- Pisał nam w listach, że oni chcieli wysłać chorągiew do naszego kościoła w Ottynii, ale to były czasy komunistyczne, więc nie dali rady - mówiła mi pani Zofia, mieszkająca wtedy w Mikowicach. - Tata był w Iraku, w Palestynie, potem walczył pod Monte Cassino. Z Armią Andersa przeszedł cały szlak bojowy. Z Jeruzalem przysłał mi złoty medalik z łańcuszkiem. Tak jak chorągiew, poświęcił go na grobie Pana Jezusa. Na medaliku kazał wyryć napis: Stanisław Krawczyk - Jeruzalem.
Pani Zofia sugerowała, że chorągiew mogła towarzyszyć żołnierzom także podczas walk we Włoszech. Prezes Dembiński nie wykluczył takiej możliwości. Przypomniał, że chorągwią opiekował się wtedy starszy ogniowy Antoni Hołdanowicz, który mógł być we Włoszech wraz z II Korpusem. Jednak w świetle listu Hołdanowicza z 1947 roku wątpliwe, by chorągiew dotarła do Włoch. Jedno jest pewne - trafiła do Anglii, gdzie w Blackpool przechowywana była pod opieką Hołdanowicza.
Prezes Instytutu Ryszard Dembiński, podobnie jak ksiądz Wojdak, uważał, że fundowanie przez żołnierzy-tułaczy chorągwi dla swojej parafii było raczej unikatową historią: - Nie słyszałem o takiej chorągwi dla innej parafii.
W 1974 roku Hołdanowicz, wtedy ostatni już z żyjących fundatorów chorągwi, przeczuwając swój bliski kres, zwrócił się do Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen.Sikorskiego w Londynie o przechowywanie cennej relikwii. - Niżej podpisany opiekun chorągwi kościelnej ufundowanej przez żołnierzy i oficerów za zezwoleniem gen. Andersa w Jerozolimie, przechowywanej i używanej w różnych uroczystościach religijnych i narodowych, dziś ze względu na mój wiek 81 lat, chcę zabezpieczyć i powierzyć tak cenną pamiątkę w ręce Wasze - pisał w liście do Instytutu. - Załączam przy niniejszym 3 fotografie celem wglądu i wyrażenia zgody na dostarczenie w ręce Muzeum, bo może Bóg pozwoli, że będzie doręczona na miejsce przeznaczenia.
Rotmistrz Dembiński wspominał, że Hołdanowicz bardzo martwił się o tę chorągiew: - Dbał o nią. Cały czas chciał, aby wróciła do ich rodzinnego miasteczka. Powiedziałem mu, żeby dostarczył chorągiew do Instytutu, a on, mając wtedy ponad 80 lat, osobiście ją przytaszczył. Biuro mam na trzecim piętrze, więc było co dźwigać. Trafiła do specjalnie zrobionej skrzyni, jak Arka Przymierza, i znalazła swoje miejsce w muzeum.
Na kartce, przyklejonej do wieka, odręcznie skreślono słowa: "Chorągiew kościelna ufundowana przez oficerów, żołnierzy w Jerozolimie i przeznaczona dla kościoła parafialnego w Ottynii, województwo Stanisławów. Ma być dostarczona do wolnej Polski. Zdeponowana z dokumentami do Muzeum przez opiekuna tejże. Antoni S. Hołdanowicz".
Po wojnie chorągiew brała udział w uroczystościach patriotyczno-religijnych emigracji, m.in. w Manchesterze. Tymczasem byli mieszkańcy Ottynii i pobliskich miejscowości, dla których przecież fundowana była ta chorągiew, najprawdopodobniej w ogóle nic o niej nie wiedzieli, choć po przesiedleniu na Ziemie Zachodnie cały czas trzymali się razem i kultywowali tradycję.
*
W 1992 roku Tadeusz Kukiz (ojciec tego Pawła Kukiza), ówcześnie popularyzujący Madonny Kresowe także na naszych łamach, wspomniał w czasopiśmie "Strzecha Stryjska" o książce, w której natknął się na informację o ottynijskiej chorągwi, przechowywanej w londyńskim muzeum. Ponieważ znał kilka osób pochodzących z Ottynii, skontaktował się z nimi i przekazał informację o swoim odkryciu. W 1996 roku trafili oni do Ligoty z zamiarem zorganizowania zjazdu kresowiaków. Po wielu rozmowach i przygotowaniach, w listopadzie 1996 do Instytutu Polskiego w Londynie wysłano list podpisany przez Jana i Władysława Boczarów, Kazimierza Twardowskiego i Kazimierza Krawczyka - byłych parafian kościoła w Ottynii, oraz przez ks.Józefa Wojdaka - proboszcza w Ligocie Książęcej i kanonika Kapituły Metropolitalnej we Wrocławiu ks. Stefana Holowicza. Napisano w nim m.in.: "Pragnąc, chociaż z wielkim opóźnieniem, zrealizować życzenia naszych braci, żołnierzy II wojny światowej, walczących w Polskich Silach Zbrojnych na Zachodzie, by ufundowana przez nich chorągiew jako wotum wdzięczności za wyzwolenie z piekła bolszewickiego, wykonana i poświęcona w Ziemi Świętej, umieszczona została przed cudownym obrazem Matki Boskiej Wniebowziętej w kościele pod Jej wezwaniem w Ottynii, informujemy, iż po odebraniu Polsce tych ziem, obraz, o którym mowa, przewieziony został wraz z ołtarzem przez opuszczających Kresy Wschodnie parafian ottynijskich na Śląsk i umieszczony w kościele w Ligocie Książęcej (diecezja wrocławska)".
Prezes Dembiński odpisał w styczniu 1997, że właśnie w Ligocie jest najodpowiedniejsze miejsce dla chorągwi, która nie tylko będzie umieszczona przed ołtarzem, przy którym modlili się jej fundatorzy, ale również będzie doskonałym świadectwem dla młodych. - Przywiązanie kresowych ludzi do ich ziem i polskiej racji stanu będzie jeszcze raz podkreślone - pisał rotmistrz Dembiński.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy trwała wymiana korespondencji między byłymi mieszkańcami Ottynii a Londynem, do Instytutu napisała też kustosz Muzeum Historycznego z Wrocławia Irena Zielińska. Chciała, aby chorągiew przekazać jej, do muzeum. W Londynie uznali jednak, że na to jest jeszcze za wcześnie.
*
W 1997 roku spełnił się testament fundatorów chorągwi. Wróciła ona do wolnej Polski. Stało się to możliwe dopiero po pięćdziesięciu trzech latach. Nie wróciła wprawdzie na Kresy, tylko do Ligoty Książęcej, ale tu właśnie bije teraz serce tamtej przedwojennej polskiej Ottynii. 12 marca tamtego roku w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, w Sali Sztandarowej, w obecności licznie zebranych weteranów walk stoczonych pod dowództwem generała Andersa oraz byłych mieszkańców Ottynii, prezes Dembiński przekazał chorągiew księdzu proboszczowi Józefowi Wojdakowi. W uroczystości udział wzięli także otynianie, dzięki którym powrót chorągwi stał się możliwy: Jan i Władysław Boczarowie oraz Kazimierz Twardowski.
Na uroczystość przybył też 85-letni major Florian Porębski, urodzony w Ottynii, pokazywał wszystkim obrazek Najświętszej Panny Ottyńskiej, który nosił zawsze przy sobie w trudnych sytuacjach.
- Gdy ks. Józef Wojdak zwrócił się do rotmistrza Dembińskiego, dziękując Instytutowi za opiekę, a potem zagrzmiał mickiewiczowską recytacją o miłości Polaka do ojczyzny, spostrzegłam, że wiele okularów podejrzanie się zapociło - relacjonowała potem w londyńskim "Dzienniku Polskim" Zofia Sikorska Ratscha. - Potem ksiądz ucałował kraj chorągwi. Miałam chęć zrobić to samo.
15 sierpnia, niemal dokładnie 23 lata temu, chorągiew uroczyście wprowadzono do świątyni w Ligocie Książęcej, gdzie przez lata eksponowana była w specjalnej gablocie. Obecnie, z powodu remontu kościoła, przechowywana jest na plebanii.
Dziś już niewielu mieszkańców Ligoty Książęcej pamięta tę historię, bo czas robi swoje. Coraz trudniej spotkać prawdziwych ottynian. - Chyba ostatnich teraz chowam - przyznaje ks. proboszcz Stanisław Nowak. - Miałem tu niedawno jedną panią, której nawet obiecałem, że przyjdę z dyktafonem, bo takie interesujące historie opowiadała. Nie zdążyłem. Parę tygodni później zeszła z tego świata. Tamto najstarsze pokolenie po prostu odchodzi. Dla tego średniego, które już tu się rodziło, to jest już tylko historia. Nieco inaczej podchodzą do tego wszystkiego, choć szacunek dla dobra przywiezionego z Ottyni widać w zatroskaniu o miejscowy kościół.
Ksiądz Nowak zapewnia, że po obecnym remoncie chorągiew wróci na swoje miejsce - ponownie będzie umieszczona w prezbiterium, w widocznym miejscu.
*
Tekst ukazał się w "Gazecie Powiatowej" w lipcu 2020 roku
Napisz komentarz
Komentarze