Był w okolicach dzisiejszego Domaniowa, który wtedy zwał się Thomaskirch. Dwa dni później, 6 lutego 1945, już nie żył. Rodzina otrzymała tylko zwyczajową formułkę, że "w boju za socjalistyczną ojczyznę, wierny wojskowej przysiędze, zginął śmiercią bohatera". Gdzie? Tego nie podali. Zresztą rodzinie było wszystko jedno. Zginął to zginął. go nie ma i tyle. Ale tak do końca to nie wierzyli w tę śmierć.
Koperta pierwsza
Mógłby się w niej znaleźć list z historią ostatnich chwil jego życia.
*
Niemiecki Wrocław bronił się. W nocy z 4 na 5 lutego 1945 wojska Armii Czerwonej na zachodnim brzegu Odry rozpoczęły przegrupowanie. W pobliże dzisiejszego Piskorzówka podeszły niemieckie czołgi wspierane przez piechotę. Przeciwnik szykował się do natarcia, gdy radzieckie wojska jeszcze nie zakończyły przegrupowania. Niemcy najpierw uderzyli czołgami i desantem, potem piechotą na transporterach opancerzonych. Bój rozgorzał na całym froncie.
6 lutego padał deszcz ze śniegiem. Świadkowie wspominają, że gęsty tuman mgły wisiał nad przednim krajem linii frontu i niczego nie było widać na pięćdziesiąt metrów. łgi poruszały się z wielkim trudem. Wtedy właśnie wojska radzieckie odpowiedziały Niemcom zmasowanym ogniem artyleryjskim, w ślad za tym ruszyła piechota. Ale przeciwnik trzymał się mocno, głęboko okopane czołgi były nie do przejścia. Natarcie trwało trzy doby, ale Niemcy wytrzymali. Wtedy podpułkownik Korniejew zadecydował o nocnym uderzeniu. Przygotowano batalion szturmowy. Tym razem atak był udany. Sowieci zdobyli Piskorzówek. W połowie lutego dywizja otrzymała rozkaz przecięcia autostrady Berlin-Wrocław.
To zadanie wykonano już bez Siemiona Miszczewskiego. Pochowano go na cmentarzu w Domaniowie. Po wojnie, gdy przygotowano oławski cmentarz żołnierzy radzieckich, ciało Siemiona przeniesiono do zbiorowego grobu, który oznaczono numerem 289.
Koperta druga
Mógłby to być list o pamięci.
*
- Siedmioro ich było rodzeństwa - opowiada Rimma Kabanowa z Moskwy, dziennikarka radia "Głos Rosji", dla której Siemion był wujkiem. - On był najmłodszy. Gdy rodzina dostała pismo, że zginął, nie wierzyli. Ktoś mówił, że Niemcy wzięli go do niewoli. Rodzina żyła tą nadzieją. Potem przyjechał do Moskwy ktoś, kto mówił, że go widział żywego wśród jeńców. Ten ktoś był tylko przejazdem, ale obiecał, że przyjedzie jeszcze raz i wszystko opowie. Nie przyjechał.
Mijał czas. Domna Fiedorowna, mama Siemiona, umarła. Zmarł też jedyny z braci, który przeżył wojnę. Historia Siemiona już nikogo nie interesowała. Wtedy Rimma postanowiła, że ktoś wreszcie musi znaleźć miejsce jego śmierci i sprawdzić jak to było naprawdę. Z Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej w Podolsku koło Moskwy dostała informację, że Siemion Miszewski zginął pod Domaniowem. Przyjechała do Polski.
Koperta trzecia
Mogłaby trafić do niej garść ziemi.
*
W 2005 roku Rimma wysypała na mogiłę nr 289, na oławskim cmentarzu, ziemię z Gołoskowa - rodzinnej wsi Siemiona. Do ziemi wsadziła kartkę z modlitwą. - Taka tradycja - mówiła. Zapaliła świeczkę i zostawiła kwiaty.
Grobu wujka szukała niemal trzy lata. Najpierw przez rosyjski Czerwony Krzyż, potem w Warszawie. Skontaktowano ją z księdzem Stanisławem Dragułą, byłym proboszczem z Niwnika, obecnie także kapelanem dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża. Na jego zaproszenie przyjechała do Wrocławia. Trafiła na oławski cmentarz. Nie kryła wzruszenia. Z grobu wzięła trochę ziemi...
Koperta czwarta
Pozostaje pusta. Bo Rimma chciałaby na bezimiennej mogile postawić informację o śmierci wujka. I jego zdjęcie. Takie ceramiczne, które przetrwa lata. Ma nadzieję, że zdąży do listopada. Zostawiła z redakcji zdjęcie Siemiona. Liczy, że ktoś pomoże...
Jerzy Kamiński
PS
Udało się spełnić wolę Rimmy. Na oławskim cmentarzu żołnierzy radzieckich jest tablica poświęcona Siemionowi - swoisty epilog tekstu sprzed lat. Jak zwykle w takim przypadku, nasi Czytelnicy nie zawiedli. Po publikacji tekstu odezwało się kilka osób, które pomogły sfinansować wykonanie i umieszczenie tablicy na cmentarzu.
- To taki ludzki odruch - mówił Andrzej Drabiński, który wsparł finansowa to przedsięwzięcie. - Może to przypadek, ale przeczytałem o tej sprawie właśnie wtedy, gdy sytuacja między Polską a Rosją zaczęła być coraz bardziej napięta. A taka tablica mogłaby być przykładem pozytywnym, że wcale tak być nie musi. Uczmy się szanować historię. Kiedyś niszczyliśmy ślady niemieckości na tej ziemi, dziś je szanujemy. Niech tak samo będzie z mogiłami żołnierzy radzieckich. To przecież fakt, że ci młodzi ludzie tu ginęli, a dzięki procesom historycznym jesteśmy tu teraz w polskiej Oławie. Nie można też zapominać o takim zwykłym ludzkim wymiarze tragedii, która tu się wydarzyła. A przecież w naszej kulturze utrwalenie miejsca czyjejś śmierci to minimum wymagań.
Inny Czytelnik, który zobowiązał się do pomocy w umieszczeniu tablicy, powiedział, że tekst go wzruszył. - Ja zostawiłem grób swojego ojca gdzieś daleko na wschodzie - mówił przez telefon. - Rozumiem więc poszukiwania tej dziennikarki i jej wolę, by bezimienna mogiła wzbogaciła się o nazwiska, jeśli tylko można je odtworzyć. Śmierć jest śmiercią, bez względu na to, kogo dotyka i w jakich okolicznościach. A w tym konkretnym przypadku przecież nikt się o nią dobrowolnie nie prosił.
Wiem, że temat żołnierzy radzieckich, zwanych czasem okupantami Polski, to temat być może śliski. Pamiętajmy jednak, że pierwszy krok już wykonaliśmy. Oto przecież całkiem niedaleko od Oławy, bo w Nadolicach Wielkich, jest wielka nekropolia żołnierzy niemieckich. Już raz udowodniliśmy, że potrafimy wznieść się ponad nienawiść, uprzedzenia i po latach uczcić nawet śmierć swoich najeźdźców. Uczcić śmierć ludzi - nie ich ideologię. Uczcić śmierć człowieka - nie jego dokonania. Chyba nie ma innej drogi do pojednania ze światem.
Równanie z ziemią jakichkolwiek mogił w ostatecznym rozrachunku nigdy nikomu nie wyszło na dobre. Zrozumienie tego zawsze jest chyba lepsze od późniejszego wstydu. Za zniszczony piękny stary cmentarz niemiecki w oławskim parku. Za zaniedbany cmentarz żydowski na Oławką. Za likwidowane poniemieckie obeliski, upamiętniające czyjąś śmierć. Za zapomnienie. Tak po ludzku.
*
Tekst ukazał się w "Gazecie Powiatowej - Wiadomości Oławskie" w październiku 2005
Napisz komentarz
Komentarze