Rozpoczynający uroczystość prezes Stowarzyszenia Kresów Wschodnich Tadeusz Kułakowski przypomniał, że od 2016 roku samorządowcy i mieszkańcy spotykają się na ul. 3 Maja przy wyjątkowej tablicy, aby uczcić pamięć i oddać hołd, tym którzy w bestialski sposób zostali zamordowani, zamęczeni przez UPA w 1943 roku. - Dziś w 2022 roku też jest lipiec i też mamy straszliwą wojnę - mówił prezes. - Widzimy każdego dnia, ilu ludzi ginie na Ukrainie, ilu zostaje kalekami, i widzimy równanie miejscowości ukraińskich z ziemią. Trwa wojna, która nam się nie wyobrażała. Jako państwo polskie, jako samorządowcy, ale i zwykli ludzie, otworzyliśmy nasze granice, przyjęliśmy prawie 4,5 miliona uchodźców. Otworzyliśmy nasze drzwi i serca dla Ukraińców. Współczujemy im. Liczymy na to, że ta wojna powinna się wkrótce skończyć.
Kułakowski powiedział o ogromnej wdzięczności, jaką widzi ze strony narodu ukraińskiego. Chodziło mu m.in. o osoby, które znalazły schronienie w naszym powicie. Odniósł się też do gestu prezydenta Ukrainy, który 11 lipca ma potępić rzeź wołyńską i skierować do parlamentu projekt ustawy o specjalnym statusie Polaków na Ukrainie. - Przed nami jest ogromna nadzieja, że nastąpi zbliżenie, prawdziwe zbliżenie Ukraińców i Polaków - mówił dziś rano Kułakowski. - Jest to ogromna szansa, i jeżeli - zarówno my, jak i oni - nie zaprzepaścimy tego, to przed nami ogromna nadzieja, że może być inaczej, że mogą żyć te narody wspólne w zgodzie. To jest wielka siła, jeżeli chodzi o Europę. To nadzieja, która będzie budowana na prawdzie.
Przy tej okazji prezes kresowego stowarzyszenia poinformował, że z inicjatywy Mirosława Krupskiego wystąpiono z wnioskiem do Rady Miejskiej odnośnie nadania nazwy ulicy w Nowym Górniki - imieniem Zygmunta Jana Rumla. To poeta, żołnierz, polski oficer w randze porucznika, który był wysłańcem strony polskiej na rozmowy z nacjonalistami. W okrutny sposób stracił życie podczas "Krwawej Niedzieli". - W filmie "Wołyń" jest scena rozrywania polskiego oficera końmi - to jest właśnie ten człowiek... - wyjaśnił Kułakowski. - Chcemy uczcić pamięć tego bohatera, męczennika.
Kułakowski kilka razy podkreślał, że ostatnio bardzo często towarzyszy mu myśl, że z jednej strony jest pamięć, a z drugiej wielka nadzieja, że narody mogą się pojednać. Że to idealny moment. - Sąsiadów poznaje się w biedzie, kiedy są potrzebie - dodał. - Dzisiaj pokazujemy, że mamy otwarte serca. I jest to ewenement na skale świata, odnośnie naszego stosunku do uchodźców.
Starosta Zdzisław Brezdeń powiedział, że kiedy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, i zaczęli do nas napływać uchodźcy, odbywały się wiece, gdzie wyrażano solidarność z narodem ukraińskim. Zaczął się wtedy zastanawiać, jak w tym trudnym czasie będzie świętowany 11 lipca? - W końcu jest to data, która głęboko tkwi w sercach, nie tylko tych nielicznych mieszkańców, pamiętających to straszne wydarzenie, ale też w naszej tożsamości głęboko tkwi problem związany z mordami na Polakach w Ukrainie - mówił. - Przez te kilka miesięcy widać było, jak to wszystko ewoluuje, myślę, że w nas, w Polakach tkwi ogromny zasób dobra. Przerobiliśmy w sobie głęboko tę traumę i inaczej patrzymy na rzeczywistość. Myślę, że ogromną rolę odegrało też pojednanie polsko-niemieckie i słowa biskupów wypowiedziane w latach 60. "wybaczmy i prosimy o wybaczenie". Ta sytuacja dzieje się teraz w relacjach między Polakami i Ukraińcami. To, że Polska jako kraj sąsiedzki otworzyła swoje granice i przyjęła tyle milionów ludzi, z takim otwartym sercem, życzliwie, świadczy o tym, że mamy w sobie ogromne pokłady dobra, wybaczenia oraz takiego chrześcijańskiego myślenia.
Starosta podkreślił, że dzisiejsza data też będzie kamieniem milowym w pozytywnych zmianach w relacjach między Polakami a Ukraińcami. - Zło trzeba nazwać złem, a dobro dobrem - mówił. - To wszystko, co się dzieje teraz jest pozytywnym prognostykiem na przyszłość. Polska jest trzecim krajem na świecie, który wspomaga Ukrainę. Nie wierzę, że naród ukraiński nie wyciągnie z tego wniosków. Wprost przeciwnie. Doceni to i w jakiś sposób przełoży się to na nasze wzajemne relację w przyszłości, bo jesteśmy pozytywnie skazani na siebie. Jeżeli nie daj Boże, zmarnowalibyśmy ten wielki potencjał, który się wytworzył w ostatnich miesiącach, to podejrzewam, że historia nam tego nie wybaczy. My jako Polacy zrobiliśmy ogromny krok, myślę, że taki sam czeka Ukrainę. Pewnie nie będzie im łatwo. Czytałem, co się działo w Polsce w latach 60., kiedy ten wielki głos biskupów wybrzmiał. Myślę, że na Ukrainie też będą toczyć się na ten temat wielkie dyskusję, ale wierzę, że elity ukraińskie dojrzały do tego, aby pójść w kierunku pojednania. Głębokiego, szczerego, otwartego. Już kiedyś powiedziałem, że marzy mi się Rzeczpospolita wielonarodowościowa, która w czasach dynastii Jagiellonów była potęgą.
W podobnym tonie wypowiadał się burmistrz Oławy Tomasz Frischmann. Dodał, że najważniejsza jest pamięć, ale też pomoc, zrozumienie, przebaczenie. - Każda wojna jest zła - mówił. - Będąc teraz państwem frontowym, otwieramy drzwi szeroko przed tymi, którzy uciekają przed przemocą i groźbą. Myślę, że ten sygnał od nas będzie bardzo dobry, abyśmy rozpoczęli nowy etap w stosunkach między Polakami a Ukraińcami.
Głos zabrał również prezes Koła Sybiraków Aleksander Maciejewicz. Do samorządowców mówił, że cieszy się, że zarówno oni, jak i mieszkańcy potrafią postawić się ponad podziałami i pomóc. Wspomniał, że na dworcu we Wrocławiu widział młode matki uciekające przed wojną. - Prowadziły dzieci, jedno małe niosło pluszową małpkę, matka przestraszonego kotka... - mówił. - Było to przykre. Miałem łzy w oczach. Później zobaczyłem wywiad w telewizji, wypowiadał się akurat mer Lwowa, i co mnie bardzo zaskoczyło... Ten pan używał takich sformułowań, że do Polski przyjeżdżają Ukraińcy, bo to jest baza przerzutowa, a docelowo jadą na Zachód, zostają tylko ci, którzy mają tu rodziny. Nie czułem tego ducha, który by powiedział "dziękujemy wam Polacy, bo zaczynacie nam pomagać". Zdziwiło mnie to. Tak, jak was słucham, to życzyłbym sobie, żebyście mieli państwo rację, że Ukraińcy nam to zapamiętają. Bardzo dobrze, że my to wszystko robimy, że pomagamy, ale po tym, jak podpisałem się pod stanowiskiem rady, że potępiamy tę wojnę, to miałem telefon od sybiraczki, która zapytała, kto mnie upoważnił, żeby w jej imieniu wystawiać takie stanowisko?! Co miałem powiedzieć, próbowałem mówić to samo, co dziś moi przedmówcy... Ale... Dobrze, żeby było tak, jak powiedzieli dziś samorządowcy, ale czy tak będzie, to nie wiem. Niektórzy nazywają to, co się stało 11 lipca 1943 roku incydentem. To nie był incydent. To był mord, którego się nie spotykało, z żywego człowieka ściągano skórę. Oni powinni nas przeprosić, powinni na kolanach nam dziękować. Przepraszam, ale musiałem powiedzieć to, co mnie boli, bo gdybym tego nie zrobił, to niektórzy sybiracy, by mieli dużo pretensji do mnie. Ta pani, która do mnie dzwoniła miała łzy w oczach i nie rozumiała, jak można było ot tak wybaczyć. Powiedziała mi "niech pan pamięta o jednym, że Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy". Ja myślę, że to nie jest sprawa Pana Boga, że Rosja najechała Ukrainę, po prostu Bóg pokazuje, jacy my ludzie jesteśmy ułomni. Za byle bzdet potrafimy wywołać wojnę....
Spotkanie przy pamiątkowej tablicy zakończył wójt gminy Oława. Artur Piotrowski, mówiąc, że bez pamięci nie ma tożsamości.
Agnieszka Herba [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze