W początkach 1495 roku Włochy ogarnęła dziwna epidemia. Ludzie zapadali na schorzenia podobne do trądu, które jednak trądem nie było. Na intymnych częściach ciała pojawiały się twarde guzki wywołujące swędzenie. Później całe ciało pokrywało się wysypką zmieniającą się we wrzody. Chorzy cierpieli na bezsenność, bóle rąk, nóg. Ciało zaczynało gnić, odpadały dłonie, nosy, uszy.
Ta straszna choroba rozpowszechniała się niezwykle szybko. W 1495 roku opanowała Włochy, Francję, Niemcy. W 1496 dotarła do Anglii i Szkocji. Rok później "zdobyła" Polskę, w 1498 r. Węgry, a w 1499 Rosję i Turcję. W swym pochodzie przez Europę zmieniała nazwę. Zwano ją chorobą neapolitańską, francuską, niemiecką, polską. W początkach XVI wieku chorowało na nią 20% mieszkańców Europy. Strach przed nią był tak wielki, że izolowano chorych w odosobnionych miejscach, a nawet piętnowano żelazem. Uważano powszechnie, że choroba jest gorsza od trądu, dlatego też trędowaci protestowali przeciw umieszczaniu syfilityków w leprozoriach. Ówczesna medycyna niewiele miała do zaoferowania chorym. Początkowo zalecano jedynie modlitwę do św. Dionizego. W połowie XVI wieku choroba jakby zaczęła przygasać. Może pomógł święty Dionizy, a może zaczął być widoczny wpływ leczenia rtęcią, która choroby nie zwalczała jednak całkowicie, ale zmniejszała jej uciążliwość. Z czasem schorzenie zaczynało się przenosić na dzieci. Wzrosła gwałtownie ich śmiertelność. Zaczęto zastanawiać się, skąd wzięła się ta choroba i dlaczego z taką siłą wybuchła pod koniec XV wieku. Przypuszczano, że marynarze Kolumba przywlekli ją z Ameryki. Ustalono, że Indianie wprawdzie chorowali na kiłę, ale choroba nie występowała tam w stopniu epidemicznym. W Europie wcześniej nie rozróżniano trądu i kiły – określano je wspólną nazwą "lepra".
Z całą pewnością chorobę tę nosili Andegawenowie neapolitańscy, z których wywodził się król Ludwik Węgierski, ojciec królowej Jadwigi. Król Ludwik ostatnie swoje lata spędził w odosobnieniu w klasztorze, bowiem choroba poczyniła u niego wielkie postępy. Schorzenie to było dziedziczne, przekazane mu przez ojca.
Syfilis stał się też schorzeniem dziedzicznym Jagiellonów. Pojawił się w trzecim pokoleniu wśród synów Kazimierza Jagiellończyka. Pierwszym Jagiellonem, który poznał, co to jest syfilis, był Jan Olbracht. Zaraził się prawdopodobnie w roku 1497 "od pewnej niewiasty, która przymiot jako upominek z rzymskiego odpustu przyniosła". Śmierć dosięgła go w czterdziestym pierwszym roku życia. Następcą na tronie polskim, po Janie Olbrachcie został Aleksander. Z żoną żył zgodnie, małżeństwo było podobno szczęśliwe, dlatego też nie wiadomo kiedy i gdzie zaraził się. Umarł bezpotomnie w wieku czterdziestu pięciu lat.
Niektórzy historycy medycyny "czepiają się" również śmierci Kazimierza Jagiellończyka, późniejszego świętego. Oficjalnie przyjmuje się, że zmarł na gruźlicę, chociaż w rodzinie Jagiellonów nie występowała. Prawdopodobnie na syfilis zmarł król Zygmunt August. Świadczą o tym okoliczności jego śmierci. Zdrowie pogorszyło się gwałtownie. Spotęgowały się bóle w kończynach, męczyła go bezsenność. Zmarł bezpotomnie w wieku pięćdziesięciu dwu lat. Zarazić się miał od żony Barbary Radziwiłłówny, gdyż, jak chcą niektórzy, śmierć jej nastąpiła nie na skutek raka narządów rodnych, ale zaawansowanego syfilisa Szczęście miała królewna Anna Jagiellonka, że nie poślubiła Henryka Walezego, gdyż u Walczjuszy syfilis był na porządku dziennym. Królewski przymiot grasował także w polskim odgałęzieniu Wazów. Śmierć Jana Kazimierza i Władysława IV do złudzenia przypomina śmierć Jana Olbrachta. Zarazili się oni od Marii Ludwiki Gonzagi, - która była żoną ich obu - oczywiście nie jednocześnie. Maria Ludwika na pewno nie była wzorem cnót. Francuskiej choroby nabawiła od któregoś ze swych licznych kochanków.
Dworką Marii Ludwiki była Maria Kazimiera d'Arquien, znana jako późniejsza królowa Marysieńka, żona Jana III Sobieskiego. Przybyła do Polski mając pięć lat. Rozpieszczona, od dzieciństwa wyrosła na kobietę wyrachowaną, egoistyczną, skłonną do dworskich intryg. Jej atutem była uroda, zjednująca jej licznych wielbicieli. Najwierniejszym jej wielbicielem był Jan Sobieski. Maria poślubiła Jana Zamojskiego, bogatego magnata, ale jednocześnie pijaka i rozpustnika. Urodziła mu trójkę dzieci, ale zmarły one w niemowlęctwie. Przyczyną ich śmierci był syfilis, którym obdarzył żonę Zamojski. Maria Kazimiera leczyła się, ale na niewiele się to zdało.
Zamojski zmarł niespodziewanie w młodym wieku (38 lat). Młodą wdowę zaczęto posądzać o trucicielstwo. Było to poniekąd uzasadnione, gdyż tydzień po zgonie Zamojskiego poślubiła ona hetmana Sobieskiego. W lipcu Sobiescy wzięli ślub oficjalnie. Takie podwójne zaślubiny nie przysporzyły chwały Marii Kazimierze. Maria, będąc chorą wenerycznie, zaszła w ciążę i, aby urodzić żywe dziecko, wyjechała do Paryża na kurację.
W Paryżu urodziła syna Jakuba. Jest on szczególnie bliski mieszkańcom Oławy, ponieważ przez pewien czas mieszkał na zamku oławskim, a miasto przeżywało wtedy okres świetności. Marysieńka urodziła Sobieskiemu w sumie trzynaścioro dzieci, ale przeżyło tylko czworo. Jakub był synem hetmańskim, natomiast Aleksander, Konstanty i Teresa to już dzieci królewskie. Tym chyba należy tłumaczyć niechęć Marysieńki do Jakuba. Chociaż najstarszy syn Sobieskiego był ułomny fizycznie, ojciec wymarzył dla niego koronę królewską. W tym celu ożenił się z księżniczką neuburską Jadwigą Elżbietą, spokrewnioną z Habsburgami. Jan III Sobieski był chyba najbardziej schorowanym królem polskim. Bezpośrednią przyczyną śmierci był jednak syfilis. Sobieski zmarł rażony paraliżem syfi istycznym. Po śmierci męża, Maria Kazimiera zaczęła rywalizować z synem Jakubem o koronę polską. W sumie przegrał i Jakub, i Maria Kazimiera. Po
nieudanej elekcji Jakub osiadł w Oławie. Zona urodziła mu siedmioro dzieci, ale przeżyły tylko dwie córki: Maria Karolina i Maria Klementyna. Czy przyczyną śmierci piątki dzieci Jakuba była jego wrodzona kiła? Nie wiadomo, ale jest to bardzo prawdopodobne. Jakub Sobieski na starość zdziwaczał. Tułał się po różnych krajach Europy, zajmował się czarną magią, kabalistyką, popadł w dewocję. Podobno dla uspokojenia duszy wysłuchiwał trzech mszy dziennie. Zmarł w podeszłym wieku w rodzinnej Żółkwi. Faktem jest, że gdyby nie kiła, historia Polski potoczyłaby się inaczej. Dynastia Jagiellonów nie zgasłaby tak szybko, na tronie polskim nie zasiedliby Wazowie, nie byłoby potopu szwedzkiego itd., itd.
Na zakończenie przypomnę polityka, którego działalność miała wpływ na historię świata, a tym samym i Polski. Człowiek ten był od młodzieńczych lat trawiony przez syfilis. Włodzimierz Iicz Lenin, bo o nim mowa, urodził się w 1870 roku. Lenin to jego pseudonim, przybrany na cześć swej młodzieńczej miłości Leny Ostapowej, którą później kazał rozstrzelać. Po wydaleniu z uniwersytetu osiadł w Samarze i związał się z prostytutką Gruszą. Ona to prawdopodobnie "poczęstowała go" syfilisem. Sprawa tej choroby stała się problemem historycznym, gdyż co biograf, to udowodnione inne okoliczności zakażenia. Mówi się, że choroby nabawił się w Anglii, w Polsce w czasie słynnego pobytu w Poroninie. Niektórzy twierdzą, że to Nadieżda Krupska (jego żona) była syfilityczką. Prawdopodobnie problem ten nie zostanie rozstrzygnięty, bowiem Lenin, jako pomnikowy wódz rewolucji, ma życiorys tak wyczyszczony i spreparowany, że niewiele z niego można już wyczytać. Gdyby jednak udało się udowodnić, że jakaś lżejszych obyczajów góralka z Poronina "poczęstowała go" tą chorobą, byłby to "dowód", że Polska z komunizmem walczyła od niepamiętnych czasów, nie przebierając w środkach. Choroba w organizmie Lenina powodowała coraz większe spustoszenia. Miewał stany utraty przytomności, dostawał drgawek i zaburzeń pamięci. W 1922 roku dostał pierwszego wylewu krwi na tle syfilistycznym, wkrótce nastąpiły dalsze. Jego ciałem targał ból powodujący "zwierzęce" wycie. Zmarł od kolejnego wylewu 21 stycznia 1924 roku. Przeżył lat pięćdziesiąt pięć. Kto wie, jak rozwijałby się komunizm, gdyby żył dłużej? Dzisiaj, gdy syfilis jest już uleczalny, pojawiła się następna choroba • AIDS. Nie wiadomo, czy czasem i ona nie będzie miała wpływu na losy świata?
Stanisław Borkowski
Tekst ukazała się w Gazecie Powiatowej nr 6/1996
Napisz komentarz
Komentarze