Pogrzebowa funkcja kościółka św. Rocha skłania do kilku ciekawych refleksji. Pierwsza dotyczy układu wnętrza, które zupełnie nie odpowiadało funeralnemu przeznaczeniu, bo jeśli wejście usytuowane było zgodnie z rysunkami Wernera na północnej ścianie kruchty to kondukt żałobny musiałby wykonywać dość skomplikowane logistycznie manewry w niewielkim pomieszczeniu wychodząc ostatecznie z kaplicy na trakt, a nie na teren cmentarza położonego po przeciwnej stronie budynku! Ten mankament usunięto częściowo dopiero podczas rozległych prac budowlanych w latach osiemdziesiątych XVIII wieku lokalizując główne wejście na osi budynku w miejscu okrągłego okna. Następna refleksja dotyczy upamiętnienia uwolnienia królewicza z niewoli. Kaplica cmentarna jako dziękczynne wotum z powodu radosnego wydarzenia, używana sporadycznie przy okazji pogrzebów, położona po za murami miejskimi i w znacznym oddaleniu od siedziby dworu powinna wywoływać zakłopotanie takim zestawieniem. Jaki zatem cel mógł przyświecać fundatorom, którzy jak głosi niezachowana inskrypcja fundacyjna mieli ją wznieść w 1706 roku przed bramą brzeską, czyli pod miastem?
21 listopada 1706 roku (gdy niepewna była jeszcze kwestia terminu zwolnienia królewicza z niewoli) miała miejsce w Oławie wizytacja biskupia, zakończona protokołem, który można traktować jak bardzo dokładną inwentaryzację stanu posiadania ówczesnej parafii oławskiej pod wezwaniem św. Trójcy. Brak jest w tym dokumencie jakiejkolwiek wzmianki o kaplicy św. Rocha, a przecież biskupem wrocławskim i starostą generalnym w tym czasie był brat Elżbiety, Franciszek von Neuburg. Inwestycja w postaci kaplicy o takiej skali nie mogłaby zostać niezauważona w raporcie, który wymieniał nawet ilość szat liturgicznych na zakrystii. Samo uwolnienie królewicza nastąpiło później dlatego podawany 1706 rok jako budowy kaplicy w tej intencji jest zbyt wczesny.
Znacznie bardziej intrygujące jest przytoczone w inskrypcji fundacyjnej samotnie imię jednej z fundatorek – Casimira. Historycy niemieccy (jak na przykład Johann Georg Knie) przedstawiają Casimirę jako małżonkę królewicza i główną donatorkę. To imię jednak nie było żadnym z wielu imion małżonki Jakuba Sobieskiego i nie wiadomo tak naprawdę co miał na myśli ów anonimowy skryba pisząc o "staraniu królewskiej wysokości". Tytuł królewskiej wysokości przypadał jedynie koronowanym osobom, a wiadomo, że Królowa Marysieńka czyli Maria Kazimiera d`Arqien i jej synowa pozostawały zawsze w dobrych stosunkach. Najstarsza córka Jakuba i Elżbiety, Kazimiera była jeszcze zbyt małoletnia na fundatorkę. Mielibyśmy więc w Oławie nieoczekiwany ślad polskiej królowej, o ile oczywiście inskrypcja nie zawiera omyłki. Tę ciekawą i ekscytującą kwestię mogłyby pomóc rozwikłać oławskie archiwa Sobieskich, które obecnie znajdują się w białoruskim Mińsku. Ponadto odpowiedzi na kwestie, kto i w jaki sposób zarządzał terenem pozamiejskiego cmentarza, co oznaczało, że mógł też wznieść na niej budynek kościelny lub umożliwić takie przedsięwzięcie, a także kto go ostatecznie wzniósł, jest jeszcze przedmiotem naszych badań. Położenie kościółka przed bramą Brzeską i na skrzyżowaniu dróg prowadzących na północ przez Odrę, na wschód do Brzegu i na południe do Grodkowa i Nysy przypadkowe już nie jest, bo na podstawie archiwaliów można wskazać na potrzebę a nawet konieczność budowy dodatkowego obiektu kościelnego ze względu na dynamiczne zmiany wyznaniowe zachodzące w samej Oławie i najbliższej okolicy, o czym wspominają, aczkolwiek nieśmiało, historycy niemieccy.
Wśród szczególnie wymagających wsparcia znaleźli się katolicy zamieszkujący wsie po północnej stronie Odry (między innymi właśnie Minkowice). Aby wziąć udział w niedzielnych nabożeństwach w kaplicy zamkowej musieliby oni nie tylko pokonać znaczną jak na owe czasy i warunki drogę do Oławy, ale też przejść przez całe miasto i wejść na teren zamkowy, wchodząc jedynie przez Bramę Brzeską. Dlatego lokacja w jej pobliżu i po za miastem kościołka pełniącego rolę pomocniczą dla parafii z siedzibą w kaplicy zamkowej jest logiczna i uzasadniona. O takiej pomocniczej roli kościółka św. Rocha informuje w swoich "Przyczynkach do opisania Śląska" z 1783 roku Fryderyk Albert Zimmermann.
Rok 1786 jest dla kościółka znamienny. Ze względu na katastrofalny stan techniczny i bezpieczeństwo mieszkańców obiekt zostaje zamknięty przez radę miasta i niewiele brakowało aby podjęto decyzję o całkowitej rozbiórce. Miasto nie dysponowało koniecznymi środkami na niezbędny remont. To że w ogóle możemy oglądać św. Rocha dzisiaj tak, jak wyglądał przed prawie 250 laty, zawdzięczamy uporowi i przedsiębiorczości jednego człowieka oraz jego działaniom we wszystkich możliwych instancjach kościelnych i świeckich. Jest nim Franciszek Balthasar, proboszcz oławskiej parafii św. Trójcy. Intensywne zabiegi Balthasara umożliwiły pozyskanie ogromnych na owe czasy funduszy w wysokości 740 talarów śląskich, potrzebnych praktycznie do całkowitej odbudowy budynku. Odbudowy zrealizowanej wyłącznie dzięki miejscowym rzemieślnikom. Zachowane rozliczenia informują o zużyciu 70 000 cegieł, 100 ton wapna, ponad 50 wozach piasku, o 210 kopach dachówek (a kopa to 60 sztuk) i dużej ilości drewna konstrukcyjnego, desek i drewna na rusztowania oraz innych koniecznych materiałów. Budowę rozpoczęto bez zbędnego przewlekania już w 28 stycznia, a zakończono pod koniec grudnia tego samego 1787 roku. Powodem katastrofalnego stanu kościółka był jego system konstrukcyjny ścian czyli szkieletowa konstrukcja drewniana ścian z wypełnieniem ceglanym. Itotne było zastosowanie zewnętrznej okładziny, ceglanej tynkowanej lub tynkowej, która zakryła zupełnie konstrukcję drewnianą zachowując pozory masywności, co widać na rysunkach Wernera. Zastosowanie drewna iglastego do konstrukcji i szczelne zamknięcie jej w ścianie spowodowało szybkie zbutwienie drewna i utratę stabilności budynku. Ten fakt został opisany w raporcie dotyczącym przyczyny awarii ścian grożących katastrofą i prowadzącej do zamknięcia obiektu. Na rysunkach Wernera kościółek wygląda na budowę murowaną, choć w istocie nie był nią w pełni. Sposób budowania, udający lub maskujący faktyczny stan, moglibyśmy dzisiaj śmiało nazwać budżetowym. Taki też w istocie się okazał.
Jak już wspomniałem przy budowie zatrudnieni byli miejscowi fachowcy. Pieczę kierowniczą sprawował a też i całą budową kierował mistrz murarski Dionizy Riedelbach, sąsiad proboszcza Franciszka, luteranin. Ot taki wspaniały, choć nieoczywisty, przykład ówczesnej miejscowej ekumenii. Oprócz mistrza Dionizego niezbędni przy odbudowie okazali się cieśle, stolarze, kowale, szklarze, ślusarze, bednarze, malarze a nawet rymarz. Wszystkich z imienia i nazwiska wymieniają dokumenty budowy. To wtedy, jak już wspominałem, biorąc pod uwagę skalę prac, powstała sylweta i wnętrze jakie możemy podziwiać dzisiaj, bo dokumenty dokładnie wymieniają co zostało wykonane. Uroczyste ponowne otwarcie i poświęcenie kościółka nastąpiło 20 stycznia 1788 roku. Wzięło w nim udział liczne grono okolicznego duchowieństwa oraz goście z Brzegu. Czy tak świętowano by zwykłą kaplicę cmentarną a nie kościół pomocniczy? Franciszek Balthazar, urodzony w Piskorzowie, pisał swój raport ku pamięci i dla potomnych. Kto wskaże choć jeden oławski przyczynek historyczny, nieważne, niemiecki czy polski (pomijając archiwa oczywiście), który wspomniałby o tej postaci i o tej budowie? A przecież to jemu, Franciszkowi Bathasarowi, zawdzięczamy zachowanie jednego z najbardziej urokliwych zabytków oławskich. Nieoczywistości jest jeszcze ciąg dalszy.
Bowiem kościółek św. Rocha znany jest z jednego zabytku, który znajduje się w jego wnętrzu. To ołtarzowy obraz przedstawiający scenę Zwiastowania Marii. Historyczna tradycja przypisuje jego fundację także żonie królewicza Jakuba, Elżbiecie w 1706 roku. Czyni to jednak z pewnym wahaniem. I słusznie. Dokumenty archiwalne wskazują wyraźnie, że obraz ten znajdował się już wcześniej w Oławie i był ozdobą innego ołtarza, w innym kościele i kto inny był fundatorem. Ale o tym w następnym odcinku...
Napisz komentarz
Komentarze