Sąd mógł podjąć dwie decyzje - albo utrzymać wyrok uniewinniający Ludmiłę, albo uchylić sprawę do ponownego rozpoznania. Ponieważ sąd miał wątpliwości, bo nie można było ustalić jednej wersji zdarzenia, czyli kto zadał śmiertelne ciosy, wyrok uchylił
- I bardzo dobrze - komentuje prokurator Hanna Wojciechowska z Prokuratury Rejonowej w Oławie - bo wyrok uniewinniający był niesłuszny. Moim zdaniem można ustalić, kto był zabójcą, stąd nasz akt oskarżenia.
Sytuacja była prawnie bardzo ciekawa, bo w jednym pomieszczeniu przebywały trzy osoby, powiązane ze sobą różnymi relacjami. Jedna z nich ginie, a pozostałe dwie osłaniają się wzajemnie - to syn z matką, która mogła być ofiarą przemocy domowej. W efekcie prokuratura oskarżyła matkę o zabójstwo, ale sąd pierwszej instancji ją uniewinnił. Teraz z kolei to uniewinnienie uchylił Sąd Apelacyjny i proces przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu będzie się toczył jeszcze raz.
Przypomnijmy fakty
Ostatnie miesiące 2021 roku, Jelcz-Laskowice, osiedle, blokowiska pracownicze. Sąsiedzi słyszą płacz, jest awantura, przyjeżdża policja. Na miejscu zastaje zakrwawione ciało mężczyzny i płaczącą kobietę, wzywającą pomocy. Po chwili do mieszkania wchodzi jej syn, w samej kurtce, z gołym torsem, co zdziwiło policjantów, bo był listopad. Chłopak nie ma jeszcze 15 lat. W protokole zatrzymania nieletniego policjant zapisuje, że może być podejrzany o dokonanie zabójstwa. Prokuratura go jednak nie oskarża.
Ludmiła i Olek poznali się rok wcześniej w Polsce. Kiedy skończyły im się wizy i musieli opuścić kraj, zamieszkali razem u jej mamy, a wraz z nimi był jej syn Dymitr z poprzedniego związku. W 2019 oboje znów podjęli pracę w Polsce, tym razem w Jelczu-Laskowicach. Zamieszkali w wynajętym obok zakładu mieszkaniu, na początku listopada był z nimi Dymitr.
Feralnego dnia Ludmiła i Olek mieli nockę, wrócili do domu nad ranem. Ona po czwartej, on dwie godziny później. Był już porządnie napity, co zdarzało mu się także wcześniej. Po alkoholu wszczynał awantury, był agresywny wobec partnerki.
Tego poranka, gdy wstał Dymitr, piła już cała trójka. Co chwilę któreś z nich wyskakiwało do pobliskiego sklepu po kolejną porcję piwa czy wódki. Świadkowie zwrócili uwagę, że podczas jednego z tych wyjść Olek ledwo stał na nogach, nawet przewrócił się, a Dymitr pomagał mu dotrzeć do mieszkania. Nic nie zapowiadało tragedii.
Atak
Co było dalej, wiemy tylko z zeznań matki i syna, częściowo sprzecznych, na dodatek obarczonych sporą ilością spożytego alkoholu i relacjami, jakie ich łączą, ale częściowo mającymi pokrycie w śladach pozostawionych na rzeczach, przedmiotach oraz ich ciałach.
Ludmiła zmorzona nocną pracą położyła się spać, a Olek zaproponował chłopcu wódkę. Młodemu nie smakowała, więc wlał ją w siebie, po czym opowiadał chłopcu coś o zazdrości, o Ludmile, więc wzburzony zrobił się głośny. Kobieta się przebudziła. - Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła i zwróciła partnerowi uwagę, co go jeszcze bardziej rozwścieczyło. Zaczął ją wyzywać, także chłopca. Wkurzony pchnął partnerkę na łóżko, próbował ją uderzyć, a syn zaczął matki bronić, być może uderzył Olka w twarz. Ten na moment się uspokoił, ale po chwili wkurzony zachowaniem młodego i kobiety Olek z hukiem wyrzucił przez balkon ekspres do kawy i laptop. Przestraszony Dymitr poszedł po rozbity sprzęt, a gdy ponownie stanął w drzwiach, ujrzał, że Olek dusi matkę. Tym razem Dymitr zdzielił kilka razy pięścią Olka, rozbił mu wargę. Ten z kolei rozdarł chłopcu koszulkę. Według zeznań Ludmiły, gdy wydawało się, że już po awanturze, Olek poszedł do kuchni i wyszedł stamtąd z nożem. Ruszył z atakiem na młodego. Doszło do przepychanek, w wyniku których Ludmiła stając w obronie syna pchnęła Olka, a syn zabrał mu nóż. Zgiął go i wrzucił do szafki pod zlewem. Zdjął podartą i zakrwawioną koszulkę, ubrał kurtkę na gołe ciało i zdenerwowany wyszedł. Gdy wrócił, w mieszkaniu już była policja, wezwana przez matkę. Momentu śmierci Olka nie widział. Tak twierdzą oboje - matka i syn. Jego zeznania różnią się jednak od zeznań matki. Np. według Dymitra noża znalezionego w szafce pod zlewozmywakiem wcale nie zginał, tylko ten sam się zgiął podczas ataku Olka na niego. Już wcześniej mówił też swojemu ojcu, że Olek bije matkę i wszczyna awantury. O tym jednak jego matka policjantom nie powiedziała.
Skoro oboje zeznali, że Dymitr nie widział momentu śmierci Olka, możemy opierać się tylko na zeznaniach Ludmiły. Te jednak są sprzeczne. W pierwszej wersji po wyjściu Dymitra z mieszkania kobieta chciała iść za synem i właśnie się ubierała, gdy Olek wrócił w nożem. Powalił ją, siadł na niej, zamachnął się, ale zdążyła złapać ostrze. Wtedy się skaleczyła w obie dłonie - faktycznie ręce miała pocięte. Gdy mężczyzna zobaczył krew, uspokoił się i na chwilę odpuścił. Ludmiła poszła do kuchni, ale wcześniej wyrwała Olkowi nóż i wrzuciła do zlewu. Gdy opatrywała rękę, mężczyzna stał przy zlewie i groził, że ją zabije. Gdy znów doszło do szarpaniny, złapała nóż i uderzyła mężczyznę. Jak twierdzi - w obronie własnej, nie chciała zabić.
Druga wersja Ludmiły mówi, że gdy oboje z Olkiem stali w kuchni, aby uniknąć kolejnego ataku pchnęła go i wybiegła. W wyniku odepchnięcia Olek odbił się od blatu i nadział na nóż, który musiał wtedy trzymać w ręce. Próbowała go ratować, potem zadzwoniła na pogotowie, a nawet do jego matki. Policjantom powiedziała, że nie miała zamiaru go zabić - nawet nie wiedziała, że gdy pchnęła Olka, ten trzymał w ręku nóż. Biegli jednoznacznie wykluczyli jednak wersję, że pchnięty mężczyzna nadział się na trzymany przez siebie nóż. Ich zdaniem przebieg rany i jej długość (aż 9,5 cm), mówią, że ugodzenie nie było przypadkowe, nie mogło powstać w sytuacji opowiedzianej przez Ludmiłę. Okazało się bowiem, że w miejscu wskazanym przez kobietę nie było żadnych przedmiotów, na których mogłaby się oprzeć ręka Olka z nożem, a tylko wtedy ostrze mogłoby wejść tak głęboko. Zdaniem biegłych wbicie noża na głębokość kilku centymetrów w takiej sytuacji możliwe było tylko dzięki celowemu pokonywaniu oporu.
To ona
Zdaniem prokuratury sytuacja, w jakiej znalazł się 15-letni chłopiec, broniący matkę, przerosła go, dlatego uciekł z mieszkania, a winna zabójstwa jest jego matka. Śledczy uznali też, że w tej sprawie brak jakichkolwiek przesłanek, aby uznać, że kobieta działała w obronie koniecznej. Z Olkiem dobrze się znali, mieszkali razem, wspólnie pili alkohol. Sąsiadka potwierdziła, że w tym mieszkaniu była przemoc, ataki się powtarzały. To mężczyzna wszczynał awantury po alkoholu. Ludmiła jednak w jakimś sensie godziła się na to, nikomu niczego nie zgłaszała, incydentalnie pozwalała też, aby alkohol pił jej nieletni syn. Zdaniem prokuratury kobieta w dniu zdarzenia nie miała zniesionej czy ograniczonej poczytalności. Została więc oskarżona o zabójstwo - prokuratura chciała dla niej 12 lat więzienia. Sąd przychylił się do wniosku oskarżyciela, że Ludmiła powinna trafić do aresztu tymczasowego. Ta tymczasowość, po wielokrotnych przedłużeniach, ostatecznie trwała aż 2 lata.
Napisz komentarz
Komentarze