Data 1 września nie była przypadkowa. - Chcieliśmy w ten sposób uczcić ofiary II wojny światowej, a poza tym gdy nasza misja zakończy się sukcesem, to te środki, które tutaj spoczywają, mają posłużyć temu, aby wojen więcej już nie było - mówił nam wtedy Roman Furmaniak, prezes polsko-niemieckiej fundacji "Śląski Pomost". - Te dobra, które tu Niemcy pozostawili, mają się przysłużyć czynieniu dobra.
Wolontariusze i członkowie Fundacji dotarli na początku września do głębokości około 5 metrów. Niestety, pompy wykorzystywane do odsysania wód podskórnych po dwóch tygodniach wysiadły i trafiły do naprawy, a cenny depozyt, który miał być ukryty pod dawną oranżerią w Minkowskich, nie został wydobyty. Do prac potrzebne są dodatkowe urządzenia.
Jak już informowaliśmy, po roku prac poszukiwawczych na terenie pałacu w Minkowskich Fundacja "Śląski Pomost" ogłosiła, że natrafiła na jeden z depozytów zlokalizowanych pod dawną oranżerią. Ich zdaniem obiekt, na który trafili na sporej głębokości, a który opisują jako metaliczny podłużny pojemnik o średnicy 50 cm i długości 1,3-1,5 metra, zawiera majątek złożony w depozyt przez mieszkańców Breslau w miejscowym Reichbanku w ostatnich dniach II wojny światowej. Miałyby to być sztabki złota, biżuteria i złote monety. Ten pierwszy z trzech ładunków, jakie mają się znajdować pod oranżerią, powinien zawierać depozyt z pierwszych 18 skrzyń i ważyć około 4,2 tony. Pozostała zawartość 30 skrzyń ukryta ma być w dwóch kolejnych skrytkach, w sumie dając złoto o wadze ponad 10 ton. W sumie chodzi o 48 skrzyń ze skarbami ukrytymi przez nazistów. Ustalenie ich lokalizacji udało się po odczytaniu tajemniczego Dziennika wojennego oraz listu jednego z niemieckich przywódców do Ingi - jego kochanki z Minkowskich.
Prac do dzisiaj nie wznowiono. Czy będą wznowione? To zasadne pytanie, bo w najnowszym numerze miesięcznika "Odkrywca" ukazał się ciekawy materiał podważający sens tych prac. Otóż Grupa Eksploracyjna Miesięcznika Odkrywca otrzymała od "Śląskiego Pomostu" możliwość przebadania niektórych materiałów, na podstawie których Fundacja doszła do swoich wniosków w sprawie lokalizacji depozytu. Najważniejsze wnioski ekipy Odkrywcy (choć wciąż wstępne) są następujące:
- Odrzucono hipotezę, że Dziennik wojenny jest w całości sfałszowany, a podane tam informacje nie są prawdziwe.
- Ekipa Odkrywcy wykluczyła jednak Minkowskie jako miejsce składowania depozytu. Mało tego, nazwa Minkowskie w ogóle w Dzienniku nie występuje.
- Badacze poddali także w wątpliwość oryginalność listu do Ingi, który wprost łączył depozyt z pałacem w Minkowskich.
Po opublikowaniu tych wstępnych wniosków w łamach miesięcznika "Odkrywca", na profilu FB Fundacji "Śląski Pomost" ukazał się wpis nawiązujący jedynie do pierwszego z nich: "Wstępne wyniki weryfikacji są pozytywne, muszę przyznać, że byliśmy tego całkiem pewni. Pamiętnik Wojenny ma ponad sto lat, nie tylko 70+, nazwiska i wydarzenia całkiem trafne i to jeden z niewielu jeśli nie jedyny pisany dokument z tamtego okresu. Temat z pewnością jest co najmniej sensacyjny".
Ekipa Odkrywcy dorzuciła więc swój komentarz: - Mały dodatek do ich komunikatu: "wstępne wyniki" nie do końca są pozytywne. Jednym z najważniejszych odkryć jest to, że miejscowość Minkowskie NIE jest wymieniona w "Dzienniku". To może być nieco bolesne dla Fundacji, ponieważ to jedyne miejsce, gdzie prowadzone są w tym momencie prace poszukiwawcze. Wspomnieliśmy o tym w listopadowym wydaniu miesięcznika Odkrywca (materiał Łukasz Orzeł Orlicki). Podobnie także dokumenty towarzyszące "Dziennikowi", jak na przykład pewien znany list do Pani I., nie wygląda - delikatnie mówiąc - zbyt obiecująco i nie stanowi jednej całości z "Dziennikiem". Oznacza to, innymi słowy, że NIE MA żadnego dowodu na ukrywanie czegokolwiek w Minkowskim...
Czy to oznacza koniec prac poszukiwawczych w pałacu? Zobaczymy. W grudniu Odkrywca zapowiedział kolejny tekst poświęcony Dziennikowi wojennemu.
Nie jest wykluczone, że znów pojawi się wątek oławski, znany z naszych wcześniejszych tekstów. Oto fragment artykułu sprzed roku:
*
- Pana Stanisława poznałem dość dawno - mówi administrator jednego z pałaców znajdujących się na terenie powiatu oławskiego (prosi o anonimowość, więc od tej pory będę go nazywał Administratorem). - Przyjechałem do pałacu wieczorem, a on chodził sobie po dziedzińcu. Słyszę, że coś gada sam do siebie, ale tak, żebym słyszał. Tyle razy tu jestem - mówił - ale za każdym razem widzę, że tu się nic nie robi. Wkurzyło mnie to, więc podszedłem i zaczęła się rozmowa. Przedstawił się jako Stanisław (padło też nazwisko). Pan po sześćdziesiątce. Z tego, co mi mówił, mieszkał w Jelczu-Laskowicach. Powiedział, że zakochał się w przypałacowym parku, do którego przyjeżdżał ćwiczyć, a potrzebował dużo ruchu. Mówił mieszając słowa polskie z niemieckimi, co tłumaczył tym, że dużo mieszka w Niemczech. Poruszał się jednak autami na oławskich numerach rejestracyjnych. Jeździł volkswagenem i mercedesem.
Jak mówił, do przypałacowego parku przejeżdżał czasem nawet 2-3 razy dziennie, co samo w sobie już było dziwne, ale potem było jeszcze dziwniej. Powiedział, że jest z urodzenia Polakiem, ale ma obywatelstwo niemieckie, bo... został adoptowany przez pułkownika Michaelisa - tak, tego samego, który miał być autorem słynnego Dziennika Wojennego, na podstawie którego w Minkowskich trwają teraz poszukiwania 10 ton złota, przy czym autor wskazuje jeszcze kilkanaście innych skrytek z mieniem zrabowanym przez nazistów i ukrytym w ostatnich dniach wojny.
- Powiedział mi, że te Dzienniki Wojenne dostał od tatusia, czyli właśnie tego Michaelisa - opowiada Administrator (to, że pan Stanisław tak mówił, potwierdziła mi wrocławska dziennikarska, interesująca się skarbami III Rzeszy, która też z nim rozmawiała, a rozmowę nagrała). - Opowiadał mi o tym, że ten Michaelis organizował transport dzieł zrabowanych przez Niemców, a potem zapakowanych m.in. w Krakowie. Twierdził, że Michaelis go adoptował, ale coś mi tu nie grało, bo przecież nie był taki stary, a od wojny minęło już tyle lat. W każdym razie opowiadał mi, że kupił sporo ziemi w górach, kilkaset hektarów, od Polanicy aż pod Srebrną Górę. A to bardzo ciekawy teren, zwłaszcza dla kogoś, kto interesował się dobrami zrabowanymi przez Niemców, a potem wywożonymi, by gdzieś dobrze ukryć.
Pan Stanisław chwalił się Administratorowi, że to właśnie on sprzedał słynny Dziennik Wojenny twórcy Polsko-Niemieckiej Fundacji Śląski Pomost, która właśnie teraz próbuje odnaleźć skrytki wskazane w dzienniku i zaczęła od Minkowskich. Ponoć w rozmowie padła nawet kwota 200 tys. zł, za które dziennik miał być sprzedany.
- Ale mówił mi też, że z tego dziennika żyletką wyciął mapki pokazujące ukrycie tych nazistowskich skarbów - opowiada Administrator...
*
O sprawie poszukiwania nazistowskich depozytów w pałacu Minkowskie pisaliśmy wielokrotnie:
Napisz komentarz
Komentarze