Pod koniec procesu wybuchła dodatkowa sensacja, bo okazało się, że Gorgonowa jest w ciąży. Mało tego, przekonywała, że ojcem jej kolejnego dziecka też jest Henryk Zaremba, a do poczęcia miało dojść parę dni przed zamordowaniem jego córki Lusi. Architekt gwałtownie zaprzeczał i nigdy nie uznał tego dziecka za swoje. Dziewięć miesięcy po zbrodni, we wrześniu 1932, Gorgonowa urodziła w więzieniu córkę, której dała na imię Ewa, ale zwała Kropelką, bo - jak mówiła - do poczęcia wystarczy właśnie tyle. Ponieważ Zaremba nie uznał dziecka, Ewa otrzymała nazwisko panieńskie matki, Ilić. Córeczka przebywała w więziennym żłobku, a mama początkowo miała z nią kontakt - przynoszono ją do celi. Jest nawet zdjęcie, gdy Rita kąpie malutką Ewę.
Rita Gorgonowa w celi kąpie swoją córkę Ewę / NAC
Więzienie św. Michała w Krakowie; Rita Gorgonowa w celi ze swoją córką Ewą / NAC
Zeznaje śledczy - z prawej Rita Gorgonowa w charakterystycznym futrze
Na wolności ślad ginie
Ostatecznie Gorgonowa wyszła z więzienia w Fordonie (dziś to Bydgoszcz) wcześniej, bo 3 września 1939 roku, na mocy amnestii z powodu wybuchu wojny. Szeroka opinia publiczna straciła z oczu słynną morderczynię. Wiadomo, że po wyjściu z więzienia najpierw była w Poznaniu, ktoś widział ją tam w styczniu 1940. Potem przeniosła się do Warszawy, gdzie trafiła do schroniska dla przesiedlonych. Była nawet oskarżona o kradzież torebki jednej ze współlokatorek, ale że nie było mocnych dowodów, w maju 1941 roku sąd ją uniewinnił. Nie udały jej się próby nawiązania kontaktu z córkami, ani z Romą, ani z Ewą/Kropelką, która rok po urodzeniu najpierw trafiła do lwowskiego sierocińca, a w 1942 roku do klasztoru zakonu służebniczek pańskich w Tarnowie. Tymczasem jeszcze w 1941 roku Rita wyjechała w Lubelskie, do Turobina. Podobno zajmowała się handlem, skupowała po wsiach rąbankę i sprzedawała ją. I tu właśnie, w okolicach Lublina niknie ślad Gorgonowej. Ponoć wyszła za mąż za Kańskiego, zwanego we wsi "profesorem". Ślub mieli wziąć w kościele w Gródkach, ale w księgach parafialnych nie zachowała się metryka ślubu. W każdym razie prawdopodobnie od tej chwili Gorgonowa stała się formalnie Emilią Margaritą Kańską. Męża jednak wkrótce aresztowano za przekręty finansowe, a kobieta przeniosła się w 1944 roku do Lublina. Są wspomnienia z tego okresu, bo ktoś ją widział i rozmawiał z nią już jako z Emilią Kańską, ale czy to na pewno była Rita Gorgonowa czy tylko ktoś, kto mówił, że nią jest?
W artykule Marka Telera "Nazywam się Kańska, Emilia Kańska - nowe dokumenty w sprawie Gorgonowej", opublikowanym na portalu Histmag.org jest informacja o materiałach w warszawskim Archiwum IPN, z których miałoby z nich wynikać, że w czerwcu 1945 roku kobieta była przesłuchiwana przez sąd w sprawie napaści na nią w gminie Turobin. Zeznając podała, że była córką Jana, urodziła się w 1901 roku w Dalmacji i odsiadywała w latach 1931-1939 karę ośmiu lat więzienia za zabójstwo. Sprawę napaści ostatecznie umorzono.
Wiadomo ze wspomnień innych osób, że Gorgonowa/Kańska szukała wtedy kontaktów z rodziną w Jugosławii, ale planowała też wyjazd na Dolny Śląsk do Oleśnicy. Mąż znajomej ze wsi miał ponoć poniemiecką kaszarnię czy młyn. I tu już ślad Gorgonowej urywa się ostatecznie. Co się z nią działo potem? Możemy tylko przypuszczać, bo dowodów nie ma. Pojawiają się za to nazwy miejscowości, w których miała przebywać. Brzeziny Śląskie (obecnie dzielnica Piekar), Polanica Zdrój, Opole, Wrocław. Niektórzy sugerują, że w późniejszych latach wyemigrowała do Ameryki Południowej, Jugosławii lub Włoch.
Co jakiś czas sprawa powraca na wierzch życia publicznego. To jej poświęcony jest wyprodukowany w 1977 r. głośny film w reżyserii Janusza Majewskiego zatytułowany "Sprawa Gorgonowej". Powstają materiały dziennikarskie, książki, a zbrodnia wciąż wywołuje emocje, nie tylko wśród prawników, których kolejne pokolenia analizują, czy wyrok był prawidłowy czy jednak sędziowie nie pomylili się.
Raz jeszcze
Kolejna fala zainteresowania wypłynęła niedawno, gdy potomkowie Gorgonowej zaczęli mówić o wznowieniu słynnego procesu. Jak się bowiem okazało, Ricie nigdy nie udało się odnaleźć ukochanej Kropelki, lecz ona - Ewa Krystyna Ilić - całe życie nie ustawała w poszukiwaniach najpierw matki, a potem jej grobu. Pisała listy do Polskiego i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, a w poszukiwaniach pomagał jej Edmund Żurek, autor książki "Gorgonowa i inni". Bezskutecznie próbował ją odnaleźć w Bytomiu, Opolu, Wrocławiu, Szczecinie i Zielonej Górze. Słyszał, że widziano ją handlującą w Opolu i Wrocławiu, ale poza domysłami nie ma dowodów.
Ewa Ilić, choć już dziewięćdziesięcioletnia, wciąż wierzy w niewinność matki. Podobnie wnuczka Rity - Margarita Ilić-Lisowska.
W 2014 roku obie zapowiedziały rewizję wyroku, by doprowadzić do rehabilitacji Gorgonowej. Mówią, że nigdy nie jest za późno na sprawiedliwość.
- Ależ oczywiście! Uważam, że ona była niewinna - mówi mi stanowczo Margarita Ilić-Lisowska. - Studiowałam nawet akta sprawy, więc to nie tylko moje wewnętrzne przekonanie, ale wnioski po przestudiowaniu akt.
Adwokatem rodziny jest szczeciński prawnik Michał Olechnowicz, który w nowym procesie chciałby wykazać słabość materiału dowodowego w sprawie poszlakowej oraz to, że na tamten wyrok wpłynęła panująca wtedy atmosfera linczu. W 2014 roku przekonywał, że zamierza sprawdzić, czy obrażenia, jakie odniosła Lusia Zarembianka, rzeczywiście mogła zadać kobieta i czy profil psychologiczny Rity Gorgonowej pozwalałby na tak brutalny mord. Dotąd jednak, choć minęło 8 lat, nie udało mu się znaleźć niczego, co pozwalałoby prawnie zakwestionować wyrok z 1933 roku.
- Wszystkie możliwości, które były dostępne na pewnym etapie, były zweryfikowane i sprawdzone - mówi mi dziś mecenas Olechnowicz. - Teraz jest kwestia tego, czy pojawi się coś nowego. Sprawa jest więc w jakimś sensie zawieszona.
W to, że ostatecznie uda się ją wznowić, coraz mniej wierzy także wnuczka Rity.
- Nie, nie uda się z bardzo prostego powodu - mówi. - Brak funduszy. Bo potrzebne byłyby nowe ekspertyzy, nowe opinie biegłych. Dopóki był szum medialny, biegli byli chętni, ale potem wszystko się przełożyło na pieniądze, a na to nas po prostu nie stać. Najzwyklejsza proza życia.
Gdy w 2015 roku przychodzi do niej list od Izy spod Oławy, nadzieja wraca. Choćby tylko na odnalezienie grobu.
Milczenie
- To jest sprawa, która nie powinna wychodzić, więc wioska milczy - mówi dzisiaj Iza. - Na wsi jest zasada, że nie kapuje się na sąsiada. A rodzina Kaziuków nadal tu mieszka. Jak się wprowadziliśmy, syn sąsiadki powiedział nam, że tu była Gorgonowa. Ja znałam to nazwisko, ale skąd dziecko by znało? Spytałam więc o nią sąsiada. Dla wszystkich osób, z którymi rozmawiałam, oczywiste było, że ona tu przebywała. Zaciekawiło mnie to, bo w książkach ślad Gorgonowej po wojnie się urywa. Wtedy odezwałam się do jej wnuczki, że jest taki ślad. Ucieszyła się.
Gdzieś "między Wrocławiem a Kluczborkiem" - opisuje ją Cezary Łazarewicz w książce "Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej", ale nie podaje nazwy.
Parę godzin chodzenia po wsi i bez trudu potwierdzam słowa Izy. Wszyscy rozmówcy wiedzą o Gorgonowej, choć tylko z opowiadań, bo ci, którzy mogli ją znać, już nie żyją. Nawet pani Eleonora, najstarsza we wsi, parę miesięcy temu skończyła 100 lat, pamięta, że mieszkała tu kiedyś Gorgonowa, ale nigdy jej widziała, a tuż po wojnie miała własne sprawy, bo dziecko się urodziło.
- Na wsi jeden na drugiego nic nie powie - potwierdza sołtys, który oczywiście też zna tę wiejską historię, ale woli o niej nie opowiadać. A przynajmniej nie pod nazwiskiem.
Ostatecznie wszyscy proszą o anonimowość, poza pijaczkiem spod miejscowego sklepu oraz byłym radnym, któremu nie wypada udawać kogoś innego.
Każdy opowiada po swojemu, wersje różnią się szczegółami, ale główna nić historii jest ta sama. Kobieta, którą nazywają Gorgonową, po wojnie przyjechała tu ze Wschodu, prawdopodobnie z Lublina, gdzie urywa się sprawdzalny ślad Rity.
- Może myślała, że na Zachodzie się ukryje? - domyśla się głośno Iza.
Mieszkała albo nad sklepem, albo w przedwojennym domu koło cmentarza. Ten dom to bardziej mała willa na skraju wsi. Dość nietypowa jak na wieś, przynajmniej dziś, bo po remoncie nie ma starych zabudowań gospodarczych, żadnej zagrody czy stodoły. Gorgonowa miała mieszkać w nim na piętrze, a pracować niedaleko, w wiejskim sklepie przy głównej ulicy. Miejscowi używali nawet zwrotu "sklep Gorgonowej".
Była bogata, kilka razy słyszę nawet o wiaderku złota. Chodziła w futrze, czego wieś nie mogła ani przeoczyć, ani wybaczyć. To były lata powojenne, tuż po 1945.
Naprzeciwko mieszkali Kaziukowie, z którymi była zaprzyjaźniona i robiła jakieś interesy. Ponoć łączyła ich też wspólna lubelska przeszłość.
Wspólny we wszystkich opowieściach jest też los Gorgonowej.
- Nagle przepadła - mówi Iza. - Podobno milicja jej szukała. - Zaginęła w tajemniczych okolicznościach - Były Radny potwierdza przekazywaną z pokolenia na pokolenia informację i precyzuje. - Niby wyjechała do Szwecji w ciągu jednej nocy
- Ludzie powiedzieli milicjantom, że wyjechała do Ameryki Południowej, to jej nie szukali - swoją wersję przekazuje Pan z Rowerem.
- Pokłócili się o złoto - dopowiada Dorota. - Tak ludzie mówili na wiosce. Gorgonową załatwili, a na drzwiach sklepu napisali, że wyjechała po towar. I Kaziuk do końca mówił, że wyjechała po towar. A ona rzekomo leży w dołach pod lasem.
- Dokładniej panu nie powiem, ale tak z przepytania to wiem, że Kaziuk niby ją odwiózł na stację kolejową, a w drzwiach był ślad po kuli - mówi Pan z Rowerem. - Moja mama widziała. Ja tylko z opowieści to znam.
- Od jednej osoby usłyszałam, że zwłoki wywieziono do lasu - to z listu Izy do wnuczki Gorgonowej. - Od drugiej, że pewnie na ogrodzie zakopane. Skłaniałabym się ku opcji drugiej, bo ryzyko drogi do lasu byłoby zbyt wielkie...
- Jeżeli jest gdzieś tu zakopana, to tylko w lesie... - mówi Były Radny. - A czy to jest powiązane z tą przedwojenną historią? Tu mam wątpliwości, bo nie ma dowodów, powiązań, tylko nazwisko. Przy czym nie wiadomo, czy prawdziwe. Są plotki, domniemania... To jest może taka historia, że ludzie coś tam usłyszeli przed wojną, skojarzyli sobie z tą panią, która krótko mieszkała u nas, a potem zaginęła. Nawet znaleźć grób jej w lesie, to już za późno.
Ale jest i trzecia wersja.
- Słyszałam, że ją wmurowano w jakiś dom - opowiada Pani z Centrum Wsi. - Skąd się dowiedziałam? Było tak. W tym mieszkaniu nad sklepem, w którym urzędowała Gorgonowa, zamieszkał młody człowiek z żoną w ciąży. Kiedyś przyszedł do pani Marianny, która dziś już nie żyje. Żalił jej się. że w nocy nie może spać, bo ciągle coś po strychu chodziło. Gazety i książki były przewracane. Ponoć fruwały. Opowiadał, że jak wyszedł tam kiedyś w nocy, to jakieś oczy się w wlepiły. I tylko oczy widział. A że miał akurat ksiądz chodzić po kolędzie, więc pani Marianna doradziła mu, aby poświęcił ten strych. Usłyszałam wtedy od niej, że to może Kaziuk wsadził Gorgonową w ten komin i zamurował.
Ostatecznie ksiądz poświęcił strych i już był spokój.
Odkopcie!
O tym, co się stało, może też opowiedzieć Dorota, bo na własne oczy widziała wlot po kuli w drzwiach willi. Nie, nie w tych głównych, od ulicy, tylko od pokoju.
Napisz komentarz
Komentarze