- HELP, czyli szczęśliwa 13-stka?
- (śmiech) Można tak powiedzieć. Od dłuższego czasu naszą grupę tworzy 13 osób, czyli 12 kobiet: Asia, Emilka, Ewa, dwie Agnieszki, Madzia, Anita, Alina, Marta, Renata, Jadzia, Kasia i jeden mężczyzna - Artur. Jako HELP prawie w tym samym składzie działamy parę lat W roku 2023 obchodziliśmy 5-lecie. Do tej pory sami byliśmy sobie sterem i okrętem, czyli nie byliśmy grupą sformalizowaną. Teraz chcemy co nieco zmienić.
- Dlaczego i co konkretnie
- W niedalekiej przyszłości chcielibyśmy powołać zarząd i zarejestrować się w urzędzie. Dzięki temu będziemy mogli oficjalnie występować do włodarzy miast i gmin o dotacje czy dofinansowania, bo bez tego trudno jest działać. To po pierwsze. Po drugie potrzebujemy konta bankowego, bo często zdarza się, że ludzie chcą pomagać, ale w formie przelewów, więc pieniądze nam uciekają, a nasza działalność jest i chcemy aby nadal była otwarta i transparentna. Najważniejszym problemem jest jednak dla nas brak lokalu, siedziby, miejsca, gdzie można się z kimś spotkać, czy nawet zrobić zebranie i porozmawiać. Nie o wszystkim można rozmawiać spotykając się w restauracji.
- Ale do tej pory radziłyście sobie bez tego
- Tak, ale do tej pory często korzystałyśmy z uprzejmości Tomasza Jurczaka i jego Studio Reklamy WENA, który udostępniał nam lokal na spotkania albo szukałyśmy jakichś innych miejsc. Teraz, chcąc sformalizować działalność, musimy mieć konkretny adres. Zarejestrowanie działalności pod prywatnym adresem wiąże się z różnymi ograniczeniami, więc zależy nam, aby to nie był adres domowy żadnej z nas. Poza tym zbieramy różne fanty, mamy różne sprzęty i wszystko to trzymamy w domach, garażach, u przyjaciół i gdzie to tylko możliwe, więc jak czasem trzeba coś szybko zorganizować, to pojawia się problem, bo nie wiadomo gdzie co jest albo wymaga transportu. Gdybyśmy mieli lokal, wszystko byłoby w jednym miejscu i nie trzeba by było nic szukać, jeździć, kombinować.
- A próbowałyście już jakoś pozyskać taki lokal na siedzibę?
- Tak. W 2022 roku wysłałyśmy do Urzędu Miasta w Oławie, do burmistrza. pismo w sprawie udostępnienia nam jakiegoś lokalu, ale dostałyśmy odmowę z informacją, że w zasobach miejskich nie ma takiego miejsca. Zaproponowano nam możliwość spotkań w Oławskim Centrum Rozwoju Społecznego, ale niestety nie ma tam zaplecza kuchennego ani magazynowego, a możliwość spotkań jest uzależniona od grafiku, a my mamy czasami akcje spontanicznie.
- A w innych samorządach?
- Starostwo zapewne by nam pomogło, ale dysponuje majątkiem skarbu państwa, więc nadzieja jest tylko w pomocy miasta. Wójt gminy Oława Artur Piotrowski udostępnia nam czasem świetlice, np. gdy lepimy pierogi, ale to wszystko też jest tylko grzecznościowe, bo w gminie są koła gospodyń wielskich i organizacje gminne, które też z tych świetlic korzystają. Jeżeli chodzi o samorządy, to tylko miasto mogłoby nam pomóc w znalezieniu lokalu. Teraz nie ma dla nas miejsca, ale czasy się zmieniają i może będą większe możliwości. Mamy taką nadzieję.
- Działacie głównie na terenie miasta?
- Tak. I nie chcemy tego zmieniać, bo jesteśmy ograniczeni pieniędzmi, czasem, no i lokalem. Większość z nas pracuje zawodowo, a na działalność charytatywną poświęca życie prywatne jako wolontariusz. Nie możemy więc pomagać wszystkim, chociaż dostajemy prośby o wsparcie z różnych stron. Większość akcji prowadzimy więc na terenie miasta i powiatu oraz we współpracy z miastem i mieszkańcy są chyba z tego zadowoleni, a przynajmniej tak dają nam to odczuć, aczkolwiek nigdy medalu czy wyróżnienia za naszą działalność nie dostaliśmy. Nie, nie chcemy żadnego medalu, chcemy lokalu (śmiech).
- Ale na wsparcie waszych rodzin nie możecie chyba narzekać?
- Oj nie! I bardzo im za to dziękujemy. Często bywa tak, że na działalność charytatywną poświęcamy cały swój wolny czas, przez co praktycznie nie ma nas w domach. Kiedyś od córki, która potrzebowała mojej pomocy, a ja kolejny raz odmówiłam, tłumacząc że idę na zebranie, usłyszałam "tylko ten HELP i HELP" (śmiech) - mówi jedna z dziewczyn. Więc tak, rodziny bardzo nas wspierają, pomagają, wożą, babcie pilnują dzieci, a mężowie i nasze dorosłe dzieci są bardzo wyrozumiali i pomocni, za co jeszcze raz bardzo im dziękujemy.
- Jak w ogóle powstał HELP, czyli Heroiczna Ekipa Lokalnej Pomocy?
- Zaczęło się od nieżyjącej już Eli Wojdyły. Jedna z naszych koleżanek, Renia Dziurka, była z nią bardzo blisko i pomagała jej w organizowaniu różnych akcji pomocowych. Z czasem Eli było coraz trudniej, więc zaczęła jej pomagać coraz większa grupa dziewczyn. Gdy zmarła, okazało się, że pomocy potrzebuje Ewa Leszczyńska i jej choroba była takim momentem, gdy po raz pierwszy wszystkie zgromadziłyśmy się w jednym miejscu, w jednym celu i... tak zostało. Niektóre z nas indywidualnie znałyśmy się już wcześniej, ale to choroba Ewy nas połączyła. Wtedy coś między nami zaiskrzyło, chociaż mamy bardzo różne charaktery. Jeżeli chodzi o samą nazwę, to wymyślił ją dla nas Szymon Barabach, a grafikę logo Monika Nędzarek.
- W ilu akcjach pomocowych wzięłyście udział przez te pięć lat swojej dotychczasowej działalności?
- Nie liczyłyśmy tego (śmiech). Co roku robimy dokładne sprawozdanie z działalności i publikujemy je naszym profilu facebookowym, bo zależy nam, aby nasza działalność była przejrzysta i transparentna. Tylko w roku 2023 brałyśmy udział w 30 różnych akcjach pomocowych i wydarzeniach, ale ile było w ciągu pięciu lat? Mamy akcje cykliczne, które organizujemy dla swoich stałych podopiecznych, jak nasze "serduszkowe dzieci", które wspieramy regularnie zbierając m.in nakrętki do serduszek, organizując dla nich licytacje na naszym profilu społecznościowym czy biorąc udział w różnego rodzaju kwestach, podczas których sprzedajemy ciasta, pierogi, fanty. Pozdrawiamy rodziców naszych serduszkowych dzieci, bo mamy z nimi mega dobre relacje i owocną współpracę. Pomagamy też innym osobom, które proszą nas o to, a jest ich coraz więcej.
- Którą z takich akcji wspominacie najczęściej?
- Każda ma w sobie coś niepowtarzalnego. Dużą akcję, w sumie maraton akcji, rozbiłyśmy dla Marty Zakowicz. Potrzebna była duża kwota, liczył się czas, więc trzeba było szybko działać. Byłyśmy jedną z grup, które wtedy zbierały dla niej pieniądze, a nie było łatwo bo była pandemia ale wspólnymi siłami się udało. Albo gdy szyłyśmy maseczki. Pamiętamy wszyscy, jak było o nie trudno, gdy zaczęła się pandemia. Więc zbierałyśmy materiały, siedziałyśmy po domach i kto umiał, to szył, a reszta rozwoziła do potrzebujących. Do tej pory niejedna z nas ma je w domu. Później wybuch wojny i akcje dla Ukraińców. Zbiórki żywności, ubrań, które trzeba było segregować, posprawdzać, zorganizować wydawanie tych rzeczy. Pracy było wtedy naprawdę bardzo dużo, ale czuliśmy się potrzebni i to było miłe. Kiedyś przyłączyłyśmy się też do akcji dla Majeczki i Partyka.W czerwcu 2023 otrzymaliśmy zaproszenie do udziału w turnieju charytatywnym piłki nożnej "Stal-Fox Cup". Przyjechały piłkarskie gwiazdy, a wśród nich my, czyli drużyna HELP. Pomysł narodził się przy kawie. Najpierw jako żart, ale po chwili już przestał nim być. Poprzebierałyśmy się w odpowiednie stroje, stworzyłyśmy drużynę, wzięłyśmy kilka lekcji u profesjonalnego trenera Sebastiana Sobczaka, za co mu bardzo dziękujemy, i zagrałyśmy z mistrzami, a przy okazji sprzedawałyśmy fanty i udało się zebrać pokaźną kwotę ponad 34 tys. zł. Innym razem, na zaproszenie sołtysa Bystrzycy Michała Rado, i z pomocą naszych bliskich, graliśmy w charytatywnym turnieju piłki siatkowej, chociaż żadna z nas nie uprawia sportów drużynowych i nawet tego nie lubi, ale jak trzeba, to trzeba, no i później jest co wspominać albo z czego się pośmiać (śmiech). Pod koniec 2023 razem z drużyną Moto-Jelcz Oława i stowarzyszeniem ich kibiców zorganizowaliśmy super turniej dla naszych "serduszkowych dzieci" - też było wzruszająco i radośnie.
- Jesteście w stanie zrobić wszystko, by pomóc innym?
- Prawie wszystko (śmiech).
Napisz komentarz
Komentarze