieg wenoplastyki i embolizacji. Niestety NFZ nie refunduje takiego leczenia. Koszt zabiegów to ok. 20 000 tysięcy zł. Nie posiadam oszczędności i nie jestem w stanie sama uzbierać takiej kwoty. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała prosić o pomoc, ale niestety nie mam wyjścia... Wiem, że w obliczu wojny w Ukrainie jestem tylko małą kroplą w morzu cierpienia. Nie tylko proszę ale wręcz błagam pomóżcie mi abym mogła żyć bez bólu."
Napisz komentarz
Komentarze