To była sobota. Połowa września. Paulina, trzydziestotrzylatka z Oławy, zostawiła syna pod opieką babci, a sama wybrała się ze znajomymi na wrocławski koncert Majki Jeżowskiej w Starym Klasztorze. Wśród znajomych, z którymi poszła na koncert, był około czterdziestoletni mężczyzna, z którym kiedyś tworzyli parę, ale rozstali się pół roku wcześniej. Teraz od czasu do czasu jeszcze się spotykali, ale już jedynie na gruncie przyjacielskim.
Ona pracuje w jednej ze znanych oławskich firm produkcyjnym. On ma pracę zdalną, rekrutuje ludzi do pracy za granicą.
Już na koncercie były partner po wypiciu paru drinków zaczął mieć pretensje do Pauliny, że ma nieodpowiedni ubiór. Ostrzegła, go, że to się może skończyć większą kłótnią, ale nie na wiele się to zdało. Nic jednak nie zapowiadało aż takiego finału.
- Poprosiłam go o klucze do jego mieszkania, bo przed koncertem zostawiłam tam swoje rzeczy i psa - relacjonuje pani Paulina. - Chciałam sama pojechać z tymi kluczami taksówką do tego mieszkania, by zabrać swoje rzeczy, ale nie chciał mi ich dać, więc pojechaliśmy razem. Gdy szliśmy już tylko we dwoje w stronę taksówek, oblał mnie drinkiem, który wyniósł ze Starego Klasztoru, i uderzył w twarz. Szłam jednak z nim dalej. Nie miałam wyjścia, bo chciałam odzyskać swoje rzeczy i psa. W taksówce też zachowywał się agresywnie...
- Ubrałaś się jak ku...a! - krzyczał do niej, choć wcale nie była wyzywająco ubrana.
- Bluzkę miałam normalną, zabudowaną - tłumaczy pani Paulina. - Coś mu jednak odbiło, jakaś zazdrość się włączyła. Gdy w mieszkaniu zaczęłam zbierać swoje rzeczy, zamknął drzwi i nie chciał mnie wypuścić. Zaczęła się szarpanina, kłótnia. Wyzywał mnie od szmat i kur..w. Broniłam się, wyrywałam. Potem całe ręce miałam posiniaczone. On jest dwa razy większy ode mnie. Uciekałam za stół, ale agresywny był jak nigdy. Groził też, że mnie zabije, że nie powinnam żyć, że nie jestem nic warta. Traktował mnie jak swoją własność, a przecież już niemal od roku nawet nie byliśmy parą. Szarpał mnie.
Pod ręką akurat były kieliszki do szampana, więc by go odstraszyć, jednym rzuciła w jego kierunku. Trafiła w drzwi. Wtedy mężczyzna zaczął krzyczeć i ruszył w jej stronę. Drugim kieliszkiem trafiła go w skroń, z której popłynęła krew.
- Ten kieliszek spowodował u niego wściekłość - mówi pani Paulina. - Złapał mnie tak mocno, że nawet tydzień potem widać było siniaki na rękach. Wreszcie chwycił za masywne, drewniane krzesło. Celował w głowę. Zakrywając się przed ciosem podniosłam nogę i dostałam tym krzesłem w kolano. Upadłam na ziemię. Krzyczałam, że boli, że mam złamaną nogę...
Nie pomogły wołania, aby ją zostawił. Zaciągnął Paulinę pod drzwi wejściowe i rzucił na szkło z rozbitych kieliszków.
- Będziesz teraz, kur..o, leżeć na tym szkle! - usłyszała. Zaczął ją kopać. Potem chwycił za głowę i zaczął dociskać twarzą do szkła na podłodze. Na szczęście nie udało mu się. W dalszym ciągu jednak okładał ją rękoma, kopał, a nawet rzucał w nią butami.
Wszystko trwało mniej więcej pół godziny. Było już po godz. 22.00, ale nikt w klatce nie reagował na odgłosy walki. Wreszcie mężczyzna chwycił Paulinę za zdrową nogę i... wyrzucił ją za drzwi.
- Jak zwykłą szmatę, jak śmiecia - mówi pani Paulina. - Doczołgałam się do najbliższych sąsiadów, aby ktoś zadzwonił po pogotowie, bo nie wiedziałam, co jest z moją nogą.
Przyjechali. Policja też, ale mężczyzna nie otworzył im drzwi.
- Potem dowiedziałam, się, że tej samej nocy wyszedł na dyskotekę, zrobił potem w domu imprezę, a nawet wziął sobie jakąś dziewczynę, jakby się nic nie stało - opowiada pani Paulina.
Najwyraźniej mężczyzna nie przejął się całą sytuacją, za to mieszkanka Oławy trafiła na pogotowie, noga musiała być unieruchomiona, robiono jej prześwietlenie, tomograf. Okazało się, że kolano było solidnie skręcone, konieczny była specjalista, a operacja prawdopodobna.
Ponieważ obrażenia, jakich doznała, były solidne, sprawą z urzędu zajęła się wrocławska policja.
- Ze szpitala odebrała mnie przyjaciółka, którą poprosiłam o pomoc - opowiada pani Paulina. - Wiedziałam, że u mnie w domu nocują syn z mamą, więc chciałam przespać się poza domem i dopiero rano wrócić, by spokojnie opowiedzieć synowi wszystko. Gdy jednak rano zobaczył mnie w takim stanie, od razu w płacz.
Zaraz po zdarzeniu pani Paulina dostała solidne wsparcie od najbliższych, więc już w niedzielę po południu opisała całej zajście, aby ostrzec przed mężczyzną inne kobiety.
- Wiedziałam, że jest znany we Wrocławiu, imprezowy, z wieloma kobietami ma do czynienia - mówi pani Paulina. - Znajomi byli zszokowani, bo nie znali go z tej strony. Nie wiedzieli, jaki może być za zamkniętymi drzwiami.
Napisz komentarz
Komentarze