W czwartek, 5 grudnia, w auli Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu odbyła się uroczysta gala XV Dolnośląskiego Konkursu Literackiego o Laur Złotego Pióra „My Polacy, My Dolnoślązacy”, adresowanego do uczniów szkół średnich oraz uczniów VIII klas szkół podstawowych. Z sukcesem wróciła stamtąd Magdalena Konon ze Szkoły Podstawowej nr 6
Do konkursu stanęło 120 uczestników, którzy przesłali swoje prace pisane na jeden z dwóch proponowanych przez organizatorów tematów. Na uroczystą galę zaproszonych zostało 30 uczniów wraz opiekunami (w tym tylko cztery osoby ze szkół podstawowych!), których prace zostały wyróżnione przez jury. Wśród nich znalazła się jedna oławianka - uczennica "Szóstki". To Magdalena Konon z VIII f, która otrzymała wyróżnienie za pracę pt. „Kodalia”.
Niżej prezentujemy doceniony tekst.KODALIA
„ (…) dobrze być tam, gdzie człowiek ma swoje miejsce (…) dobrze mieć swoją bezpieczną przystań, do której zawsze można wrócić” (Stephen King). O moim intymnym miejscu na ziemi dolnośląskiej.
Na początku było Słowo... Ten, chyba najbardziej znany fragment „Księgi Rodzaju”, podkreśla sprawczą moc Słowa. Może to dlatego ludzie od zawsze opowiadali sobie różne historie? Może miały one pokazać, że na słowa trzeba uważać? Może chcieli nauczyć innych odpowiedzialności za nie? A może po prostu chciano zwrócić uwagę na to, że coś tak niematerialnego (i pozornie ulotnego) jak najbardziej ma realny wpływ na rzeczywistość? Moja historia, którą chcę dzisiaj opowiedzieć, zaczyna się tak...
Niedaleko Oławy, w niewielkiej wiosce Bystrzyca, mam takie miejsce, do którego od lat kocham przyjeżdżać. Kiedy tam jestem, zapominam o problemach. Tą bezpieczną przystanią jest... stajnia. Dlaczego akurat o takim mało romantycznym miejscu wspominam? Cóż, od dziewiątego roku życia jeżdżę konno. Poza tym miałam tam swoją przyjaciółkę, Kodalię. Byłam z nią bardzo związana, czasem miałam wręcz wrażenie, że rozumiała mnie bardziej niż niektórzy otaczający mnie ludzie. Gdy miałam więc wolne, zawsze spędzałam z nią czas.
Pewnego dnia Kodalia zachowywała się inaczej niż zwykle. Przede wszystkim nie chciała jeść, a gdy weszłam do stajni, nie ucieszyła się tak jak zwykle, lecz stała smętna w kącie ze wzrokiem skierowanym w ziemię. Zmartwiłam się, że coś jej dolega. Z trwogą w sercu postanowiłam zadzwonić do taty, który zawsze mnie wspiera i we wszystkim mi pomaga. Dzięki niemu skontaktowałam się z lekarzem, który jednak oświadczył, że przebywa z rodziną z dala do Bystrzycy i przyjedzie dopiero za trzy dni. Kiedy to usłyszałam, zaczęłam płakać. Spłakałam się jak bóbr. Wtedy tato przytulił mnie i zapewnił, że będzie lepiej. Zawsze mu wierzyłam, lecz tym razem czułam gdzieś w środku, że mój guru się myli. Wówczas wpadłam na pomysł, aby spać w stajni, obok Kodalii, by czuła obecność kogoś bliskiego. Poza tym nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić przyjaciółkę w tym trudnym czasie. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby podczas mojej nieobecności wydarzyło się coś złego - Kodalia zawsze była przy mnie, gdy tego potrzebowałam. Poprosiłam tatę, aby przywiózł mi czyste ubrania oraz coś do jedzenia. Zgodził się bez słowa.
Nadszedł wieczór. Miałam zamiar się przespać, ale nie mogłam zasnąć, ponieważ cały czas zerkałam na Kodalię. Słyszałam każde jej sapnięcie i ruch. Nawet nie wiem, kiedy minęły te trzy dni. Przeżyłam je ze ściśniętym z żalu sercem, w którym wzbierał lęk o przyszłość przyjaciółki oraz współczucie dla jej widocznego w każdym spojrzeniu ogromnych, mądrych oczu cierpienia. W końcu przyjechał weterynarz. Badał klacz przez prawie dwie godziny. Ten czas niemiłosiernie mi się dłużył, poza tym bałam się tego, co usłyszę. W końcu lekarz wyszedł. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. I rzeczywiście - oznajmił, że Kodalia jest ciężko chora. Na początku nie dotarło do mnie, że jej choroba oznacza nieodwołalne. Gdy zrozumiałam słowa lekarza, poszłam się przejść. Nie przypuszczałam, że pogodzenie się z losem będzie aż tak trudne. Myśl o rozstaniu z przyjaciółką doprowadzała mnie do płaczu. Gdy wróciłam do domu po długim spacerze, tato delikatnie zasugerował, że Kodalia będzie coraz bardziej cierpiała, więc lepiej byłoby ją uśpić. Ta wiadomość jeszcze bardziej mnie dobiła. Pomyślałam, że jeśli się prześpię, zaklnę w jakiś sposób rzeczywistość i Kodalia poczuje lepiej. Nie zaklęłam... Wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że klacz cierpi coraz bardziej. Dlatego zdecydowałam. Postanowiłam ją uśpić, gdyż nie mogłam patrzeć, jak cierpi. Lekarz ustalił termin zabiegu.
W końcu nadszedł najsmutniejszy dzień w moim życiu. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego akurat ona? Tak bardzo nie chciałam jej stracić, ale wiedziałam, że niczego nie mogę zmienić. Kodalia też wiedziała, co ją czeka. Pożegnała się ze mną wzrokiem jak z najlepszą przyjaciółką. Cóż, słowa nie zawsze mają moc naprawiania zła tego świata, jednak tak jak napisałam na początku, mają moc sprawczą. Jakie to słowa? Ano słowa Lisa, przyjaciela Małego Księcia, że „już na zawsze jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”. A „co to znaczy oswoić? Stworzyć więzy...” Ja oswoiłam Kodalię (a Kodalia oswoiła mnie). Nasza relacja przypomina korzenie, które już na zawsze przywiązały mnie do tego kawałka świata, który dzieliłyśmy ze sobą. Nie wiem, gdzie rzuci mnie los, gdy stanę się dorosłą Magdaleną. Wiem jednak, że bystrzycka stajnia tak głęboko zapadła mi w serce, że już zawsze będę do niej wracać (w myślach i w rzeczywistości), jak do najintymniejszego azylu na świecie.Magdalena Konon, kl. VIII b
Szkoła Podstawowa nr 6 im. Polskich Olimpijczyków w Oławie
Opiekun: Jolanta Szewczyk
Napisz komentarz
Komentarze