Świadomość znaczenia kontaktów politycznych na oławskim zamku była dla światłych oławian oczywista. Jednak najlepszą ilustracją sposobu myślenia byłaby tu anegdota związana z portretem Karola XII, który zawisł w komnatach królewicza obok przedstawień świętych. Na kąśliwą uwagę osobistego duszpasterza, że nie godzi się wieszać konterfektu heretyka pośród wizerunków świętych, do których zanosi się modlitwy, królewicz Jakub miał odpowiedzieć, że portretu nie usunie, bo to ów heretyk przyczynił się do jego uwolnienia.
Królewicz Jakub wydał księdzu bardzo wyraźne osobiste polecenie co do sposobu przekazania kościoła w ręce luteran.
Stało się jednak inaczej. Dalej ksiądz Tichy pisze:
...Zebrawszy na powrót myśli, ruszyłem tedy z odpowiedzią ujmując w najznamienitszych słowach kamerdynerowi wszystkie zasługi, jakie jego niderlandzcy rodacy położyli gorliwie służąc religii katolickiej, nie szczędząc ni krwi i ciała, ni życia ludzkiego i dobra wszelakiego tak jakoby ową gorliwość za łaską dobrego Boga z mlekiem matki wysysali. I dlategóż na tej gorliwości polegając, której ów kamerdyner stał był się współuczestnikiem, poleciłem aby nas nie zdradził, jako że ołtarz był jeszcze w kościele, oraz przekazał Jego książęcej mości moje i katolickich mieszczan uniżone przeprosiny za to, że woli książęcej spełnić nie możemy, bo ołtarza w kościele już nie ma a nakaz jego książęcej mości dotarł do nas za późno. Co też ów kamerdyner uczynił, jak mu przykazałem, podczas gdy my nie szczędząc pleców i rąk naszych przenieśliśmy jak najrychlej ołtarz do Ratusza. Nie tylko to udało się uczynić ponad siły działając i ołtarz ratując ale też w miejsce po nim stary a lichy ołtarz stawiliśmy, co do 1699 roku Luteranom służył. I tak oto Luteranie zostali z niczym usłyszawszy od Jego książęcej mości, że żal mu wielce iż uprzednie ich prośby wcześniej nie były nadeszły, gdyż nowy ołtarz znajduje się już w Ratuszu. Gdy następnego dnia 4 grudnia w niedzielę zeszli się do kościoła miejscy i okoliczni katolicy nabożeństwa porannego słuchać i ów stary ołtarz na powrót ujrzeli w miejscu nowego, rozległ się tedy lament i płacz tak dojmujący, że nawet najtwardszy kamień ziemski byłby poruszony gdy celebrowałem ostatnią mszę. Zeszła się też do kościoła spora rzesza luteran chcąc słuchać mego pożegnalnego kazania i czy, jak to miałem w zwyczaju, będę obrażać króla szwedzkiego i jego luterańskich kompanów. Tej niedzieli nie było moim zamiarem przydawanie smutku katolikom ani czynienie radości luteranom swym pożegnalnym kazaniem, bo takie nie nastąpiło. Postanowiłem bowiem służyć dalej moim wiernym, czy to w kaplicy zamkowej czy to sprawiając niedzielną posługę w murach ratusza. Przy czym kaplica służyła przede wszystkim okolicznym wiernym, z których znaczna liczba zza Odry nie miała się gdzie na nabożeństwa gromadzić kładąc tedy 3-4 mile drogi do Oławy i którym służyłem bez wytchnienia za niewielkie ofiary i kieszonkowe. Owej niedzieli wznosił się także płacz luteran aliści nie z powodu naszego czynu, czy jak sądzono rabunku, a na okoliczność starego lichego ołtarza przed którym musieli się teraz gromadzić...
Franciszek Dismas Tichy , grudzień 1707 roku
Brak jak na razie dokumentów informujących o dalszych losach ołtarza, ale można przypuszczać, że został on już bez rozgłosu rozczłonkowany, kiedy znajdował się w ratuszu, w którym przejściowo proboszcz Tichy odprawiał nabożeństwa. Ołtarze zawsze potrzebowały odpowiedniej przestrzeni, a wnętrze kaplicy zamkowej było zbyt małe, aby pomieścić nie tylko ołtarz ale nawet sam obraz. W Oławie alternatywy dla nowej lokacji dla ołtarza nie było i należało ją stworzyć, choćby po to, aby uniknąć oskarżeń, że przy przekazaniu kościoła luteranom naruszono warunki konwencji. Mogłoby to być wykorzystane do próby osłabienia sojuszu Jakuba z królem Karolem XII. A to ostatnia rzecz, której życzyłby sobie królewicz w tym okresie. Sprawa była drażliwa i wymagała pilnych działań. W kaplicy zamkowej znalazły prawdopodobnie swoje miejsce niektóre rzeźby, a sam obraz, już bez pozostałych elementów ołtarzowych, musiał ozdobić inne wnętrze. Budowa nowej kaplicy poza murami miejskimi, która z jednej strony służyłaby katolikom z okolic Oławy, a z drugiej mieściłaby najcenniejszy element ołtarza - obraz, wydaje się właściwym krokiem. Przemawia za tym intensywna korespondencja, którą prowadził proboszcz Tichy pod koniec 1707 i całym 1708 roku z biskupstwem wrocławskim w sprawie pozostawionych własnemu losowi rzesz wiernych z okolicznych wsi a szczególnie zza Odry. Fundacja budynku przez małżonkę królewicza i lokalizacja na starym cmentarzu, przekazanym katolikom, mogła dodatkowo skutecznie pomóc w wyciszeniu wydarzeń. W takim ujęciu da się logicznie wytłumaczyć wielkość i położenie kościółka, pierwotne wejście utrudniające przebieg uroczystości pogrzebowych, a nawet fakt, że temat zwiastowania na obrazie ołtarzowym nie przystaje do przypisywanej funkcji pogrzebowej budynku ani do jego wezwania. Budowa kaplicy św. Rocha, jak wskazują bezpośrednio informacje z ksiąg miejskich, rozpoczęła się w połowie 1708 roku i trwała jeszcze przez następny rok. Pozwoliła praktycznie zadość uczynić potencjalnym problemom wiernych z brakiem przestrzeni kościelnej, a intencja, czyli uwolnienie królewicza w 1706 roku, dla wszystkich była zrozumiała i klarowna. Przyjęła się i dzisiaj nie budzi wątpliwości. W 1710 roku Franciszek Dismas Tichy opuścił Oławę obejmując probostwo we wrocławskim kościele pod wezwaniem św. Maurycego. Tyle dokumenty i historia.
Gdy przekracza się próg kościółka św. Rocha trudno oprzeć się wrażeniu, że obrazowi Zwiastowania podporządkowane jest całe wnętrze. Ściana prezbiterium jest obrazem wypełniona tak, że niewiele już miejsca pozostaje dla niewielkiego tabernakulum. Obraz pełni tu funkcję ołtarza. Dwie figury św. Zygmunta i św. Jakuba, które ustawione zostały we wnękach symetrycznie po obu stronach obrazu pełnią rolę uzupełniającą. Towarzyszyła im jeszcze figura Marii Magdaleny, ale przepadła w nie wyjaśnionych okolicznościach. Taka skromna świta po dawnej świetności. Obraz i figury umieszczone zostały w płytkich wnękach, a rachunki dotyczące odbudowy z 1787 roku potwierdzają wykonanie odpowiednich drewnianych szablonów dla tych wnęk. Zastanawiający jest też brak jakichkolwiek odniesień w wystroju wnętrza do głównego patrona kościółka.
Co stało się z pozostałymi elementami ołtarza i czterema innymi figurami? Nie wiemy nawet, jakich świętych przedstawiały. Mogły uzupełnić wnętrze kaplicy zamkowej lub być może zdobią jeszcze inne kościoły w bliższej lub dalszej okolicy. Dokumenty, które mogłyby pomóc odpowiedzieć te pytania, czekają na odkrycie.
Informacje o rzekomej rozbiórce ołtarza pod koniec czy po zakończeniu drugiej wojny światowej i pozostawieniu obrazu nie znajdują potwierdzenia choćby w przedwojennych zdjęciach wnętrza, jakie wykonano na zlecenie konserwatora zabytków prowincji dolnośląskiej. Układ elementów na ścianie prezbiterium jest identyczny, tylko figury w bocznych wnękach zamieniły się miejscami. Brak dodatkowego wystroju snycerskiego lub innych elementów ołtarzowych. A sam obraz? Historycy sztuki przypisują go Johannesowi Claessensowi, nadwornemu malarzowi biskupa Franciszka Ludwika Neuburga. Claessens zaliczany jest do kręgu malarzy związanego ze śląskim Rembrantem - Michałem Willmannem. Obraz oławski inspirowany jest dziełami włoskich mistrzów jak Cortona czy Maratta. Scena Zwiastowania, opisana w Ewangelii św. Łukasza w pierwszym rozdziale, była częstym motywem malarskim. Mamy tu osobę Marii, i zwiastującego anioła Gabriela z gałązką lilii - symbolem niewinności oraz gołębicę symbolizującą Ducha Świętego. Postać anioła bezpośrednio koresponduje z fundatorem, także Gabrielem - a pod anielską cherubinową twarzą kryje się sam marszałek dworu, którego wizerunek przekazuje nam śląski rytownik Johann Tscherning.
Oławski obraz nie jest niestety sygnowany w odróżnieniu do innego dzieła Classensa z roku 1708, które znajduje się w Nysie, przedstawia scenę zwiastowania, zdobiąc wnętrze kościoła pw. Zwiastowania Marii Panny. Oba obrazy, oławski i nyski, choć podejmują identyczną tematykę przekazują ją w odmienny sposób. Obrazu oławskiego na próżno też szukać w obszernych opracowaniach na temat barokowego malarstwa śląskiego. Pozostaje więc nadal obiektem do dalszych badań i dociekań. A może osoba nowego fundatora Gabriela Wyhowskiego "podpowie" dalsze kierunki poszukiwań autora malarza? Kto wie?
Piotr Grzegorz Seredyński Michał Seredyński
Napisz komentarz
Komentarze