24 listopada Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami z Wrocławia i wolontariusze z oławskiego przytuliska odebrali właścicielowi skrajnie wychudzoną, pokrytą ranami sunię o imieniu Czarna. Do zdarzenia doszło w Grodkowie w powiece brzeskim.
Zdaniem wolontariuszy nad suczką długo się znęcano, utrzymując ją w stanie nieleczonej choroby. - Aż trudno sobie wyobrazić jej cierpienie - mówi Izabela Kadłucka, rzeczniczka prasowa TOZ. - Jest łysa, z ranami na głowie i uszach. Od bardzo długiego czasu żyje w stanie niewyobrażalnego cierpienia. Cała jej skóra jest czerwona, w małych ranach, miejscami tworzą twardą skorupę. Sunia jest dodatkowo w bardzo złym stanie psychicznym. Gdy ją zabierano, bała się wyjść na otwartą przestrzeń. Chciała poruszać się tylko pod ścianami albo przy samochodach. Przy każdym ruchu się drapie. Wiemy też, że była jeszcze jedna suczka, ale 2 tygodnie wcześniej umarła... Nie doczekała pomocy. Była w podobnym stanie. Serce pęka, gdy pomyślę, jak długo musiała się męczyć przed śmiercią i w jakim cierpieniu umierała, nie doczekawszy ani na moment ulgi od bólu.
Zwierzęta mieszkały w małym brudnym kojcu. Miały wejście do budynku gospodarczego, w którym trzymano też węgiel. Nie było tam jednak żadnych legowiska ani nawet słomy, żeby mogły się na niej położyć. To oznacza, że na pewno marzły. Z zebranych przez wolontariuszy informacji wynika, że suczki czasem chodziły same po wiosce. W tej sytuacji aż trudno uwierzyć, że widząc cierpienie zwierząt sąsiedzi nie reagowali i nie interweniowali. A jednak.
- Uratowana suczka jest mocno wychudzona - dodaje Kadłucka. - Znaleźliśmy ją w stodole u sąsiadów jej właściciela. Spała w sianie.
Wolontariusze ustalili, że należy do właściciela firmy transportowej. Jego żona jest nauczycielką. Można więc podejrzewać, że mieli pieniądze na leczenie suczki i zapewnienie jej godziwych warunków życia. Dlaczego tego nie zrobili? Nam nie udało się z nimi skontaktować.
- Rozmawiając z nami właściciel suni twierdził, że był z nią u weterynarza, a ten powiedział mu, że jej wygląd jest wynikiem przebiałkowania, bo ponoć jadła bardzo dużo kości po świniobiciu - mówi rzeczniczka. - Twierdzi też, że kilka miesięcy temu weterynarz zalecił eutanazję, ale on "nie miał serca" uśpić psów.
Patrzą cna to, jak wygląda zwierzę, trudno w to uwierzyć. Sprawa zajmuje się policja. Jak mówi Patrycja Kaszuba, rzecznik prasowy KPP w Brzegu, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa policjanci otrzymali 24 listopada od wrocławskiego TOZ-u i na tej podstawie podjęli czynności sprawdzające. Obecne prowadzą postępowanie w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami, a nie przeciwko konkretnej osobie. Nikomu jeszcze nie postanowiono żadnego zarzutu.
- Na razie właściciela psa przesłuchano w charakterze świadka - mówi. - Jeżeli czynności wyjaśniające wykażą, że dopuścił się zaniedbań, wówczas zostaną mu postawione zarzuty o znęcanie się nad zwierzęciem. Za taki czyn grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Na wyjaśnienie wszystkich okoliczności tej sprawy policjanci mają 2 miesiące. Dopiero wtedy będzie więc wiadomo, czy i komu zostaną postawione jakiekolwiek zarzuty.
Agata Jędroś, radca prawny z kancelarii Olesiński i Wspólnicy we Wrocławiu, która pomaga organizacjom zajmującym się ochroną zwierząt, mówi, że utrzymywanie psa w stanie rażącego zaniedbania i nieleczonej choroby jest formą przestępstwa. Za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem, a w tym przypadku - jej zdaniem - mamy z tym czynienia, grozi kara nawet do 5 lat pozbawienia wolności. Sprawcy takiego czynu sąd może też zakazać posiadania zwierząt oraz nałożyć na niego karę grzywny.
Nowe życie i nowe imię
- Gdy Czarną zabierano, była przerażona, ale ani przez moment agresywna - mówi rzeczniczka TOnZ. Po interwencji trafiła do oławskiej przychodni weterynaryjnej AksVet, gdzie otrzymała stosowną opiekę. Po przebadaniu lekarz stwierdził, że jest bardzo zaniedbana i wymaga stałej opieki, polegającej główne na częstych kąpielach. Trzeba więc było bardzo szybko znaleźć jej nowy dom i kogoś, kto się nią zaopiekuje. Na szczęście nie trzeba było długo czekać.
- Teraz to Maja, a nie Czarna - mówi nowa właścicielka suczki, która zjawiła się w przychodni zaraz po tym, jak opublikowano zdjęcia chorego zwierzaka z informacją, że potrzebuje domu. - Wtedy tak się nazywała, bo wiodła takie straszne życie. Obecnie jej życie się zmieniło na lepsze i ma nowe imię. Nawet teraz trudno mi mówić o tym, co czułam, gdy ją zobaczyłam. Łzy same cisnęły się do oczu. Aż trudno sobie wyobrazić, że została tak skrzywdzona przez człowieka. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym dorwała tego, kto jej to zrobił. Bólu i okrucieństwa, jakie przeżyła ta sunia, nie da się opisać. Jest straszne chuda. Trzeba ja karmić częściej i małymi porcjami, bo wszystko łyka, nie gryzie. Cały czas jest też nieufna, ale wraca do zdrowia, jej skóra już jest w dużo lepszym stanie i zaczyna jej odrastać sierść. Przez to, w jakich warunkach żyła, ma problemy z sercem, nerkami i tarczycą. Już do końca życia będzie musiała brać leki, ale wierzę, że będzie coraz lepiej. Już jest lepiej...
Rodzina, która zaopiekowała się Mają, chce pozostać anonimowa, bo - jak mówią - tu ne chodzi o nich, tylko o dobro suni, która zastąpiła miejsce jednego z ich dwóch psów, który niedawno umarł ze starości. Gdy ją zobaczyli, od razu wiedzieli, że będzie ich. Urzekły ich jej oczy. Teraz opiekują się nią na przemian, bo tego potrzebuje. Jeszcze nie poznała ich drugiego psa, bo wciąż potrzebuje dużo spokoju, a on jest młody i zwariowany. Ale coraz odważniej wychodzi na spacery i poznaje teren wokół domu.
W internecie trwa zbiórka na leczenie suni, bo ono trwa i najprawdopodobniej będzie konieczne do końca jej życia. Jej nowi właściciele twierdzą jednak, że sobie z tym poradzą. Pieniądze ze zbiórki przekażą natomiast wrocławskiemu oddziałowi TOZ.
Napisz komentarz
Komentarze