Gdy parę tygodni temu na profilu TuOlawa.pl pojawiło się ogłoszenie, że oławska grupa Beregynia szuka lokalu, w którym mogłaby produkować siatki maskujące dla armii ukraińskiej, odzewu nie było - wcześniej robiły te siatki w OCRS ale tam jest za mało miejsca. Telefony do paru lokalnych firm niewiele dały. Ostatecznie odpowiednie pomieszczenie udało się znaleźć w oławskim Zespole Szkół Specjalnych.
- Zaprosił nas tu dyrektor - mówi Inna Rozha z ukraińskiej grupy Beregynia. - Tutejsze stażystki też nam pomagają.
- Na pewno na czas wakacji mogą te siatki tu robić - zapewnia dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych w Oławie Robert Stępień. Deklaruje jednak, że i potem, gdy jego uczniowie już wrócą do szkoły, postara się zorganizować jakiś lokal na "produkcję wojenną".
Do połowy lipca Beregynia "wyprodukowała" około 10 siatek, które pojechały już na front. Trwają prace przy kolejnych. Do zrobienia jednej większej - takiej 10 na 4 metry - potrzeba paru dni. Cały czas pracuje tu kilka Ukrainek, które się wymieniają.
Do wykonania siatek maskujących potrzebne są siatki rybackie - oczka o wymiarach 4 na 4 cm. Gdyby ktoś takie miał, Beregynia prosi o kontakt, bo to spory koszt. Przykładowo bela takiej siatki 30 na 4 metry kosztuje ok. 500 zł. Te ciemnozielone skrawki materiału, które są wiązane na siatce, przekazała im fabryka produkująca wojskową odzież.
- W Zespole Szkół Specjalnych zrobiło się teraz jedno z nieformalnych lokalnych centrów pomocy Ukraińcom - mówi dyrektor Robert Stępień. - Bo to nie tylko udostępnienie lokalu na potrzeby produkcji siatek maskujących. Dwóch naszych pracowników, odpowiednio przeszkolonych, pracuje w komisjach maturalnych dla Ukraińców. Przeprowadzamy też staże dla obywatelek Ukrainy, których mężowie walczą na froncie. Te panie są też na wolontariacie, pomagając nam przy obsłudze dzieci z niepełnosprawnościami. Oczywiście wcześniej są u nas odpowiednio szkolone. Coraz więcej dzieci ukraińskich do nas trafia. Teraz mamy szóstkę, ale robiliśmy nabór do przedszkola i już jest kolejna piątka z Ukrainy. Generalnie staramy się wyszkolić podczas staży Ukrainki tak, aby potem same mogły pomagać swoim rodakom, choćby przy załatwiany wszelkich formalności. Słowem - pomagamy Ukraińcom, by sami sobie mogli pomóc.
Dlaczego to robią, skoro - jak mówią wszelkie badania - początkowa polska sympatia do uchodźców z Ukrainy topnieje z każdym miesiącem przedłużającej się wojny.
- Może dlatego, że jesteśmy otwarci i bardziej wrażliwi na pomaganie, na nieszczęścia - tłumaczy dyrektor Stępień. - Lepiej rozumiemy te mamy, które tutaj przychodzą z dziećmi. Łatwiej nam podejmować decyzje o pomocy, ponieważ na co dzień mamy bardzo dużo podopiecznych, którzy się borykają z podobnymi problemami. Jesteśmy więc chyba bardziej otwarci na wspieranie innych.
Szkolne animatorki czasu wolnego, które zajmują się polskimi dziećmi, w wolnym czasie zajmują się też małymi Ukraińcami w wieku przedszkolnym, aby ich mamy, które biorą udział w szkoleniach, spokojnie mogły z nich skorzystać. To ważne, bo wśród ukraińskich uchodźców przeważają właśnie matki z dziećmi.
- Te małe dzieci generalnie bywają dużym problemem dla ukraińskich mam, które mają problem z wyjściem z domu do świata, żeby coś zrobić - mówi dyrektor Stępień. - My im to ułatwiamy.
I na dowód, że to nie jednorazowa akcja, dyrektor pokazuje zdjęcie z konsulem generalnym Ukrainy we Wrocławiu - Yuriiem Tokarem i Oleną Ozhyiovą, która odpowiada za przeprowadzanie egzaminów dla uczniów z Ukrainy. Spotkanie odbyło się w czasie Jarmarku Wielkanocnego w ratuszu oławskim.
Napisz komentarz
Komentarze